Wśród 22 tys. publiczności podczas zawodów w Holmekollen to Polacy stanowili większość i wszędzie widoczne były polskie flagi we wszystkich rozmiarach z nazwami miast chyba z całej Polski - "Szczecin", "Kołobrzeg", "Warszawa-Ursynów", "Turek", "Gryfino", "Czarnków" i wiele innych.

Reklama

"Podczas kiedy Norwegowie jedli długie niedzielne śniadanie, Polacy byli już dawno na skoczni i pokazali nam, że jak jest impreza masowa, to należy przychodzić na nią wcześnie. Dokonując inwazji na Holmenkollen pokazali, że w Polsce skoki są sportem zimowym numer jeden" - skomentował dziennik "Aftenposten".

Norwescy sprzedawcy przed skocznią oferowali flagi, szaliki i czapki tylko w dwóch wersjach - norweskiej i polskiej, a jeden z norweskich operatorów telefonicznych rozdawał Polakom polskie flagi z reklamą tanich rozmów do Polski. Spiker zawodów przywitał kibiców po polsku, chociaż z norweskim akcentem "Dzień Dobry Polska", a tuż przed skokiem Adama Małysza w pierwszej serii ogłosił już po norwesku: "Panie i Panowie, uwaga ... teraz będziemy mieli króla. Skacze król, sam w swojej osobie król tej skoczni".

Na pytanie PAP jak się czuje król Holmenkollen, Małysz odpowiedział z uśmiechem "Ja królem? Prawdziwy król siedzi przecież na trybunie". Rzeczywiście, na trybunie honorowej był obecny król Norwegii Harald z małżonką Sonją oraz specjalnie zaproszona królowa Danii Margrethe. Obecni byli również książę Haakon z żoną Mette Marit oraz ich dwoje dzieci.

Reklama

Konkurs zakończył się pokazem fajerwerków przy muzyce norweskiego kompozytora Edwarda Griega.

Jeszcze w tym roku skocznia Holmenkollen po 116 latach istnienia zostanie rozebrana, a na jej miejsce wybudowana nowa, na której odbędą się mistrzostwa świata w 2011 roku.