Mecz na prośbę Skry został rozegrany w Poznaniu, bowiem pierwszoligowy klub nie dysponuje stadionem spełniającym wymogi rozgrywek. Formalnym gospodarze meczu byli częstochowianie. Pojedynek nie wywołał jednak wielkiego zainteresowania. Nieco ponad trzy i pół tysiąca kibiców obejrzało wyjątkowo jednostronne spotkanie toczone przez niemal 90 minut na jedną bramkę. Goli jednak trochę brakowało, bowiem zwycięstwo 3:0 to najniższy wymiar kary, jaki mógł spotkać drużynę z Częstochowy.
Dziś w pierwszej jedenastce pojawili się zawodnicy, którzy mniej grali w tym sezonie. Mieli szansę coś udowodnić, coś pokazać. Drużynę rozliczamy jednak z celu - strzeliliśmy trzy gole, zagraliśmy na zero z tyłu i awansowaliśmy do kolejnej rundy Pucharu Polski. Cieszą pierwsze gole Artura Sobiecha i Antka Kozubala w oficjalnych spotkaniach - zaznaczył Skorża.
Szkoleniowiec mocno zmienił skład w porównaniu do ostatniego spotkania z Jagiellonią Białystok. W wyjściowej "11" zostawił tylko bramkarza Filipa Bednarka. Jak dodał, tak duże zmiany musiały mieć wpływ na grę drużyny.
Nie oszukujmy się, nie było to wielkie i porywające widowisko. Niełatwo jednak się gra w takim zupełnie nowym zestawieniu, dlatego musiało to trochę potrwać, zanim zawodnicy się dotarli. Na pewno widać było, że wciąż mamy sporo do zrobienia w ataku pozycyjnym, szczególnie przeciwko skomasowanej obronie stojącej blisko "szesnastki". Nie stworzyliśmy zbyt wielu okazji, brakowało czasami przyspieszenia pod bramką przeciwnika - tłumaczył Skorża.
Zespół z Częstochowy nie zawiesił zbyt wysoko poprzeczki, lecz drugi trener Skry Jakub Dziółka nie miał żadnych pretensji do swoich podopiecznych.
Nie jest łatwo bronić i biegać za piłką przez 90 minut, ale znaliśmy jakość Lecha i takiego meczu się spodziewaliśmy. Na takie właśnie spotkanie przygotowywaliśmy naszych zawodników. Może liczyliśmy na więcej okazji w ataku, ale w tej chwili po prostu na tyle nas stać - zaznaczył.
Jego zdaniem poznaniacy nawet w rezerwowym składzie z takimi piłkarzami jak Sobiech, Pedro Tiba, Dani Ramirez czy Barry Douglas mogliby też być czołowym zespołem w kraju.
Ten skład, który wyszedł na dzisiejszy mecz przeciwko nam, byłby bardzo dobrą drużyną w ekstraklasie, choć ci piłkarze wcale nie są pierwszym wyborem trenera. Lech ma swoje ambicje, swoje cele i potrzebuje takiej szerokiej kadry. To pokazuje też, jak duża jest różnica między pierwszą ligą a ekstraklasą - podsumował szkoleniowiec Skry.