DZIENNIK: Siergiej Bubka słyszał, jak umawiałyśmy się na rozmowę i powiedział: "żadnych wywiadów przed zawodami". Zawsze go pani słucha?
Jelena Isinbajewa*: Szczerze mówiąc takie było i moje zdanie. W dzień zawodów nie powinnam tracić koncentracji i energii. To byłoby nieprofesjonalne. Muszę dbać przede wszystkim o własną pracę.

Reklama

Na mityng do Bydgoszczy przyleciała pani spejalnym samolotem, prosto z gali rozdania nagród sportowych Laureus w Sankt Petersburgu.
Zorganizowano dla mnie podróż prywatnym samolotem z mityngu w Doniecku na galę do Sankt Petersburga, a stamtąd do Bydgoszczy. Miło lata się prywatnym samolotem - wygodnie, bez czekania w tłumie.

W Sankt Petersburgu siedziała pani obok prezydenta Władimira Putina. To pani kibic? Rozmawiało nam się bardzo przyjemnie, zresztą jak zwykle, bo nie spotkałam go po raz pierwszy. Prezydenta poznałam w 2004 r. po igrzyskach w Atenach. Myślę, że nazywać go moim kibicem to trochę za dużo, ale z pewnością życzliwie śledzi moją karierę. W ogóle lubi sport i dużo zrobił dla rosyjskich sportowców. Na przykład zadbał o to, żeby mistrzowie dostawali odpowiednie wynagrodzenie od państwa.

Na zdjęciach z gali wygląda pani olśniewająco, aż trudno uwierzyć, że ta osoba w eleganckiej sukience zaledwie dwa dni wcześniej pobiła kolejny rekord świata. Czuje się pani gwiazdą?
Nie wiem, nie jestem w stanie tego ocenić. To mogą powiedzieć inni, przyglądając mi się z zewnątrz. A sukienka... Zaprojektował ją Roberto Cavalli. Bardzo miło mi słyszeć, że się spodobała.

Reklama

Czy pani forma nie jest zbyt dobra jak na początek roku olimpijskiego? Niektórzy lekkoatleci rezygnują z sezonu halowego, żeby z najlepszą dyspozycją trafić na czas igrzysk.
Wiem o tym, ale ja wolę jak najwięcej startować. Muszę ćwiczyć odporność na stres ? wtedy na każdych kolejnych zawodach lepiej daję sobie radę z presją. Nad tym trzeba pracować tak samo, jak nad formą fizyczną. Poza tym kiedy zbyt długo się trenuje, przychodzi znużenie. Wtedy potrzebny jest taki emocjonalny zastrzyk energii, który dają tylko zawody.

Można powiedzieć, że Donieck to dla pani szczęśliwe miejsce, co roku zimą bije tam pani rekordy.
Donieck to na ogół moje pierwsze zawody w sezonie halowym. Jestem wtedy świeża, rwę się do rywalizacji. To wielka radość skakać przy takiej publiczności ? oni naprawdę mnie kochają, dopingują tak, że rosną mi skrzydła. Poza tym bardzo ważne jest dla mnie to, że te zawody organizuje Siergiej Bubka.

Czy przed kolejnym atakiem na rekord świata czuje pani coś specjalnego?
Może jakiś szczególny głód skakania. Kiedy on się we mnie skumuluje, wtedy przychodzi wynik. Natomiast to, co odczuwam po pobiciu rekordu to coś zupełnie innego niż radość po normalnym zwycięstwie. To takie szczególne podniecenie, coś, za czym tęsknię, co chciałabym odczuwać jak najczęściej. Właśnie dzięki niemu czekam na każde kolejne zawody.

Reklama

Kolejne rekordy biła pani w szczególnych momentach - w finale igrzysk, albo wygrywając halowe MŚ, pokonując aktualną mistrzynię świata Swietłanę Fieofanową i mistrzynię olimpijską Stacy Dragilę. Czy presja panią mobilizuje?
Zdecydowanie tak. W ekstremalnych sytuacjach potrafię dać z siebie najwięcej. Nie wiem, jak to się dzieje, nie mam nad tym kontroli. Po prostu strasznie pragnę wygrać. Cała moja energia, koncentracja i wszystkie siły podporządkowują się temu pragnieniu. Bardzo pomaga mi też silna konkurencja - im lepsze rywalki, tym wyżej kończą się moje konkursy. Przez całą moją karierę to były różne osoby. Zaczęło się od ery Dragili, potem była Fieofanowa, bardzo wysoko skakała też Ania Rogowska.

Przez dwa sezony - 2004 i 2005 - biła pani rekod za rekordem, a potem coś się rozregulowało i rekordów przestało przybywać, przynajmniej na otwartym stadionie. Dlaczego?
Nawarstwiło się wiele czynników. Przede wszystkim w moim życiu osobistym zaszło wtedy wiele zmian. Wyprowadziłam się z domu od rodziców i w ogóle z Rosji, rozstałam się z trenerem Trofimowem. Bardzo to wszystko przeżywałam, pojawiły się problemy psychologiczne. Przez to nie mogłam skupić się tylko na skakaniu.

Co zmienił pani nowy trener, Witalij Pietrow?
Staraliśmy się udoskonalić moją technikę. Miałam dobre podstawy, niczego nie musiałam uczyć się od nowa. Po prostu skorygowałam drobne błędy. Wcześniej skakałam dobrze, ale Witalij Pietrow sprawił, że moje skoki stały się perfekcyjne. Ufam mu w stu procentach, to mistrz wśród trenerów, prawdziwy geniusz. Wystarczy spojrzeć na wyniki, jakie osiągnęli jego zawodnicy, np. Bubka.

Myśli pani, że prześcignie Bubkę w ilości rekordów świata ? on pobił ich 35, pani jak dotąd 21.
Oczywiście, że chciałabym dorzucić kilka rekordów do jego wyniku. To możliwe, mam jeszcze dużo czasu.

Trener Pietrow chciałby, żeby młodo skończyła pani karierę. Jego zdaniem kobieta musi mieć czas na rodzinę.
Chciałabym skakać do mistrzostw świata w Moskwie w 2013 roku. Mam nadzieję, że forma i zdrowie pozwolą mi do tej pory pozostać na szczycie, bo tylko stamtąd chciałabym odchodzić. Będę miała wtedy 31 lat, to świetny czas, żeby zacząć myśleć o dzieciach i rodzinie.

Oficjalnie jest pani oficerem armii rosyjskiej, ale chyba nie planuje pani przyszłości w mundurze?
Raczej nie. Po skończeniu kariery wciąż chciałabym być blisko sportu. Myślę o pracy w IAAF lub Komitecie Olimpijskim. Chciałabym zrobić coś, żeby dzieci miały lepsze warunki do uprawiania sportu.

Pani ulubionymi zwierzętami są delfiny. Czy to prawda, że kilka ma pani na własność?
Niestety, to tylko plotka. Ale mam masę figurek delfinów i biżuterii w ich kształcie. W Bydgoszczy skakałam w kolczykach ? delfinach. Miałam też kontakt z żywymi delfinami, dwa razy pływałam z nimi w basenie. W dotyku są aksamitne i ciepłe. Trener nauczył mnie kilku komend, specjalnych gestów, na które delfiny reagują. Dla mnie delfiny są jak małe dzieci, dają mi tyle samo radości.

p

*Jelena Isinbajewa lat 26, mistrzyni świata i olimpijska w skoku o tyczce, jako pierwsza kobieta przekroczyła barierę 5 m (5.01)