Ale zraził do siebie tak wiele osób, że już niedługo buntownicy mogą położyć kres nie tylko rządom Bednarka, ale nawet prezesa PZPN Grzegorza Laty.

Jeszcze w tym miesiącu sąd w Szczecinie ma wydać orzeczenie, który może wywrócić polski futbol do góry nogami. Jeżeli rozłamowcy z zachodniopomorskiego udowodnią, że wybory w ich regionie (28 czerwca 2008 r.), kiedy prezesem tamtejszego związku na drugą kadencję został wybrany Bednarek, były nielegalne, będzie to kamyk, który może uruchomić lawinę. Posadę prezesa PZPN może stracić Lato, który został wybrany głosami między innymi nielegalnych delegatów z zachodniopomorskiego.

Reklama

Największym przegranym będzie jednak wiceprezes PZPN do spraw piłkarstwa amatorskiego - Bednarek. Były poseł Samoobrony poczuł się tak pewnie, że nie wystarczało mu, że obsadził rodziną oraz znajomymi wszystkie niemal możliwe stołki u siebie w regionie. Dawał im jeszcze zezwolenie na mocno podejrzane działania, a sam też wziął się za machlojki przy wyborach.

Protegowany Leppera
Kim jest jedna z najważniejszych postaci ekipy Laty? "To karierowicz, bardzo miernego wykształcenia" - opowiada jeden z opozycjonistów z regionu Bogusław Koszel. "Skończył jakieś technikum budowlane i to w systemie zaocznym, a robi się na wielkiego przywódcę." "Jest niesamowicie zachłanny na władzę" - to z kolei opinia byłego sędziego pierwszoligowego Marka Olecha, który dziś także jest w opozycji do Bednarka. "Wszystko chce robić sam, a nie bardzo ma predyspozycje do tego. Już sam jego sposób bycia i wysławiania się pozostawia wiele do życzenia. Chociaż na salonach warszawskich na pewno się wyrobił."


Lepsze zdanie o Bednarku ma jego były kolega z Samoobrony Ryszard Czarnecki. "Jak na warunki PZPN to facet na pewno jest w elicie. Inna sprawa, że standardy nie są w związku za wysokie. Jest niezależny finansowo, na pewno ciągnie go na salony. Wie, gdzie leżą konfitury. Zorganizował grupę posłów i działaczy PZPN do wykorzystywania funduszów unijnych. Do ostatniej chwili trzymał ten pomysł w piwnicy i nie ujawniał się. W końcu, kto jak kto, ale ja człowiek piłki i europoseł nadałbym się do tej komisji. Generalnie jednak mam całkiem niezłą opinię o Bednarku" - mówi.

"Bardzo dobry działacz partyjny i aktywny poseł. Nie mam i nie miałem do niego żadnych zastrzeżeń" - mówi Andrzej Lepper. "Znam go od dawna. Jego żona pochodzi z miejscowości położonej obok mojej. Dużo zrobił dla sportu w regionie. Reaktywował klub Bałtyk Koszalin i chwała mu za to."

Sfałszowane wybory
Bednarek wiceprezesem do spraw piłkarstwa amatorskiego został w dziwnych okolicznościach. Kandydatem na to stanowisko był Jerzy Koziński, który miał zapewnione poparcie wszystkich związków regionalnych. Głosów dostał jednak tylko 50, co nie było wymaganą większością, i trzeba było wysunąć nową kandydaturę. Później opowiadano historię o krążącej po sali obrad kartce, na której nawoływano, by nie głosować na Kozińskiego, bo jako kolejny zgłosi się Bednarek. Tak czy inaczej - jak próbują to udowodnić opozycjoniści ze Szczecina - bardzo prawdopodobne, że Bednarka w ogóle na sali obrad być nie powinno.


"Wybory na prezesa Zachodniopomorskiego ZPN były farsą" - zaperza się jeden z liderów opozycji Mirosław Gosieniecki. "Nieścisłości i niedociągnięć było tyle, że aż trudno wszystkie wyliczyć." Bednarek na własny koszt przywiózł działaczy z Koszalina i okolic autokarami. Nie byłoby w tym nic może dziwnego, ale wielu z nich nie miało żadnych uprawnień, by nie tylko głosować, ale w ogóle znaleźć się na zebraniu, a wszyscy oczywiście murem stanęli za prezesem. No ale jak im Bednarek zorganizował po wyborach imprezę - z obowiązkowym schabowym i czymś mocniejszym - w lokalu 19. południk, którą finansował koszaliński OZPN, gdzie dyrektorem biura jest jego syn Łukasz, to nie ma co się specjalnie dziwić.

"Zacznijmy od tego, że delegaci nie zostali skutecznie powiadomieni" - włącza się do dyskusji były członek zarządu ZZPN Piotr Baranowski. "Przepisy mówią wyraźnie, że powiadomienia trzeba dostarczyć delegatom 14 dni przed zjazdem. Tymczasem niektórzy dostali pismo dzień przed wyborami, inni już po nich. W dodatku dokumenty były niepełne. Ja wiem, że to korowody prawne, ale takie są przepisy i należy się ich trzymać."

Opozycjoniści twierdzą, że było to działanie celowe, a ekipa prezesa specjalnie wysłała powiadomienia tak późno, licząc właśnie na to, że niektórzy delegaci się nie stawią. W pliku dokumentów wysyłane było także pełnomocnictwo. "To dopiero jest farsa. Znamy przypadki, że kluby wysyłały do Bednarka takie pełnomocnictwa in blanco. Pieczątka, podpis prezesa klubu, ale miejsce z danymi człowieka, któremu przekazuje się owo pełnomocnictwo - puste. Wpisywano je już na miejscu, tuż przed wejściem na obrady. Oczywiście ludzi posłusznych Bednarkowi zwiezionych z całego regionu autokarami. Mamy pięć takich udokumentowanych przypadków. Wszystko przedstawimy w sądzie. Sprawa jest oczywista" - mówi z pewnością w głosie Gosieniecki.

Reklama

"Pomijam fakt, że przepisy nie pozwalają na takie pełnomocnictwa. Jeżeli delegat danego klubu nie będzie mógł pojechać na wybory, prezes ma obowiązek zwołać walne zebranie i wybrać nowego delegata" - spokojnie tłumaczy Baranowski. "Tam dochodziło do kuriozalnych sytuacji. Na przykład prezes klubu Stal Lipiany pan Kozłowski oddał swój mandat panu Miazdze, zaufanemu współpracownikowi Bednarka od "Euroboisk". Sam jednak też na zabranie pojechał - jako delegat innego klubiku. Kolegium sędziów wybrało trzech swoich przedstawicieli. Na zebranie nie mógł przyjechać przewodniczący, pan Broński. Zamiast niego na wyborach pojawił się więc facet o nazwisku Dancewicz. Tak po prostu. On nawet nie miał tego pisma o pełnomocnictwie. Ze względu na błędy przy powiadomieniach i bałaganie przy przygotowywaniu wyborów (pierwotnie zaplanowane były na 7 czerwca, dzień po meczu Niemcy - Polska na Euro 2008) większość opozycjonistów w ogóle zbojkotowała zjazd."

"W dodatku siedmiu z nas opuściło w proteście salę" - wspomina Baranowski. "Nie było więc quorum. Nie można było podejmować żadnych wiążących decyzji. Bednarek zorganizował jednak szybko kolejny autokar klakierów. Naliczyliśmy 28 ludzi i nikomu nie przeszkadzało, że dojechali na obrady, jak zjazd już dawno trwał."

Sprawą powinien się oczywiście zająć PZPN z prezesem Latą na czele. Problem jednak w tym, że to zupełnie nie leży w jego interesie. Wszyscy wybrani na podejrzanych zachodniopomorskich wyborach delegaci gremialnie później w wyborach ogólnopolskich głosowali na Latę. No i jeżeli opozycjoniści wygrają przed sądem, następca Michała Listkiewicza może stracić stołek, co też na pewno nie przyczynia się do zainteresowania prezesa tą sprawą.

Korupcyjni liderzy
Zachodniopomorskie leży na uboczu futbolowej mapy Polski. Najwyżej notowanym klubem z regionu jest Flota Świnoujście - przeciętny zespół nowej I ligi. Dość dobrze za to region jest reprezentowany we wrocławskiej prokuraturze, która tak wnikliwie zajmuje się aferą korupcyjną w polskiej piłce. Winą za taki stan rzeczy obarcza się między innymi Bednarka, który przecież jest prezesem już drugą kadencję.


"Zasiadałem w zarządzie naszego związku w zeszłej kadencji" - opowiada Baranowski. "Nigdy nie poruszało się problemu korupcji, nikt nie chciał oczyszczenia naszego futbolu. Tylko cały czas lukrowanie i opowieści o tym, jak jest wspaniale. Szczytem ambicji i marzeń było załatwienie meczu reprezentacji na rozpadającym się stadionie Pogoni. Wtedy będzie komu pomalować linie i przystrzyc trawę, a związek będzie mógł się chwalić, jak wiele zrobił dla dobra tutejszego futbolu."

"Ludzie, którymi się otacza Bednarek, też o nim świadczą" - stanowczo twierdzi jeden z liderów opozycji. "Kiedyś dyrektorem jego biura był sędzia Marcin Nowak. Oczywiście częsty gość we Wrocławiu. Później dyrektorem uczynił innego arbitra, pana Pracza. Po tego też przyjechali w kominiarkach. Wiceprezesem w związku swego czasu zrobił byłego esbeka, faceta o nazwisku Klemczak."

Najwięcej jednak Bednarek zaszkodził sobie nepotyzmem i forowaniem na siłę swego syna. Łukasz (rocznik 1982) jest dziś dyrektorem biura w koszalińskim OZPN (wchodzącym w skład związku zachodniopomorskiego), a także sędzią. Wcześniej próbował jednak swoich sił jako piłkarz. Jak twierdzą nieprzychylni seniorowi, młody Bednarek zupełnie nie miał talentu i nie nadawał się do tego sportu. Podobno ojciec na siłę wcisnął go do kadry młodzieżowej prowadzonej przez Michała Globisza. "To jakaś kolosalna bzdura. Łukasz był przez pewien czas moim podstawowym zawodnikiem i strzelał wiele bramek, więcej niż choćby Radek Matusiak. Na mistrzostwa świata do Nowej Zelandii jednak go nie wziąłem, bo przegrał rywalizację z Brożkami. Po prostu w pewnym momencie przestał się rozwijać. Ale są ludzie i ludziska. Widzę, że kosztem Łukasza ktoś chce trafić ojca" - mówi zdziwiony Globisz.

Bednarek junior jednak kariery w ekstraklasie nie zrobił. W pewnym momencie przeszedł do Amiki Wronki. Transfer załatwiał ówczesny przyjaciel Bednarka - Ryszard Forbrich. "Dziś Bednarek udaje, że nie wie, kto to <Fryzjer>, i nie wie, gdzie leżą Wronki. Dziwię się temu, bo przecież wszyscy wiedzą, w jakich bliskich byli stosunkach" - opowiada Baranowski. "Ja się znajomości z <Fryzjerem> nie wypieram. Tymczasem Bednarek zupełnie tę przyjaźń wymazał z pamięci. Kiedyś mu nawet powiedziałem: <Słuchaj, Janek, nie wygłupiaj się, bo to jest śmieszne. Dziś nie wiesz niby, kto to »Fryzjer«, a wszyscy pamiętają, jak na mistrzostwa Polski sędziów w Rewalu przyjechałeś razem z nim i mocną ekipą>".

Forbrich o piłkarzu Łukaszu Bednarku nie miał najlepszego zdania. "Nie rozwijał się, jak trzeba. W karierze przeszkodził mu wzrost &lt;siedzącego psa&gt;" - mówi główny bohater afery korupcyjnej, któremu Bednarek przed laty sprzedał do szkółki Amiki jeszcze kilku innych utalentowanych piłkarzy z Koszalina. Co ciekawe, poruszając się po zachodniopomorskim, co chwila można się natknąć na ludzi dobrze wyrażających się o "Fryzjerze". Niemal każdy nasz rozmówca ma swoją anegdotkę o Forbrichu i minionych czasach. U byłego sędziego Olecha, który dziś jest kierownikiem ośrodka sportowego w Pyrzycach, na ścianach wiszą stare plakaty Amiki Wronki. Na każdym zdjęciu Forbrich, na niektórych ramię w ramię z Latą, który dziś też wypiera się bliskiej znajomości ze swoim dawnym przełożonym w Amice...

Sędziowski talent syna
Bednarek junior w końcu został sędzią. "Na początku 2008 r. doszło do małego skandalu. Młody awansował do II ligi, chociaż decydować miała o tym klasyfikacja, wedle której zajął czwarte miejsce, a premiowany miał być tylko zwycięzca. W tym przypadku Karol Purczyński."


"Bednarek senior kazał jednak zmienić zasady kwalifikacji i szef zachodniopomorskich sędziów pan Broński usłużnie polecenie wykonał. W trakcie trwania sezonu, co jest sprzeczne ze wszystkimi możliwymi regulaminami" - wspomina Olech. Purczyński dziś jest odpowiedzialny za obsady sędziowskie w zachodniopomorskim związku. To ewidentne zadośćuczynienie. Purczyński śmieje się z takiego przedstawienia tej sprawy. "Przecież to całkowicie społeczna praca, nie czerpię z tego żadnych profitów, a chyba nie może być mowy o prestiżu z bycia obsadowym? A tamta sprawa? To bardziej skomplikowane. Na zebraniu sędziów przedstawiono nam zasady awansu. Liczyć się miała suma punktów z kwalifikacji i egzaminów. Podobno jednak zarząd nie zatwierdził tych zasad i później przedstawił nowe. Zgodnie z nimi awansował Łukasz. Czy mam żal? Wtedy było mi bardzo przykro. Czułem, że mi się to należało. Dziś staram się o tym nie myśleć, dopiero panowie mi przypomnieliście."

Łukasz oprócz tego, że sędziuje, jest także dyrektorem biura w koszalińskim okręgowym związku. "Dochodzi do takiej paranoi, że jego kwalifikatorami są jego podwładni" - opowiada Koszel. "Myślicie panowie, że ręka im nie zadrży, gdyby trzeba było wystawić słabą ocenę za sędziowanie swojemu szefowi?"

Podróbki Adidasa
Zwierzchnikiem Bednarka juniora, czyli prezesem okręgowego związku w Koszalinie i jednocześnie wiceprezesem związku zachodniopomorskiego, jest Grzegorz Maciejasz. Jak mówią, człowiek bardzo mściwy. Gdy był prezesem klubu Orzeł Wałcz, potrafił wyzywać sędziów i grozić im pobiciem. Sprawa trafiła do wydziału dyscypliny. Jego przewodniczącym był Lucjan Szlachciński, który ukarał krewkiego prezesa. Jedną z pierwszych decyzji Maciejasza po awansie na stanowisko szefa okręgowego związku było wyrzucenie Szlachcińskiego. Prezes - przez wielu nazywany prawą ręką Bednarka - jest właścicielem hurtowni sprzętu sportowego - Admiral.


Wiele klubów z regionu zaopatruje się w koszulki, piłki i dresy właśnie u Maciejasza. Jak mówi stugębna plotka, łatwiej wtedy o przychylne traktowanie przez związek. A to przymknie się oko na jakiś dług, a to w związku ktoś zaksięguje opłatę za transfer zawodnika, która na razie nie wpłynęła, a klub doniesie pieniądze, jak już będzie miał. "Nikt nikogo za rękę nie złapał, powtarzamy tylko, co się mówi w środowisku. Niedziwne więc, że wiele klubów chce grać w koszulkach z Admirala" - mówią Szlachciński z Koszelem. "A ci, co w to nie wierzą, i tak wolą kupić u Maciejasza. Tak dla świętego spokoju."

Niektóre kluby grały nawet z reklamą Admiral na koszulkach. Chociażby Astra Ustronie Morskie. Na górze logo hurtowni, na dole mniejszym drukiem imię i nazwisko właściciela - prezesa OZPN Maciejasza. To tak jakby Legia czy Wisła Kraków grały z wizerunkiem Grzegorza Laty na strojach. "To oczywiście może być zupełny przypadek, ale gdy jeden z działaczy zarządu koszalińskiego związku zrezygnował, w jego miejsce wszedł prezes Astry Romuald Cichy" - wylicza Koszel.

To jednak nic. Działacz ze Szczecina Bogdan Wołowczyk oskarżył Maciejasza o handel podróbkami. "Reprezentacja juniorów okręgu koszalińskiego w mistrzostwach Polski grała w podrabianych koszulkach Adidasa!" - powiedział nam z pełnym przekonaniem Wołowczyk, który o całej sprawie poinformował centralę niemieckiej firmy. "Gdzie tu etyka panowie?" - pyta oburzony Szlachciński. "Przecież to jest ewidentne czerpanie korzyści z zajmowanej przez Maciejasza funkcji. Czyli to jest niezgodne ze statutem PZPN. Gdyby tylko sprzedawał sprzęt klubom, to jeszcze pół biedy. Ale on jako właściciel hurtowni sprzedaje sprzęt zarówno związkowi koszalińskiemu, którego jest prezesem, jak i zachodniopomorskiemu, w zarządzie którego zasiada w randze wiceprezesa."

"Te faktury na zakup sprzętu kwituje młody Bednarek. Dlatego moje pisma do sądu koleżeńskiego, by zajął się tą sprawą, były odrzucane. Sam przewodniczący sądu do mnie pisał, że się tą sprawą nie zajmą. Pismo było bez żadnej pieczątki, wysłane z Mielna, gdzie tamten facet mieszka, a nie ze Szczecina, gdzie siedzibę ma związek" - śmieje się Koszel. "Ksero tych pism przekazałem prokuratorowi PZPN, panu Petkowiczowi. Sam jestem ciekaw, co też z tego wyniknie. Pan Szlachciński z kolei przekazał sprawę prokuraturze. Najgorsze jest to, że można tego było uniknąć. Wystarczyło, że Bednarek odsunąłby Maciejasza. Wiele razy zwracałem mu uwagę na jego fatalną postawę. On jednak nigdy nie zareagował" - dodaje.

Przeciwko Bednarkowi występuje też większość kibiców z Koszalina. Oskarżają go o niszczenie najpopularniejszego klubu w regionie - Gwardii - i forowanie jej lokalnego rywala Bałtyku, klubu założonego przez Jana Bednarka, którego prezesem jest jego brat Zenon. Ciemne chmury zbierają się więc nad zachodniopomorskim związkiem, a co za tym idzie i tym ogólnopolskim. Czy „zachodniopomorski baron” Bednarek zostanie grabarzem Laty i jego ekipy, a gwoździem do trumny będą nepotyzm i machlojki wyborcze? Okaże się już niedługo. Na razie prezes PZPN lekceważy afery, które mają miejsce w Szczecinie i okolicach. "Lato powiedział nam: <Panowie, zostawcie tą sprawę. Nie bruźdźcie>" - oświadczył nam Gosieniecki. Najwyraźniej władzom PZPN nie zależy na przestrzeganiu prawa.