Original by Motul, bo tak nazywa się ta kategoria, to wyzwanie dla najtwardszych. Zasady są proste - w czasie trwającego dwa tygodnie rajdu zawodnicy są zdani tylko na siebie. Muszą sami naprawiać motocykle, rozstawiać namiot na biwaku i rozwiązywać wszystkie problemy, których w tak trudnej imprezie nie brakuje.
Do dyspozycji mają skrzynkę narzędziową i jedną torbę na ubrania. Organizator zapewnia im też transport namiotu i zapasowych kół, ale przede wszystkim udostępnia reflektor niezbędny w czasie nocnych napraw.
Gdy zawodnicy zespołów fabrycznych idą spać, a ich maszynami zajmują się mechanicy, oni o odpoczynku mogą tylko pomarzyć. Na biwak często docierają w nocy, a już wcześnie rano muszą ruszać dalej, by zdążyć na start kolejnego etapu. Walczą ze sprzętem i własnymi słabościami, dlatego w dakarowej karawanie cieszą się dużym uznaniem.
Jarmuż startuje w Dakarze po raz trzeci, ale po raz pierwszy w tej wymagającej kategorii. Jak przyznał, pociąga go chęć przeżycia tego, czego doświadczali dakarowi pionierzy.
„Zawsze marzyłem, żeby wystartować w kategorii bez serwisu, tak jak kiedyś zaczynali w Afryce. To taki pierwotny Dakar, nikt mi nie może pomagać, każdą śrubkę muszę sam dokręcić” – mówił przed pierwszym etapem z Dżuddy do Al-Wadżh.
Na trasy najtrudniejszej off-roadowej imprezy świata wraca po 10 latach. W 2009 roku był 21. i trzeci w gronie 70 debiutantów, a rok później został sklasyfikowany na 27. miejscu.
„Czekałem aż organizator zmieni miejsce, bo zawsze marzyłem o Dakarze bardziej afrykańskim, a ten w Arabii Saudyjskiej powinien być do tego zbliżony. W Afryce miałem pojechać w 2008 roku, ale wtedy z powodu zagrożenia terrorystycznego rajd został odwołany” – wspomina.
Przyznał, że ma obawy przed startem. „Czy się boję? Strasznie! Im bliżej rozpoczęcia rajdu, tym bardziej myślę: Boże, co ja tutaj robię! Ale chcę się sprawdzić właśnie w takich hardcorowych warunkach. Nie przepadam za grzebaniem w motocyklu, ale jak się nie przewrócę i czegoś nie zniszczę, to raczej nie powinno być wielkich napraw, bo te stworzone do rajdów długodystansowych motory nie są zbyt skomplikowane” – podkreślił.
Jak dodał, bardzo pomogła mu obecność żony, która przyjechała go wspierać przed startem. O zajęciu konkretnego miejsca nie myśli, bo w tak trudnych warunkach wszystko może się zdarzyć.
„W tym roku w Original by Motul startuje 40 zawodników, najwięcej w historii. Będę się starał jechać jak najszybciej potrafię, ale ta kategoria jest nieobliczalna. Późne przyjazdy na biwaki, naprawy, to może wykończyć fizycznie. Jak w loterii – może wygram, a może będę 20.” – przyznał.
Etapy tegorocznego rajdu są wyjątkowo długie. Z pewnością najbardziej odczują to motocykliści tacy jak Jarmuż. Niezależnie jednak od zajętego miejsca zasłużenie uważani będą za bohaterów Dakaru.