"Lewandowski dostał się na Euro jako ostatni" - napisał we wtorek "El Pais". Dla największego dziennika w Hiszpanii atuty piłkarskiej reprezentacji Polski zaczynają się i kończą na 35-letnim napastniku Barcelony. W tekście wspomniane są magiczne dłonie bramkarza Wojciecha Szczęsnego, które na mundialu w Katarze zatrzymały piłkę po strzale z karnego samego Leo Messiego, a teraz w ostatniej serii jedenastek barażu z Walią zrobiły to samo po uderzeniu Daniela Jamesa. „El Pais” podkreślał, że polscy piłkarze dokonali czegoś niecodziennego: wygrali mecz, choć przez 120 minut walki nie oddali ani jednego celnego strzału.

Reklama

Mecz z Holandią kluczowy dla losów awansu

Lewandowski z przodu, Szczęsny w tyłach - tak widzi naszą kadrę większość ekspertów za granicą. Reszta polskich piłkarzy nie przebija się przez anonimowość i przeciętność. Zmienić to będzie trudno, ale i łatwo zarazem. Gdyby na mistrzostwach Europy w Niemczech gracze Michała Probierza postawili się w fazie grupowej Francuzom i Holendrom, zyskaliby powszechne uznanie i sympatię. Czy to jest realne? To już inna sprawa.

Reklama
Reklama

Tradycyjnie pierwszy mecz Euro 2024 będzie dla Polski kluczowy. Nasi piłkarze nie wygrali z Holandią od maja 1979 roku, czyli od 45 lat. W kolejnych 12 pojedynkach wywalczyli pięć remisów. Ten ostatni w Lidze Narodów w czerwcu 2022 roku. Polska prowadziła w Rotterdamie 2:0, rywal odrobił straty, a w doliczonym czasie Memphis Depay przestrzelił karnego.

Powtórzenie takiego scenariusza 16 czerwca na Volksparkstadion w Hamburgu będzie ekstremalnie trudne. Holendrzy - mimo swojej kapryśności i nieprzewidywalności - górują nad Polakami w grze kombinacyjnej. Piłkarze Probierza będą musieli wyrównać różnicę w umiejętnościach wybieganiem, odpowiedzialnością, walecznością i dyscypliną. Nie jest to niemożliwe, ale wygląda na mało prawdopodobne. Kadra Holandii wyceniana jest na 610 mln euro, Polski na 199 mln. Gracze Ronalda Koemana błyszczą w czołowych klubach Europy.

Drugi mecz może być więc dla Polski o wszystko. 21 czerwca przeciw Austrii na Stadionie Olimpijskim w Berlinie trzeba będzie zapewne wygrać. Wygrana mogłaby dać drużynie Probierza nawet awans - w 1/8 finału Euro 2024 zagrają cztery zespoły z trzecich miejsc z najlepszym bilansem w sześciu grupach. Podczas Euro 2020 trzy zespoły zakończyły rywalizację grupową z trzema punktami na trzecim miejscu w tabeli. Ukraina awansowała, bo miała lepszy bilans bramkowy niż Finlandia i Słowacja.

Na koniec fazy grupowej Euro 2024 pozostanie Polakom rywal najtrudniejszy. 25 czerwca na Signal IdunaPark w Dortmundzie drużyna Probierza zmierzy się z wicemistrzami świata. W 1/8 finału katarskiego mundialu Polska przegrała z Francją 1:3. Od strony estetycznej był to najlepszy mecz naszej drużyny narodowej w tamtym turnieju, a jednak zwycięstwo zespołu Didiera Deschampsa nie było zagrożone nawet przez chwilę. Kylian Mbappe i Antoine Griezmann poprowadzili kolegów aż do porywającego meczu o złoto z Argentyną, w którym Messi strzelał już znacznie skuteczniej niż przeciw Polsce.

Brak presji atutem biało-czerwonych

Czy tym razem polscy piłkarze także skończą wielki turniej na meczu z Francuzami? Jest to scenariusz najbardziej prawdopodobny, biorąc pod uwagę w jakim stylu grali w eliminacjach Euro 2024. Bezbramkowy baraż z Walijczykami - wygrany po karnych wywołał entuzjazm pomieszany z trwogą. Jeśli w kwalifikacjach Polska nie dała rady Albanii i Czechom, a w dwumeczu z Mołdawią wyszarpała punkt, jak w finałach ma stawić czoła takim potęgom jak Francja albo Holandia?

Jedyną dobrą stroną tej sytuacji jest gra bez presji. Rolę faworytów będą musieli udźwignąć rywale, co da naszym piłkarzom komfort psychiczny. Zapewne zobaczymy zespół narodowy grający lepiej niż w katastrofalnym 2023 roku - wciąż jednak nie ma podstaw, by wierzyć w cuda.

Dlaczego napisałem, że absurdalne jest pytanie: czy polscy piłkarze mają po co jechać na Euro 2024? Oczywiście, że mają. To będzie piąty, kolejny wielki turniej z udziałem reprezentacji Polski. Wcześniej takiej passy nasi piłkarze nigdy nie mieli. Zaczęło się od awansu na Euro 2016, gdzie w grupie drużyna Adama Nawałki trafiła na Irlandię Płn, Niemcy i Ukrainę. Awans wywalczyła z siedmioma punktami, po czym pokonała Szwajcarię w 1/8 finału. Zatrzymała się na Portugalii, która sięgnęła po złoto.

Oczekiwania przed mundialem w Rosji były wielkie. Polska została rozstawiona w losowaniu, a Senegal, Kolumbia i Japonia były rywalami w jej zasięgu. Skończyło się klapą, rozczarowaniem, frustracją i dymisją Nawałki. Ale na Euro 2020 zespół Paulo Sousy znów jechał z dużymi nadziejami. Przeciwnicy w grupie, czyli Słowacja, Hiszpania i Szwecja budzili szacunek, ale dawali realne szanse na wyjście z grupy. Skończyło się na ostatnim miejscu i jednym punkcie wyszarpanym Hiszpanii. Kolejna klapa, choć drużyna próbowała grać ofensywnie.

Na mundialu w Katarze zespół Czesława Michniewicza nie próbował. Polska pokazała światu najbrzydszy i najbardziej defensywny futbol. Po 36 latach nasi piłkarze znów przebili się jednak do 1/8 finału mistrzostw świata. Remis z Meksykiem i zwycięstwo nad Arabią Saudyjską sprawiły, że porażka z Argentyną 0:2 nie odebrała awansu, choć bardzo niewiele brakowało.

Polska na Euro 2024 niewiele może stracić i bardzo dużo zyskać

Cztery ostatnie wielkie turnieje i na wszystkie polscy piłkarze jechali z szansami. Do Niemiec wybierze się drużyna, której chwilą największego wzlotu był bezbramkowy baraż z Walią. Jej kibice nie mają podstaw, by oczekiwać niczego więcej poza poświęceniem i ambicją. A może magiczne ręce Szczęsnego dokonają w Niemczech kolejnego, niecodziennego wyczynu?

Bramkarz Juventusu zagra w swoim szóstym wielkim turnieju, po którym ma zamiar opuścić drużynę narodową. Po Euro 2012 i 2016 mógł czuć głęboki niedosyt: z pierwszego wyeliminowała go czerwona kartka, z drugiego kontuzja. W Katarze obronił dwa rzuty karne, jak Jan Tomaszewski w 1974 roku na mistrzostwach świata w Niemczech. Żaden polski bramkarz nie zagrał tylu meczów w drużynie narodowej co Wojciech Szczęsny.

Absolutnym rekordzistą jest Lewandowski: 148 spotkań, 82 gole. Jego indywidualne wyczyny przetrwają pewnie kilka pokoleń. Na Euro 2020 zdobył trzy bramki, które nie dały Polsce awansu z grupy. Europejskie media opłakiwały pożegnanie z turniejem jednego z najlepszych napastników świata. Może dlatego „El Pais” świętował, gdy Lewandowski wywalczył sobie kolejną szansę.

Do dziś jest w kadrze niespełniony. Może to jego nienasycenie przyniesie w Niemczech niespodziankę, w którą niewielu z nas ośmiela się wierzyć? Póki co, wygląda na to, że z tych pięciu drużyn, które PZPN wysyła ostatnio na mistrzostwa świata i Europy ta obecna jest najsłabsza. Do tego ma najmocniejszych rywali.

Tak, czy siak - żeby cokolwiek na Euro 2024 miało się Polakom udać, Lewandowski i Szczęsny muszą otrzymać wsparcie od swoich kolegów. Jakub Kiwior walczy z Arsenalem o mistrzostwo Anglii. Piotr Zieliński zdobył z Napoli tytuł we Włoszech kilka miesięcy temu. To wciąż mało jak na skalę wyzwania, która czeka narodową drużynę w czerwcu. Rywalizacja w „grupie śmierci” zapowiada jednak spore emocje. Może się to wszystko, rzecz jasna, skończyć na marzeniach. Zawsze to lepiej niż śledzić wielki turniej w Niemczech w telewizji.

Nie mają polscy piłkarze wysokich notowań u rodaków. Poza kibicami, którzy zapełniają Stadion Narodowy nawet na meczach z Wyspami Owczymi lub Estonią. Głód sukcesu jest wielki jak sceptycyzm wobec szans i możliwości naszych graczy. W czerwcu czeka drużynę Probierza starcie z gigantami. Niewiele można w nim stracić i bardzo dużo zyskać.