Wygląda na to, że wyprowadził pan Zagłębie z kryzysu. Wygraliście dwa mecze z rzędu.
Trzy, bo jeszcze w Pucharze Polski... Kiedyś w Islandii pracowałem z trenerem, który miał taki status jak w Polsce Leo Beenhakker. I on wszystko sprowadzał do jednego - piłka musi sprawiać radość. Nasze ostatnie spotkania wreszcie sprawiły, że zapomnieliśmy o tej ciężkiej atmosferze, jaka była w klubie.

Wystarczyło wyrzucić Czesława Michniewicza i nagle atmosfera zrobiła się świetna?
Jak był Czesiu, atmosfera też nie była zła. Graliśmy dobre mecze, jak w Białymstoku, ale problemem była nieskuteczność. Może to głupio zabrzmi, ale brakowało nam szczęścia pod bramkami rywali. A wiadomo - w dłuższej perspektywie to wyniki budują morale zespołu. Budują albo burzą.

Zapytam wprost o to, co się słyszy w środowisku - czy Michniewicza zwolnili piłkarze?
Hmm... Decyzja o zwolnieniu Czesia spadła na wszystkich niespodziewanie, przez kilka dni czułem się jak wyrzutek. Przestali do mnie dzwonić nasi wspólni znajomi, wyczuwałem u wielu osób zdziwienie, że zostałem w klubie, a przecież tyle z Czesiem przeszliśmy... Ja i on wiemy, dlaczego zostałem. Teraz próbują nas poróżnić... Po meczu z Zagłębiem Sosnowiec coś we mnie pękło, wyzbyłem się wątpliwości, czy warto było zostać - znowu zobaczyłem u piłkarzy chęć wygrywania. Cóż, czuję się trochę jak Roger Lemerre, który był asystentem Aime Jacqueta w reprezentacji Francji. Razem zdobyli mistrzostwo świata, a potem Lemerre szedł swoją drogą i sięgnął po mistrzostwo Europy.

Dość zgrabnie uciekł pan od odpowiedzi, czy Michniewicza specjalnie zwolnili piłkarze. Teraz już wygrywają, bo tego chcą.
Nie chcę tak nawet myśleć i wierzę, że nie mieli takich intencji.

Ale czemu coś pękło na linii trener - zawodnicy?

To trudne pytanie, bo Czesiek się tak naprawdę nie zmienił. Coś się wypaliło... Po zdobyciu mistrzostwa Polski mogliśmy mieć tylko jeden cel - Ligę Mistrzów. Nie udało się awansować, zaczęło się wypominanie sobie błędów, nie każdy potrafił uderzyć się w piersi. Problemy zaczęły się nawarstwiać. Pierwsza rzecz, o jaką poprosiłem piłkarzy - żeby skończyło się wynoszenie wzajemnych pretensji z szatni. Żebyśmy wzajemnie się szanowali i skupili na rzetelnej pracy.

Tydzień temu na łamach DZIENNIKA Michniewicz mówił ogólnie o polskich trenerach. Przytoczę kilka zdań - „W polskich klubach prawdziwymi szefami nie są trenerzy, tylko zawodnicy. Często niedouczeni, po podstawówkach, a myślący, że zjedli wszystkie rozumy. Gdy szkoleniowiec chce wprowadzić inne standardy, czują się zagrożeni i po prostu go zwalniają. I w podobny sposób potrafią wytrwać w lidze przez dziesięć czy piętnaście lat”. Wie pan, że tak naprawdę miał na myśli Zagłębie? Pan się z piłkarzami będzie układał?

Nie chcę się z nikim układać, chcę współpracować. Zawsze istnieje szansa, że piłkarze cię zwolnią, zrobią coś głupiego, bo są tylko ludźmi, czasami błądzą. Na dziś mają u mnie spory kredyt zaufania, wystarczający, by być przekonanym, że to co działo się w Lubinie, już się nie powtórzy.

Ukarał pan tych, którzy pili do rana w Białymstoku?

Dostali regulaminowe kary. Napisałem na tablicy cytat z Raula Lozano. On powiedział, że jeśli pije trzech piłkarzy, to ich wyrzuca. Jeśli cały zespół, to odchodzi. Chciałem, by się zastanowili, czy pasuje im współpraca ze mną, czy też chcą niekończącej się trenerskiej karuzeli.

Właśnie wybija się pan na niezależność? Koniec z funkcją wiecznego asystenta?
Wsiadłem do tramwaju i jadę, kolejni rywale to kolejne przystanki. W końcu będę musiał wysiąść. Nie zastanawiam się, co dalej. Jeśli wyniki będą takie jak teraz, bo przecież trener jest tak dobry jak jego ostatni mecz, pewnie nabiorę chęci na samodzielną pracę. Ale jeśli zgłosi się do mnie uznany trener, najlepiej Czesiu Michniewicz, to niewykluczone, że bym się zgodził znów stanąć w cieniu.

Nie wszyscy wiedzą, że pracował pan w Islandii.

Niezależnie czy pracujesz między fiordami, czy w zespole mistrza Polski, jedna rzecz jest najważniejsza - być lepszym od przeciwnika. Trener nie może zapomnieć o żadnym detalu, musi zrobić wszystko, żeby wygrać. Praca w Islandii była dla mnie doskonałym przetarciem, bo popełniłem tam masę błędów, z których wyciągnąłem wnioski. Jestem zadowolony, że te błędy mogłem zrobić tam, a nie w naszej lidze. Pomogło mi tamtejsza mentalność prezesów, którzy mówili - źle zrobiłeś to i to, ale pracuj dalej. Potem z całym bagażem doświadczeń przyjechałem, na zaproszenie Czesia, do Polski, do Poznania. Słynny menedżer Liverpoolu Bill Shankly powiedział kiedyś, że piłka to nie jest sprawa życia i śmierci, tylko coś znacznie poważniejszego. I ja tak to traktuję - to jest moja pasja, spełnienie marzeń, realizacja zawodowa.

Nie żal panu, że zwycięstwa idą na konto figuranta, Wiesława Wojny? Pan nie ma jeszcze licencji.

I dopóki jej nie mam, doświadczeniem musi wspierać mnie kto inny. Nie chcę walczyć z przepisami.

Jest pan już lepszym trenerem niż był piłkarzem?
Na pewno. Ale mam też świadomość, że nie ma trenerów doskonałych, że w piłce wszystko się może zdarzyć. Taki fachowiec jak Eriksson przegrał ostatnio 0:6 z Chelsea, a Spaletti w Lidze Mistrzów 1:7 z Manchesterem United.

Michniewicz wzorował się na Mourinho, a pan...

Szanuję Wengera za to, co robi od dziesięciu lat w Arsenalu. Szanuję Beniteza za to, jak potrafi ustawić zespół pod kątem rywala. Szanuję Mourinho za to, że jest kimś wyjątkowym, charyzmatycznym. I szanuję Czesia Michniewicza za to, że osiągnął tak wiele w takim wieku. Chcę od każdego z nich czerpać, co najlepsze.




























Reklama