Co się właściwie stało na pierwszym etapie?
Urwał się główny wałek w skrzyni biegów. Nikt nie wie dlaczego tak się stało, bo żadna skrzynia do tej pory nie miała takiej awarii. Wyciągnęliśmy ją na środku pustyni i czekaliśmy na ciężarówkę serwisową, która przyjechała po czterech godzinach. Kontynuowaliśmy jazdę, ale strata była siedmiogodzinna. My mamy pecha, a inni w zespole szczęście, bo wszystkie skrzynie biegów od razu zostały wyciągnięte i zmodyfikowane.
To chyba jakiś wyjątkowy pech. W zeszłym roku też mieliście awarię skrzyni...
Wówczas urwał się tryb od przeciążenia. Można to jakoś wytłumaczyć. Tutaj był problem z głównym wałkiem, który całe obciążenie przenosi na skrzynię biegów i wszyscy są naprawdę zaskoczeni.
Co się w takiej chwili czuje?
Jest nam po prostu bardzo przykro, bo cały rok ciężko się przygotowywaliśmy do tego rajdu. Poświęcamy masę czasu na testy, wszystko jest ok, a tutaj na pierwszym odcinku coś się psuje. No nie jest to przyjemne.
Można o tym nie myśleć i skoncentrować się na dalszej jeździe?
Już się z tym pogodziłem, bo nic się nie da zrobić, ale wiadomo, że to będzie ciążyło do końca. Chcemy oczywiście dojechać i będziemy walczyć, ale ja już muszę myśleć o przyszłym Dakarze, bo moim celem wciąż jest podium.
Na drugim etapie też zajęliście dalsze miejsce. Co się stało?
Teraz jedziemy w grupie zawodników trochę wolniejszych, a jest to trudne, bo jest straszny kurz. Dzisiaj nie mogliśmy nikogo wyprzedzić i tak naprawdę nic nie zyskaliśmy, a nawet trochę straciliśmy. Przebiliśmy też cztery opony. Mieliśmy trzy zapasowe, więc jedną musieliśmy naprawiać, żeby dojechać do mety. Jak mieliśmy dwie przebite, to już wiedziałem, że będzie ciężko. Po trzeciej jechaliśmy bardzo ostrożnie, a i tak jakiś kamień ją z boku dotknął. Udało się jednak dotrzeć do mety, więc można powiedzieć, że dzisiaj mieliśmy trochę szczęścia.
Jak się naprawia oponę na środku pustyni?
Są takie plastry, które się wciska w dziurę. Pierwszy raz w życiu to robiliśmy i nie wierzyliśmy, że się uda, ale ta naprawiona opona wytrzymała jeszcze 70 kilometrów.
A jak się panu podoba trasa w Arabii Saudyjskiej?
Póki co to tylko piasek i kamienie. Mamy potencjał, żeby dobrze po tym jechać, ale musimy znowu znaleźć się w naszej grupie i odzyskać szybkość.
Czy w sytuacji, gdy nie macie już nic do stracenia będziecie walczyć za wszelką cenę do końca?
Po tych przygodach musimy wrócić na ziemię i powoli, powoli odbudować prędkość, bo jak tak dalej będzie szło, to możemy nie dojechać do mety. Na razie więc bez szaleństw.