Środa, pierwszy dzień oficjalnego zgrupowania Polskiego Związku Narciarskiego przed Pucharem Świata. W domu Murańków na Skibówce telefon dzwoni bez przerwy, ale odbierać go nie ma komu. Mama robi zaopatrzenie na obiad dla turystów, których Murańkowie podejmują chyba najtaniej w Zakopanem - 30 złotych za noc. Domu pilnuje Leszek. Nie może rozmawiać, bo do powrotu taty ma doglądać gotującej się zupy ogórkowej.

Reklama

Krzysztof Murańka z Klimkiem mają być lada chwila. Żółty bus, którym na co dzień ojciec najmłodszego polskiego skoczka wozi turystów, zatrzymuje się prze willą Murańków krótko przed 15. Znowu mają niedoczas. Niewysoki blondynek w czarnej reprezentacyjnej kurtce z napisem Polish Ski Federation wali w zamknięte drzwi pokoju na parterze. "No, co się denerwujesz, już otwieram" - Leszek podbiega z kluczem i wpuszcza brata do ich wspólnego pokoju - opisuje DZIENNIK.

Dziś Klimkowi wolno wszystko. Cały dom wie, że skoczek jest w stresie i trzeba koło niego chodzić na palcach. Ale nikt też nie przepędza kilkuletnich zjazdowcom z klubu Ustroń Czantoria, którzy wbiegają za Klimkiem do pokoju braci i z nabożnym podziwem śledzą każdy jego ruch. Patrzą, jak wyskakuje z kombinezonu i w samych bokserkach staje na wagę. "Tata! Tata! Tragedia! Oni mnie zdyskwalifikują!" - krzyczy na cały dom, a Krzysztof Murańka rzuca wszystko i biegnie do pokoju. "Ważę 40,4. Trzeba będzie ciąć narty" - mówi Klimek, wchodząc po raz kolejny na wysłużoną domową wagę.

Murańka senior chwyta się za głowę i każe synowi biec po drugą, elektroniczą: "Tej starej nie można było ufać, bo zaniżała wagę, więc kupiliśmy nowiutką, z wyświetlaczem, ale teraz ambaras jest jeszcze większy, bo każda pokazuje inną wartość i nigdy nie wiadomo, ile Klimek waży. Jak będzie trzeba, to kupię jeszcze pięć, tylko której wtedy zaufać?" - zastanawia się ojciec.

Reklama

Tylko że teraz nie czas na zakupy. Za godzinę Murańkowie jadą na mierzenie stroju, który doda Klimkowi najwyżej dwa kilo. A ma być równo 44, żeby nie trzeba było o 4 centymetry skracać nart. Przez następne pół godziny Murańkowie zachodzą w głowę, jak w godzinę przytyć dwa kilo. "Kilogram czy półtora to nie problem. Wystarczy półtora litra wody, ale jak dzieciak ma skakać taki opity? Poza tym zawsze trzeba odliczyć dziesięć deko, które przed startem zabiera stres" - tłumaczy pan Krzysztof i stawia przed synem wielką puszkę z waniliowym proszkiem Gain Power, jaki stosują kulturyści

"To na tycie. Zalecił trener, a związek pozwolił stosować. Bo tak jak dorośli skoczkowie ciągle się odchudzają, tak mój myśli tylko, jak tu przytyć" - wyjaśnia starszy Murańka, a młody precyzyjnie odmierza kopiaste łyżki białej papki i miesza ją z pełnotłustym mlekiem. Wypija mieszankę duszkiem i biegnie po wagę. Cały dom wstrzymuje oddech. "Tata, 41,9!" - obwieszcza radośnie Klimek, a wynik potwierdza po kolei dziesięć osób - zjazdowcy z Ustronia, pan Krzysztof i na końcu reporterzy DZIENNIKA.

Z obu Murańków błyskawicznie schodzi napięcie. "Z tym mierzeniem i ważeniem to naprawdę kłopot, bo na zawodach w Polsce nikt nigdy tych dzieci nie waży i nie skraca im nart. Kto by się tam brał za mierzenie, jak wiadomo, że dzieciaki i tak skaczą w nartach od klubu, a klub ma takie deski, jakie uda mu się kupić" - wyjaśnia Krzysztof Murańka. "Od incydentu w słoweńskim Kranju, kiedy Klimek okazał się za lekki i musieliśmy skracać mu narty, te całe wymiary spędzają nam sen z powiek. To dla dziecka prawdziwy stres. Nie dość, że startuje razem z dwa razy starszymi, doświadczonymi zawodnikami, to jeszcze musi martwić się o każdy dekagram ciała" - dodaje.

Reklama

Media od rana szumią o tym, że Klimkiem zainteresował się Edi Federer, austriacki menedżer Adama Małysza, Kamila Stocha, Thomasa Morgensterna i Gregora Schlierenzauera. Tymczasem Krzysztof Murańka dowiaduje się o tym od reporterów DZIENNIKA. Jego reakcja jest daleka od entuzjazmu: "Federer? Raczej mu podziękujemy. Po co nam wielcy sponsorzy, jakieś Red Bulle? My mamy umowę z fabryką okien ABM Jędraszek i jesteśmy bardzo zadowoleni. Sponsor finansuje wszystkie wydatki, a Klimek nie potrzebuje przecież kokosów. Naprawdę, czasem lepiej nie mieć za dużo" - ucina rozmowę pan Murańka.

Póki może, chce trzymać syna jak najdalej od sportowego biznesu, chronić w nim dziecko, które sportem przede wszystkim się cieszy, a nie na nim zarabia. Teraz na przykład zastanawia się, jak tu uprosić prezesów PZN, by pozwolili Klimkowi spać w domu. "On nie chce nocować w COS-ie z tymi wszystkimi Małyszami. No bo o czym on, dziecko, ma rozmawiać z tymi starymi końmi. Wyraźnie peszy się i wstydzi. Woli zostać w domu" - Murańka senior głaszcze syna po głowie.

Nie ma czasu, ale podejmuje nas przy wielkim stole najlepszą kawą ze śmietanką. Przeprasza, że nie odbierał telefonu. "Ja tu od wczoraj nie wiem, za co się złapać, a dziennikarze dzwonią do mnie bez przerwy. Już sobie nawet uspokajający dzwonek ustawiłem, coby mnie nie stresowało, że ktoś w dobrych intencjach telefonuje, a ja nie mogę odebrać" - tłumaczy. Nerwy koi Krzysztofowi Murańce motyw muzyczny z serialu "Janosik". Melodia rozbrzmiewa mniej więcej dziesięć razy na kwadrans.

Śpieszy się bardzo, bo oficjalne ważenie w Centralnym Ośrodku Sportowym wyznaczono na godz. 17.00, a on z synem chce się zważyć pierwszy, żeby zdążyć na szóstą do kościoła. Dzisiaj środa i nowenna do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy to dla pana Krzysztofa prywatna modlitwa cudów. Przed ważnymi wydarzeniami w życiu nie opuszcza żadnego z dziewięciu cotygodniowych nabożeństw. Tego samego nauczył Klimka.

"Ja już wiele razy w życiu się przekonałem, że wszystko na świecie zależy od Pana Boga. Jeżeli taka będzie jego wola, to Klimek skoczy w Pucharze Świata dobrze. Ale jeśli zdecyduje inaczej, to żadne starania tego nie zmienią. Ja i moja rodzina pokładamy całą ufność w Panu Bogu i Najświętszej Panience" - mówi Krzysztof Murańka i przytacza osobiście wymodlone cuda. "Trzy razy uciekłem śmierci spod kosy, bo Pan Bóg mnie uratował. A moja żona? Miała 19 lat, kiedy zachorowała i przeszła poważną operację. Ordynator mówił, żebyśmy nawet nie pytali o dzieci, bo nie ma szans. A ja dzięki nowennom wyprosiłem od Matki Boskiej całą moją szóstkę" - Murańka senior wskazuje na oprawione w ramki zdjęcia dzieci.

Klimek ma w jadalni prawdziwą galerię. Jego medale i puchary zajmują tu całą ścianę. Nikt ich już nawet nie liczy. Przybywają bez przerwy, zakrywając powoli figurki z Matką Boską. Wkrótce zajmą ścianę z oprawionymi w ramkę wycinkami prasowymi. Murańkowie chcieli przenieść je do pokoju Klimka, ale za nic nie chciał oddać miejsca na akwarium. "Rybki to jego wielka pasja, ciągle dokupuje nowe i planuje większy zbiornik. Nie będziemy mu na siłę wpychać tych pucharów i medali" - tłumaczy pan Krzysztof.

Na trofea nadawałaby się może ściana pod komputerem, ale i o tym nie ma mowy, bo Klimek nie zrezygnuje z gier komputerowych. Wirtualnie nie skacze, tylko bierze udział w rajdach. Dlatego bo w prawdziwym życiu naskacze się wystarczająco.