Możliwy scenariusz wygląda tak: prawnicy wydziału dyscypliny zbierają się na posiedzeniach, ale odmawiają orzekania kar degradacji. Swoją decyzję uzasadniają niejasnym statusem zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Działa on w okrojonym 32-osobowym składzie po rezygnacji Henryka Kasperczaka, Wita Żelazko i Kazimierza Fiedorowicza (powodem dymisji dwóch ostatnich osób były zarzuty o charakterze korupcyjnym), choć z przepisów wynika, że jeżeli w statucie związku zapisano konkretną liczbę członków, to należy ją niezwłocznie uzupełnić - czytamy w "Przeglądzie Sportowym". Tak jest w PZPN.
Może się zatem okazać, że wyroki wymierzane przez organ dyscyplinarny, którym kieruje mecenas Adam Gilarski są bezprawne. Dlaczego? Ponieważ Gilarski został powołany na funkcję szefa Wydziału Dyscypliny właśnie przez ten uszczuplony zarząd PZPN. Władze piłkarskiej federacji przedstawiły wprawdzie niezależną opinię eksperta, który twierdzi, że prawo nie zostało naruszone, ale prawnicy WD mogą mieć nadal obawy.
"Żadna opinia nas nie przekonała. Nie odważę się podjąć aż tak poważnych decyzji, skoro nikt nie rozwiał moich wątpliwości" - mówi mecenas Paweł Nogal. Deklaracja może mieć poważne konsekwencje, bo już niedługo postępowanie dyscyplinarne obejmie Jagiellonię Białystok i Koronę Kielce. Te sprawy powinny się zacząć przed tygodniem, ale wtedy nawet nie odbyło się posiedzenie.