Jakoś nie pasują do rzeszy "zwykłych" kibiców. Niektórzy mają szaliki, ale na markowych garniturach. Nie skaczą, nie krzyczą, nie śpiewają - sponsorzy, posłowie i ich doradcy, prezesi szacownych firmy i ich najlepsi pracownicy, działacze związkowi z "osobami towarzyszącymi". Z kibicowaniem mają niewiele wspólnego, a na stadionie są wtedy, gdy "trzeba tu się pokazać". Na najważniejszych meczach w Polsce, na przykład na spotkaniach reprezentacji, to grubo ponad tysiąc ludzi. Na meczach najlepszych lig Europy ich liczba wzrasta nawet do kilkunastu tysięcy.

Zdarza się, że specjalnych gości przywozi na mecz ponad sto prywatnych odrzutowców. Przed ostatnim finałem Ligi Mistrzów możni "przyjaciele" Milanu zacumowali do portu w Pireusie długim na 163 metrów statkiem pasażerskim "Rugby", z licznymi restauracjami na pokładzie, basenami, dyskotekami i salami kinowymi - wylicza DZIENNIK. Gdy zeszli z pokładu, dołączyli do rzeszy 30 tysięcy VIP-ów na Stadionie Olimpijskim w Atenach.

Ten widok przeraził prezydenta UEFA Michela Platiniego. Francuzowi nie chodzi o jakąś walkę klas, a o to, że ludzie, którzy nie mają zbyt wiele wspólnego z futbolem, zajmują miejsca "prawdziwym fanatykom". Jakiś czas temu Platini powiedział, że nie powinno być tak, iż na meczach Ligi Mistrzów tylko 25 procent widowni to zwykli fani, a resztę miejsc zajmuje śmietanka towarzyska.

Grupa G14, zrzeszająca najpotężniejsze drużyny, wyśmiała Francuza. Piłka to sport dla mas, owszem, ale przecież i biznes. Sponsorzy mają współpracowników, a ci jeszcze przyjaciół. Polityków też trzeba zaprosić. Może spojrzą przychylnym okiem na budowę jakiegoś sklepu przy stadionie. "Ja pod postulatem Platiniego podpisuję się rękami i nogami. Na razie na polskich stadionach jest tak, jak on chciałby, żeby było" - mówi DZIENNIKOWI prezes PZPN Michał Listkiewicz. "Na meczu Polski z Kazachstanem VIP-ów było stosunkowo mało" - dodaje.

Zdaniem Marcina Dańca, stałego bywalca loży VIP-ów na spotkaniach reprezentacji, im ładniejsze będą stadiony i im wyższy będzie poziom, tym "garniturów" na stadionach będzie coraz więcej. "Kiedyś, gdy Polska w rankingu FIFA zajmowała miejsce w okolicach Wysp Owczych, byłem szefem klubów kibica reprezentacji. Wtedy dla zwykłych, wiernych fanów biletów było mnóstwo. Kiedy wspięliśmy się wysoko i jest blisko awansu, o bilety jest nagle bardzo trudno" - opowiada Daniec. "Tu nie chodzi tylko o loże dla VIP-ów. Także na trybunach niżej jest mnóstwo <garniturów>" - dodaje.

Czym cechuje się społeczność "garniturów" podczas meczu? "Muszę pana zasmucić, nie zażywają żadnych środków psychotropowych" - twierdzi Daniec. "Ale i tak jest wesoło. Politycy mają to do siebie, że pytają się: <którzy to nasi?>. Pracownicy wielkich firm, które wykupiły bilety, aby odliczyć to sobie od podatku, w zasadzie nie wychodzą z pomieszczeń dla VIP-ów, gdzie można sobie dobrze podjeść. Jak graliśmy z Anglią w Chorzowie, to kilku moich znajomych nie widziało bramki Żurawskiego - tak byli zajęci jedzeniem. Generalnie towarzystwo nieruchawe. Jak rusza na trybunach brazylijska fala, to na naszym sektorze jakoś zawsze się załamuje. Czasami kibice na nas śpiewają <ruszcie d…!"> - opowiada Daniec.

W zachodnich ligach nieruchawość "garniturów" aż tak nie razi kibiców. Tam już fani się do nich przyzwyczaili, co nie znaczy, że "szalikowcy" ich akceptują. Kluby potrzebują jednak na trybunach sławnych i wpływowych ludzi nie tylko po to, aby później móc liczyć na ich pomoc, ale i po to, aby budować swój prestiż. Im więcej znanych aktorów, czy piosenkarzy na stadionie, tym większe znaczenie ma mecz. Bo gwiazdor na byle wydarzeniu się nie pokazuje. "Roma na swoje mecze wysyła tysiące zaproszeń dla VIP-ów" - mówi Zbigniew Boniek. Najliczniej prezentowana jest klasa polityczna. Tuż za nią plasują się ludzie filmu (niedawno na Stadio Olimpico przybył Spike Lee) i estrady (Sting, Bryan Adams).

Reklama

Wprawdzie gość zaproszony nic nie płaci, ale klub na nim i tak zarobi. Bo kto by nie chciał znaleźć się w towarzystwie Spike’a Lee? Ci mniej znaczący, aby usiąść obok prawdziwych gwiazd, muszą kupować bilety - po 300 euro na mecz (karnet na cały sezon na ekskluzywnej trybunie rzymskiego Stadio Olimpico to wydatek rzędu 6 tys. euro). To naprawdę świetny interes. Na stadionach Premiership ekskluzywne sektory są z sezonu na sezon coraz większe - rosną wraz z sukcesami i z powiększającą się liczbą sponsorów. Gdy nie da się ich już powiększyć, drastycznie podnosi się ceny biletów (wejściówka na mecz Manchesteru w lidze kosztuje średnio 35 funtów). To proces, który postępuje w najlepszych ligach Europy. Zdaniem G14 - jest nieodwracalny.

I trudno się nie zgodzić, skoro mamy z tym do czynienia (oczywiście w mniejszej skali) nawet w Górniku Zabrze. Loża dla VIP-ów w Zabrzu ma tylko 100 miejsc, ale na każdym meczu pęka w szwach. Prezes Górnika Ryszard Szuster chciałby ją powiększyć co najmniej dwukrotnie. I to jeszcze przed rozbudową całego stadionu. "Mielibyśmy dwa razy więcej sprzedanych złotych kart, po tysiąc złotych każda" - mówi Szuster. "Zapotrzebowanie na ekskluzywne miejsca na stadionie jest ogromne, klasa średnia w Polsce się powiększa. Ludzie zarabiają coraz więcej, to i wymagają coraz więcej. Chcą czuć się komfortowo i bezpiecznie. O doping się nie martwię. VIP-y nie są od dopingowania, tylko od zostawiania pieniędzy" - tłumaczy prezes.