13 marca 2001 roku Norweg na treningu nagle stracił przytomność i się przewrócił. Był bardzo długo reanimowany na boisku. Odzyskał przytomność jeszcze na murawie po zastosowaniu defibrylatora.

Według lekarzy, przez aż siedem minut znajdował się w stanie śmierci klinicznej.

Reklama

Klubowy lekarz Frank Odgaard opisał, że sytuacja była dziwna: „Stale stał bez piłki i nagle się osunął na ziemię. Podbiegłem i stwierdziłem, że jest nieprzytomny i nie wyczułem pulsu. Masaż serca i sztuczne oddychanie nie dawały rezultatów. Karetka przyjechała dopiero po 57 minutach. Mieli ze sobą defibrylator, lecz serce zaczęło pracować dopiero po drugim użyciu tego sprzętu”.

Urządzenie to po tym wydarzeniu stało się standardowym wyposażeniem skandynawskich stadionów.

Do dzisiaj dziękuję Frankowi za życie. To jego długa reanimacja i nieustępliwość nie pozwoliły mi odejść - powiedział Solbakken na lamach dziennika "Dagbladet”.

Po wyjściu ze szpitala, dwa miesiące później po konsultacjach z lekarzami Solbakken zakończył karierę i wstawiono mu rozrusznik serca. Do FC Kopenhaga powrócił jako trener w latach 2006-2011.