Przegrana w tym meczu oznacza, że Włosi, tak jak cztery lata temu, powrócą do domu już po fazie grupowej.

Media apelują do piłkarzy o poczucie patriotyzmu. Natchnął je do tego trener Cesare Prandelli, na jednej z konferencji prasowych mówiąc, że piłkarze Urugwaju nie tylko rwą się bardziej od Włochów do piłki, ale też wkładają w swoją grę całą dumę narodową. Kiedy indziej włoskie media wyśmiałyby takie rozumowanie, dziś wszyscy przyłączają się do apelu selekcjonera, widząc, że na pierwszy rzut oka obie reprezentacje niewiele się różnią od siebie. Włochom wystarczy remis, by wyjść z grupy, ale mało kto wierzy w takie rozwiązanie.

Reklama

Ten mecz trzeba wygrać, pisze np. CdS, według którego dopiero w ostatnich dwudziestu minutach można będzie myśleć o remisie. Nie brak i swoistego zaklinania rzeczywistości próbą dyskusji na temat przyszłych przeciwników azzurrich. Gdyby zajęli oni w rezultacie drugie miejsce w swoje grupie D, w następnej fazie spotkaliby się z Kolumbią i znowu byłyby problemy. Może lepiej pierwsze miejsce, ale potrzebna byłaby pomoc Anglików, którzy musieliby wygrać z Kostaryką.

Ma się wrażenie, że kalkulacje ten służą jednak przede wszystkim odwróceniu uwagi od tego, co czeka włoska reprezentację wieczorem w brazylijskim mieście Natal. Przeciwko Urugwajowi stanie eksperymentalna para napastników Ciro Immobile i Mario Balotelli i w niej cała racjonalna nadzieja. Reszta to zaklęcia i amulety, wróżenie z fusów i wiązanie kciuków na supeł, o których piszą nawet najpoważniejsze gazety. Z najrozmaitszych powodów wszyscy Włosi chcieliby to więc mieć już za sobą.