Argentyńczycy mają przynajmniej dwa powody aby z zakończonego mundialu być zadowolonym. Raz, że tytuł wicemistrza świata nie jest żadnym powodem do wstydu. A dwa, że reprezentacja tego kraju okazała się zdecydowanie lepsza od drużyny sąsiadów i odwiecznych futbolowych rywali, czyli Brazylii.
W wielu miastach po wczorajszym finale chwilowy smutek i żal z niespełnionego marzenia szybko zastąpiła radość. W Buenos Aires tłumy zebrały się na centralnym Placu Republiki, pod charakterystycznym Obeliskiem, gdzie zazwyczaj świętowane są zwycięstwa argentyńskiej reprezentacji. I tak jak po zwycięstwie ludzie śpiewali, tańczyli i wymachiwali narodowymi flagami.
Celebrację niestety przerwały agresywne grupki, podpitych kibiców, którzy podpalili dwa telewizyjne wozy transmisyjne, zaczęli rozbijać witryny sklepów i demolować miejską infrastrukturę. Policja musiała użyć armatek wodnych, gazów łzawiących i gumowych kul.
Dzisiaj reprezentacja Argentyny ma wrócić do Buenos Aires i od razu zostanie przyjęta przez prezydent kraju Cristinę Kirchner, w pałacu prezydenckim Casa Rosada.