Biedna dzielnica Rio de Janeiro, stadion Maracana. Niszczejący, zaniedbany, brudny. Ze ścian odpada tynk, pod nogami przewalają się śmieci. Ale to wciąż najsłynniejszy piłkarski obiekt na świecie, codziennie wizytowany przez tysiące turystów. Przewodnik oprowadza po zakurzonych trybunach, mówi o finale mistrzostw świata z 1958 roku, gdy Brazylia na oczach 200 tys widzów przegrała z Urugwajem - nazywa to brazylijską Hiroshimą. "Każdy naród ma w swojej historii jakąś wielką katastrofę. Dla was, Polaków, to jest II Wojna Światowa. Dla nas, mecz z Urugwajem" - mówi.

Potem rozchmurza się pokazując bramkę opowiada: "To tutaj, w 1969 roku, swoją tysięczną bramkę zdobył Pele. Miał 29 lat. By uczcić tamto wydarzenie, przed Maracaną postawiono słynnemu Brazylijczykowi pomnik. Wkrótce jednak obok może stanąć drugi. Dziś, właśnie na tym stadionie, rozegrany zostanie mecz, w którym tysięczną bramkę strzeli Romario – jego Vasco da Gama zagra przeciwko Botafogo.

"Pele jest królem futbolu, królem nas wszystkich. On jest numerem jeden, a ja... Ja jestem zaraz po nim. Ludzie pytają mnie o Maradonę. Strzeliłem więcej goli od Maradony, wygrałem więcej meczów niż on. Dlaczego więc miałbym go uważać za lepszego?" - pytał swego czasu Romario. Ale i Pelemu kilka lat później się oberwie. Romario powie: – Pele jest poetą, ale na boisku. Natomiast gdy chce coś powiedzieć, powinien sobie wsadzić buta w gębę.

To cały on. Nie do zatrzymania na boisku i niepohamowany poza nim. 41-letni Romario, gdy już pokona bramkarza Botafogo (a twierdzi, że stanie się tak na pewno), trafi do grona największych piłkarskich legend. Niemal tak samo skuteczny jak Pele, ale nie tak nudny. Prawie równie kontrowersyjny jak Maradona, lecz nie uzależniony od narkotyków. I długowieczny niczym Stanley Matthews, ale całą karierę występujący w ataku, co przecież jest znacznie trudniejsze.

"Mnie obrona nie interesuje. Mówiąc szczerze, kompletnie nie umiem odebrać nikomu piłki. Ale mówiąc jeszcze bardziej szczerze, nikt też nie umie odebrać jej mnie. Na boisku jestem człowiekiem od zadań specjalnych. Kiedy wszystko idzie dobrze, drużyna o mnie zapomina. Kiedy jednak pojawia się problem, wszyscy pytają: <Gdzie jest kurdupel?>. To tak jak z Bogiem. Kiedy idzie jak po maśle, zapominasz o nim. A kiedy dostaniesz w łeb, mówisz: <Boże, pomóż> – porównuje Romario.

Kiedy już strzeli tysięcznego gola, z poczuciem satysfakcji skończy karierę. Kiedyś nawet powiedział, że strzeli tysiąc bramek, choćby miał grać do &bdquo;usranej śmierci”. "A potem będę zażywał viagrę i uprawiał seks na potęgę" - stwierdził, rozpływając się jednocześnie na temat swoich seksualnych rekordów. "Dziesięć razy z rzędu, bez żadnej przerwy, rozumiesz? Taki wynik miałem już kilka razy. I pamiętaj, nie w łóżku. Łóżko jest od spania. Ja wolę windy, restauracje, toalety, samochody, samoloty" – tłumaczył dziennikarzowi, dodając, że i tak więcej czasu dziennie poświęca na seks niż futbol. "Trenuję pół godziny. Potem zaczyna mi się nudzić" - mówił.

Zanim jednak Romario w stu procentach odda się rozkoszy, najpierw musi paść upragniony gol. Ten tysiąc to obsesja Brazylijczyka. Można się dziwić dlaczego mając 34 lata, zamiast zakończyć karierę, zatrudnił sztab ludzi, który miał zbierać wszelkie dane dotyczące jego strzelecki dokonań, nawet w drużynach trampkarzy w lidze osiedlowej. I zaczął robić wszystko, aby dobić do tysiąca - zaczął nawet trenować, przywdział barwy prowincjonalnego Adelaide United i równie śmiesznego Miami FC.

Reklama

Trudno nam zrozumieć determinację Romario, bo polskim kibicom w magię liczb jakoś trudno uwierzyć. Do Klubu Wybitnego Reprezentanta można się dostać zaliczając ledwie 60 występów w kadrze. Efekt tego taki, że &bdquo;wybitni reprezentanci” wcale nie są tacy wybitni.

A 1000 goli? Arthur Friedenreich strzelił w swojej karierze 1329 goli, a mało kto dziś o tym pamięta. Romario wychowywał się jednak w kulcie Pelego, którego tysięczna bramka ma wymiar mityczny. W Brazylii chcąc stać się legendą nie wystarczy zachowywać się kontrowersyjnie i przy okazji być znakomitym napastnikiem. Trzeba nawiązać walkę z Pelem.

Brazylijczycy debatę nad dorobkiem strzeleckim Romario nazwali &bdquo;Rumo ao Milesimo Gol” – coś jakby &bdquo;W poszukiwaniu tysięcznego gola”. Przychodzi na myśl tytuł słynnego filmu &bdquo;Poszukiwacze zaginionej Arki”. Tysięczny gol Arką Przymierza?

Pozostaje pytanie, ile goli tak naprawdę brakuje Romario do stania się legendą? Oficjalnie jednego. Ale tak naprawdę, to chyba nikt tego nie wie ile dokładnie. Holenderska gazeta De Volkskrant pisze, że Romario tysięcznego gola strzelił już dwa tygodnie temu, bo w swoich statystykach nie uwzględnił trafienia z sierpnia 1990 w towarzyskim meczu przeciwko amatorom Niuew Buinen, gdy grał jeszcze w PSV. "Pamiętam, jak Romario okiwał kilku obrońców i strzelił nad naszym bramkarzem" - wspomina członek zarządu Niuew Buinen, Mans Hebels.

Bramki bramkami, ale to nie za ich liczbę będziemy pamiętać Romario. To brazylijska odpowiedź na Maradonę i Besta, ikona popkultury. Piłkarz kompletnie niezależny, nieprzewidywalny, idol całego piłkarskiego świata. Człowiek, którego słowa są dla Brazylijczyków rozkazem.

W 1994 roku, tuż przed mundialem, na którym zdobył złoty medal, porwano jego ojca. Romario nie zaangażował w sprawę policji. Ogłosił tylko publicznie, że jeśli jego ojciec nie zostanie natychmiast uwolniony, to Brazylia pojedzie na mundial bez Romario. Trzy później jego ojciec został uwolniony. Cały i zdrowy. Teraz Romario mówi: "Przyjdźcie na Maracanę. Zobaczcie mojego tysięcznego gola... Można być pewnym, że trybuny będą pełne."