Zbigniew Boniek: Czy polscy piłkarze wygrają Euro 2008?

Jak będzie na Euro? Każecie mi pan patrzeć w szklaną kulę, a ja wróżką nie jestem. Powiem jedno: cuda zdarzają się raz na dwadzieścia lat. A ostatni cud miał miejsce na mistrzostwach Europy cztery lata temu, kiedy złote medale zdobyli Grecy. Wszystko jednak zależy od tego, w jakiej formie będą nasi piłkarze na starcie Euro, bo wyniki osiągane przed turniejem w meczach towarzyskich są nic nie warte.

Reklama

Leo Beenhakker w jednej z reklam wypowiada bardzo mądre słowa - step by step, czyli krok po kroku. Nie wszyscy Polacy rozumieją angielski, ale idea jest mniej więcej jasna. Powoli, nie spieszmy się, sukces przyjdzie z czasem. Najpierw awans, potem ciężka praca na zgrupowaniach i wreszcie runda grupowa mistrzostw. Jak wyjdziemy z grupy, to będzie wspaniale. Naprawdę. W 1974 i 1982 roku marzyliśmy tylko o tym, aby wyjść z grupy. To bardzo zdrowe podejście. Dlatego - optymizm oczywiście tak, ale umiarkowany - tłumaczy DZIENNIKOWI.

Niedawno jednak Beenhakker powiedział też, że jedziemy po złoty medal. Nie podejrzewam go o "pompowanie balona sukcesu”. Jest na to zbyt inteligentny. Pewnie ma swoje powody. Musi jednak lepiej poznać polską rzeczywistość. Bo my go odbieramy tak - jak nam drogi Leo coś powie, to szalejemy, wpadamy w euforię. Ale niestety nasi piłkarze zaraz odczuwają ogromną dodatkową odpowiedzialność. Nie mamy jakichś super gwiazd, które radzą sobie z każdą presją. W Polsce jest coraz więcej gazet i telewizji. Pod względem rozmiarów krytyki i pochwał dogoniliśmy już Zachód, a w niektórych przypadkach i przegoniliśmy. Proszę mnie jednak zrozumieć - problemem nie są media, zapowiedzi i oczekiwania, a to, że piłkarze nie mają jeszcze zachodniej mentalności. Szybko się spalają. Jest wesele do pierwszego meczu. Przegramy i zaczyna się wielka stypa.

Nie chcę zajmować honorowego miejsca w loży krytyków selekcjonera, ale mam swoje zdanie. Gdy mówimy o Beenhakkerze, używamy głównie przymiotników w stylu "cudowny”, "świetny”, "jedyny”. Traktujemy go wyjątkowo, bo w niektórych przypadkach po prostu lepiej patrzy się nam na obcokrajowców. Jeśli mówi po angielsku, to pewnie jest lepszy od tego, co mówi po polsku. Nie przeczę, że Leo jest świetnym fachowcem, mądrym facetem. Jego kadra rozegrała bardzo dobre mecze, choćby z Portugalią, ale jego poprzednicy Jerzy Engel i Paweł Janas też mieli wspaniałe spotkania - na przykład z Norwegią albo Austrią.

Piłka to prosta gra. Zanim Beenhakker wpoił zawodnikom swoją filozofię, przegraliśmy z Finlandią. Potem wygraliśmy parę meczów, ale gdy piłkarze byli zmęczeni, to ponieśliśmy porażkę w Armenii. Z filozofią Beenhakkera na ustach. Decyduje więc dyspozycja w danym dniu. Jak twój piłkarz jest zmęczony, to niewiele zdziałasz.

Chciałbym jednak podkreślić, że życzę Beenhakkerowi jak najlepiej. Nie jesteśmy jeszcze na takim poziomie, jak wielu ludzi uważa. Gdy słyszę, że wylosowaliśmy łatwą grupę, to śmiać mi się chcę. Włosi mają więcej pokory i dalej zajdą. Oni nie mówią, że zamierzają zdobyć złoty medal mistrzostw Europy. Nie myślą nawet o finale. Chcą tylko wyjść z grupy, cało i zdrowo. A potem - mówią - zobaczymy. Bo przecież na Euro jest jeszcze ciężej niż na mistrzostwach świata. Poziom jest wyższy, bardziej wyrównany. Mam nadzieję, że Beenhakker, zapowiadając walkę o złoty medal, jest inteligentniejszy, niż nam się wydaje. Istnieje bowiem taka teoria psychologiczna, według której im większe cele się stawia, tym łatwiej potem osiągnąć chociaźby te mniejsze.

Reklama

Jan Tomaszewski: Czy Artur Boruc zostanie najlepszym siatkarzem na całej planecie?

Artur na pewno ma szansę stać się europejskim numerem jeden. A skoro europejskim, to i światowym, bo wszyscy najlepsi grają przecież na naszym kontynencie.

Dlaczego jestem takim optymistą? Borucowi szansę stwarzają imprezy, w których zagra. I nie myślę tu wcale o Lidze Mistrzów, a przede wszystkim o mistrzostwach Europy. To jest impreza, która długo zostaje w pamięci i która kreuje wielkich, nieśmiertelnych bramkarzy. W Korei w 2002 roku szansę na skorzystanie z tej szansy przejścia do historii miał Jerzy Dudek, ale jej nie wykorzystał. Liczę, że teraz inaczej będzie z Arturem.

Boruc jest Polakiem, czyli członkiem drużyny ocenianej tak, jak Austria - jako słabeusz. Grając w bramce naszej kadry będzie więc szczególnie łatwo zabłysnąć, bo przecież będziemy się głównie bronić, a nie atakować. Wystarczy wspomnieć ostatni mundial i mecz z Niemcami - tam Boruc błysnął najbardziej. By zostać światowym numer jeden musi jednak dobrze grać także w meczach ze słabszymi rywalami, a to akurat nie zawsze mu wychodzi. Musi być zawsze skoncentrowany.

Dlaczego tyle mówię o Euro, a nie wspominam specjalnie o Lidze Mistrzów? Bo tam wszyscy grają bardzo dobrze. Fenomenalny jest choćby Iker Casillas, każda jego interwencja jest wysokiej klasy. Ale te rozgrywki są co roku i są w nich mecze mniej ważne. A mistrzostwa Europy są co cztery lata. Po świetnym występie w takim turnieju można marzyć o wyborze do jedenastki roku.

Ryszard Bosek: Czy polscy siatkarze mają szansę pokonać Brazylię?

Powiedzmy sobie szczerze: my musimy w to wierzyć, wierzyć muszą także zawodnicy, ale... prawdopodobieństwo, że tak się stanie nie jest wielkie. Brazylia to najlepszy zespół globu, grający momentami fenomenalnie. Ma oczywiście gorsze dni, ale zdarzają się one najczęściej na początku mniej ważnych turniejów. W Pekinie Brazylijczycy będą świetni, bo zawsze tacy są w roku olimpijskim. Dopaść ich będzie więc wyjątkowo ciężko. Nie tylko nam. Każdemu.

Na razie musimy sie martwić, żeby w ogóle z Brazylią w tym roku zagrać. Tymczasem mamy poważny kłopot w postaci wywalczenia olimpijskiej kwalifikacji, podczas gdy mistrzowie świata mają już zapewniony wyjazd do Pekinu i komfort przygotowań. Powiedzmy sobie szczerze – naszym problemem nie będzie w tym roku walka z Brazylią, a właśnie wyjazd na igrzyska olimpijskie. O tym, czy uda się zrealizować plan zadecydują sami zawodnicy. Trzeba życzyć im więc na ten rok wiele zdrowia oraz siły i woli walki. Bo styczniowe kwalifikacje w Izmirze wygra ten, kto wykaże się największą determinacją. I nie można mówić, że ewentualnie zostanie nam druga szansa i wyjście awaryjne w postaci turnieju interkontynentalnego. On odbędzie się dopiero w czerwcu i jeśli na niego będziemy szykować szczyt formy, możemy nie zdążyć z kolejnym na Pekin.

Nie rozmawiajmy więc na razie o Brazylii, a mówmy o rywalizacji z zespołami z Europy. Z naszego kontynentu trudniej awansować do igrzysk niż podjąć tam walkę o medal. Jeśli tam pojedziemy po wygranej w styczniu w Izmirze, mamy szansę na miejsce na podium w Pekinie. A czy także na pokonanie Brazylii? Cóż, to tylko sport. A w nim przecież wszystko jest możliwe.

Wojciech Fibak: Czy Agnieszka Radwańska wygra Wimbledon?

Gdyby jej się to udało, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem. Jak wiadomo niespodzianki się zdarzają, tenisistki spoza ścisłej czołówki odnoszą czasem niespodziewane sukcesy w imprezach wielkoszlemowych. Mało utytułowana Francuzka Marion Bartoli wyeliminowała najlepszą obecnie na świecie Justine Henin i zagrała w finale Wimbledonu. Realistycznie patrząc życzyłbym jednak Agnieszce regularnych występów w ćwierćfinałach wielkoszlemowych, pamiętajmy, że ona ciągle jeszcze ten etap ma przed sobą.

Agnieszka ma wszelkie atuty aby sięgnąć wyżej. Na korcie potrafi wszystko. Jej tenis nigdy nie będzie atletyczny, jednak nie w tym tkwi jej siła. Jest nią gra inteligentna, intuicja, precyzyjne plasowana piłka. Jeśli chodzi o elementy techniczne - powinna popracować nad drugim podaniem, bo ciągle jest zbyt delikatne i chętnie wykorzystywane przez rywalki. Ale nie zdarzają jej się podwójne błędy serwisowe, utrapienie wielu świetnych tenisistek. Agnieszka w ogóle ma silną psychikę, nie peszą jej pełne trybuny. Jest stworzona do meczów o wielką stawkę. Niestety w tych mniej ważnych spotkaniach często brakuje jej motywacji. Po wspaniałym, obserwowanym przez cały świat zwycięstwie nad Szarapową, przyszedł mecz z Shahar Peer. Specjaliści wiedzą, że Agnieszka nie zagrała w nim na 100 procent swoich możliwości.

Jeśli kariera Agnieszki będzie harmonijnie się rozwijać, na pewno za kilka lat doczekamy się sukcesów na Wimbledonie. Jej styl gry jest stworzony na trawę. Ta nawierzchnia eliminuje piłki liftowane, chętnie stosowane przez większość tenisistek. Agnieszka z takich uderzeń w ogóle nie korzysta, co daje jej sporą przewagę. Tak jak świetne poruszanie się, gra kontowa, kontrola siatki.

Miejmy nadzieję, że dobre wiadomości dotrą do nas nie tylko ze strony Agnieszki. Polacy mogą wygrać ze Szwajcarami w Pucharze Davisa, a wtedy otworzy się przed nimi szansa awansu do grupy światowej - po raz pierwszy od czasu, kiedy ja grałem w reprezentacji.

Irena Szewińska: Ile medali zdobędą Polacy na igrzyskach w Pekinie?

W Atenach wywalczyliśmy dziesięć medali i myślę, że w Pekinie nie powinno być gorzej. Trudno precyzyjnie przewidzieć przyszłość, ale liczę na kilkanaście krążków. Może dwanaście, może piętnaście, chociaż szans medalowych można wskazać więcej. W 2007 roku Polacy zdobyli około dwadzieścia medali na mistrzostwach świata. Wiadomo, że nie wszystkie z tych osiągnięć powtórzą się na igrzyskach, ale na pewno pojawią się nowe osoby, musimy być przygotowani na niespodzianki.

Kto stanie na podium? Mamy światowych faworytów wśród pływaków. Możemy liczyć na kajakarzy, wioślarzy. Ciężarowcy też mają szanse. Nie można zapomniećo grach zespołowych – siatkarkach i siatkarzach, ale oni ciągle nie zapewnili sobie startu w Pekinie. Lekkoatletów wymieniam na końcu, nie dlatego, że tych szans nie mają, ale ponieważ to dziedzina najpilniej przez mnie obserwowana i o nich chciałabym opowiedzieć najwięcej. Z medalami z Pekinu mogą wrócić płotkarze Marek Plawgo i Anna Jesień. Duże nadzieje wiążemy ze startem męskiej sztafety 4 x 400 m, chłopcy zdobyli brązowy medal na ostatnich MŚ w Osace. Nasze tyczkarki to światowa czołówka. Monika Pyrek w Osace znalazła się wprawdzie poza podium, ale osiągnęła tę samą wysokość, co brązowa i srebrna medalistka. Wierzę także, że do walki o medale włączy się Anna Rogowska, która ma wielkie możliwości, chociaż jej ostatni sezon nie należał do udanych. Miłą niespodziankę mogą nam sprawić miotacze - Tomasz Majewski w pchnięciu Kulą i Piotr Małachowski w rzucie dyskiem, nie wspominając o świetnych młociarzach Kamili Skolimowskiej i Szymonie Ziółkowskim.

Podsumowując te prognozy, trudno założyć, że będą to igrzyska wszechczasów, ale Polacy sportowcy z pewnością obronią honor. Pamiętajmy, że przez olimpijczykami stoi zadanie o wiele trudniejsze nić jeszcze kilkanaście lat temu, czy w czasach, kiedy ja startowałam. Wówczas w zmaganiach olimpijskich brało udział znacznie mniej drużyn. Był jeden Związek Radziecki, a dziś są to reprezentacje wielu krajów. Podobnie z byłą Jugosławią czy Czechosłowacją. To wpływa na zaostrzenie konkurencji, bo w dyscyplinach lekkoatletycznych z danego kraju może wystartować tylko trójka najlepszych zawodników.

Jan Szturc: Co z Klimkiem Murańką?

Klimek Murańka ma wielki talent. Jak na swój wiek jest wspaniałym skoczkiem. W gronie rówieśników, a nawet zawodników starszych o rok czy dwa jest w tej chwili najlepszy na świecie. Nie przypadkiem zdobył dwa medale seniorskich mistrzostw Polski.

Jest na tyle dobrze wyszkolony technicznie, że będzie radził sobie na wszystkich skoczniach, nie tylko w Zakopanem. Gdy będzie taka możliwość, trenerzy pierwszej reprezentacji zapewne wystawią go w kwalifikacjach do konkursu Pucharu Świata. Kariera przed nim długa, ale trzeba dać mu szansę już teraz. Oczywiście należy ograniczać ilość tak poważnych startów, ale spróbować powinien. Czy skacze na skoczni 60-metrowej, czy Wielkiej Krokwi, działają na niego podobne siły. Na mniejszym obiekcie, gdzie ląduje daleko za punktem konstrukcyjnym, musi radzić sobie ze znacznie większymi obciążeniami niż przy skokach na odległość 125 - 130 metrów. Klimek w powietrzu czuje się doskonale, można powiedzieć jak ryba w wodzie, ale z Adamem na razie nie wygra. Może się z nim kiedyś równać, lecz jeszcze w tym roku go nie przeskoczy.

Jerzy Kulej: Czy Andrzej Gołota zostanie w 2008 r mistrzem świata?

Bardzo mu tego życzę. A po ostatniej walce z tym Irlandczykiem McBridem jestem pewien, że te życzenia są realne. To zwycięstwo bardzo pomogło Andrzejowi. Irlandczyk na początku o mało go nie znokautował. Aż się spociłem, pomyślałem: cholera, znowu przegra. A Andrzej przetrzymał. Widać było, że odczuwa lęk przed ciosem rywala, ale konsekwencją, uporem i umiejętnościami ładnie wygrał. Nie jest tak błyskotliwy, ale jego forma daje nadzieję, że jeszcze powalczy z najlepszymi. I może zakończy karierę wspaniałym zwycięstwem?

Janek Szczepański, mistrz olimpijski w wadze lekkiej z Monachium, miał kiedyś zakaz startów. Przegrywał z frajerami, bał się, stresował. Jak rywal miał zeza, to Janek się spalał. A był bardzo dobrym bokserem. Wrócił do boksu po kliku latach samych treningów. I w Madrycie w 1971 roku został mistrzem Europy, a rok później mistrzem olimpijskim. Miał wtedy 33 lata. Czyli można. Mam nadzieję, że w walce z Irlandczykiem Andrzej miał ostateczny kryzys i teraz nikomu nie da się zaskoczyć.

Krzysztof Hołowczyc: Czy Robert Kubica zostanie w 2008 roku najbogatszym polskim sportowcem?

Odpowiedź na to pytanie to trochę wróżenie z fusów. Jedno mogę powiedzieć na pewno – Robert jest znakomitym sportowcem i zasługuje na to, by za swoją pracę i talent być znakomicie opłacanym.

Życzę mu coraz lepszych kontraktów. Pamiętajmy tylko, że Robert to cały czas młody człowiek, który zaczyna swoją karierę w Formule 1. A wiadomo, że na początku ci młodzi bardzo często nie mają bajońskich kontraktów, prezentując jednocześnie formę porównywalną, a nawet lepszą od tych zawodników, którzy zarabiają 10 razy więcej. Przykład? Chociażby Ralf Schumacher, który przez ostatnie lata sportowo leciał w dół, a finansowo w górę. Z kolei młody Brytyjczyk Lewis Hamilton, który o mały włos nie został mistrzem świata w debiutanckim sezonie i nie trafił do historii sportu, zaczynał 2007 rok od skromnych sum, wręcz śmiesznych jak na realia Formuły 1.

Robert ma wszystkie dane, żeby w F1 trafić na najwyższe piętro. I pod względem sportowym, i finansowym. I z całą pewnością na to najwyższe piętro trafi - przekonuje w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Ale wszyscy mamy świadomość, że najbogatszym sportowcem, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, jest Michał Sołowow, kierowca rajdowy startujący w mistrzostwach Polski. On jest królem finansowym wśród sportowców, przebił nawet Michaela Schumachera.