"Chociaż nie pojawiło się wiele osób, ale najważniejsze, że kibice odwiedzili siedziby prawie wszystkich okręgowych związków. I nie tylko okręgowych, widziałem zapalone znicze np. w Częstochowie. Co równie ważne, do akcji przyłączyły się osoby nie związane do tej pory z naszym ruchem. Wyszliśmy na ulice, to jest godne podkreślenia" - powiedział rzecznik prasowy stowarzyszenia "koniecpzpn.pl" Filip Gieleciński.
Rzecznik prasowy PZPN Janusz Atlas zaznaczył, że w polskiej tradycji symboli zapalanie zniczy ma inny wymiar. "To hołd składany nieobecnym. Naszym ukochanym bliskim, a także wielkim ludziom, autorytetom, których nam brakuje. W tej sytuacji uważam sobotnią akcję za profancję tego zwyczaju. Nie mam nic więcej do dodania".
Kilkanaście osób przyszło pod siedzibę Warszawskiego Związku Piłki Nożnej przy ulicy Brackiej.
"Bardzo dobrze, że solidaryzują się z nami kibice w innych miastach. To dopiero początki protestu przeciwko działalności PZPN. Jeśli rząd nie był w stanie tego zrobić, może ruch społeczny będzie skuteczniejszy" - ocenił koordynator akcji w stolicy Przemysław Biały.
Inicjatorzy protestu uważają, że powinien być zmieniony system wyborów do władz związku i jego struktur terenowych. Żądają audytu i bardziej transparentnej działalności piłkarskiej centrali.
Fani, którzy przyszli ze zniczami na Bracką, uważają, że kluby niszczą ruch kibicowski. Nie są w stanie zrozumieć, dlaczego karze się ich grzywnami za zmianę miejsca na stadionie, zabrania wnoszenia flag i wywieszania transparentów. "Musi być wspomaganie ukochanej drużyny" - mówili.
W Poznaniu akcja miała znikome zainteresowanie. Pod siedzibą Wielkopolskiego ZPN pojawiło się trzech protestujących oraz... kilkunastu przedstawicieli mediów. Jeden z fanów przyniósł wieniec z czarną wstążką "ostatnie pożegnanie".
"Akcja jest na początku swojej drogi, dlatego wiele osób dopiero się przygląda i zastanawia nad przyłączeniem do nas" - tłumaczył małe zainteresowanie protestem Marcin Tomkiewicz.
Prezes WZPN Stefan Antkowiak krytycznie odniósł się do pomysłu kibiców. Zasugerował, by znicze zapalać na cmentarzach, a protestujących zaprosił na merytoryczną dyskusję.
Tylko jeden kibic przyszedł pod siedzibę Podlaskiego Związku Piłki Nożnej w Białymstoku. Stało już tam kilka postawionych wcześniej zniczy - nie były jednak zapalone.
Przedstawiający się jako Paweł powiedział dziennikarzom, że nie jest związany z żadną organizacją, a przyszedł, bo jest fanem piłki nożnej. Według niego znicz to symbol przemijania. "Zapalany chyba w rocznicę wyboru Grzegorza Laty na prezesa PZPN". Dodał, że to również "żółta kartka" pokazana władzom związku. Nie jest pewny, czy działania w ramach akcji stowarzyszenia "koniecpzpn.pl" przyniosą pożądany efekt.
"Warto jednak pokazać, że są ludzie, którym sytuacja w polskiej piłce nie podoba się. PZPN wydaje nieporównywalnie większe środki na własne cele, niż na szkolenie młodzieży; brak też postępów w reprezentacji kraju" - powiedział Paweł.
Pod katowicką siedzibą śląskiego związku pojawiło się po południu kilkanaście osób. Przed drzwiami zapalono znicze, ustawiono też klepsydrę zawiadamiającą o śmierci polskiej piłki nożnej w wieku 90 lat. Nie wywołało to żadnej reakcji, ponieważ w sobotę budynek był raczej opustoszały.
"Za drugim, trzecim razem będzie nas znacznie więcej. Mogę zdradzić, że szykujemy kolejną akcję, tym razem związaną z Mikołajkami. Jak wiadomo, niegrzeczne dzieci otrzymują tego dnia rózgi. Na razie więcej nie mogę zdradzić" - zaznaczył Filip Gieleciński.