"The Times" podkreśla, jak cienka okazała się granica między zwycięstwem a przegraną i jak mało zabrakło do przełamania ciążącego od ponad pół wieku nad reprezentacją Anglii fatum.

Agonia czy ekstaza? Dla narodu śledzącego największy sportowy dramat od 55 lat wszystko sprowadziło się, co jest niemal nie do zniesienia, do rzutu karnego i jednego, ostatniego, feralnego kopnięcia piłki - wskazuje.

Reklama

Angielski menedżer (Gareth Southgate) spędził pół życia, odpowiadając na pytania o niestrzelonego karnego w tym samym miejscu 25 lat temu przeciwko Niemcom w półfinale Euro 96. Zrobił więcej niż jakikolwiek inny angielski trener, aby wyleczyć naród z neurozy rzutów karnych. Wykonał tak wiele pracy, aby poprowadzić Anglię naprzód, ale nie w ten sposób zakończyło się ekscytujące, radosne lato, gdy Marcus Rashford, Jadon Sancho i Bukayo Saka nie trafili rzutów karnych, a noc narodowego katharsis stała się zamiast tego szokującą udręką - pisze "The Times".

Gazeta ocenia, że przez pierwsze pół godziny finału z Włochami reprezentanci Anglii grali zaskakująco dobrze, nawet dla samych siebie. Ale jeszcze przed przerwą, zamiast wykonać decydujący cios, zaczęli grać jakby była 85. minuta meczu i pozwolili Włochom na zdominowanie meczu. Mimo to i mimo przegranej w rzutach karnych, "The Times" uważa, że z całego turnieju i z tego, czego dokonał Southgate, można wyciągnąć mnóstwo pozytywów na przyszłość.

Nie było historycznego triumfu, nie było trofeum, ale Southgate zbudował drużynę Anglii, z której można być dumnym. To jest zespół, który będzie trwać, zamiast zwyczajowego wzajemnego oskarżania się, upokarzania szkoleniowca i wyrzucenia całej pracy do kosza. Ten skład, drugi najmłodszy w turnieju, zbliżył się bardziej niż jakikolwiek inny do pójścia śladem tego z 1966 roku. Pozostał jeszcze jeden krok do zrobienia, ale oni wzbudzili nadzieję i wiarę. To nadchodzi - tylko jeszcze nie teraz - przekonuje "The Times".

Reklama

Podobnie ocenia dokonania reprezentacji "Daily Telegraph".

Ten zespół zasługuje na najwyższe uznanie. Był wyjątkowy od początku do końca, był wzorem do naśladowania zarówno w zwycięstwie, jak i w porażce. Ale Southgate będzie zdawał sobie sprawę, że to była stracona szansa, potężna okazja do napisania historii, której wszyscy pragniemy. Przez cały dzień w całym kraju rozbrzmiewały śpiewy "Football's Coming Home". Mieliśmy nadzieję, że to właśnie oni będą tymi, którzy odeślą do przeszłości wszystkie te lamenty: "och, jak mało brakowało". Ta drużyna była inna. To była uczciwie pracująca grupa, pozbawiona ego, grupa zdeterminowana, by wspólnie osiągnąć cel. To byli faceci, w których wszyscy mogliśmy wierzyć - wskazuje dziennik.

Problemem było to - pisze gazeta - że naprzeciwko stanęła bardzo dobra i bardzo zdeterminowana drużyna Włoch prowadzona przez Roberto Manciniego, która od dawna jest niepokonana. Jak zaznacza "Daily Telegraph", od czasu ostatniej porażki tej reprezentacji, w Rzymie sformowano już co najmniej pół tuzina rządów. I mimo bardzo dobrego początku meczu w wykonaniu Anglików, to z upływem czasu Włosi osiągnęli przewagę i w przekroju całego spotkania zasłużyli na zwycięstwo.

Ale jak podkreśla, przegrana w finale, zwłaszcza rzutami karnymi, nie może przekreślać tego, co Anglicy osiągnęli na tym turnieju.

To naprawdę jest drużyna Anglii, w którą wszyscy uwierzyli. A to, czego dostarczyła, było jednoczącym momentem na skalę rzadko wcześniej doświadczaną. Polityka, lojalność plemienna, klasa, rasa, a nawet opinie na temat tego, czy wszyscy powinniśmy nosić maseczki w miejscach publicznych, wszystkie różnice zostały odłożone na bok, ponieważ zgadzamy się co do jednego - ta drużyna Anglii jest warta emocjonalnego inwestowania - pisze "Daily Telegraph".

"The Guardian", przeprowadzając bardziej piłkarską analizę meczu, zwraca uwagę, że Anglia ponownie miała problem z utrzymaniem wcześnie zdobytego prowadzenia, a drużynie Southgate'a brakowało kreatywności.

Gdy w drugiej połowie Anglia cofała się coraz głębiej i głębiej, gdy uległa temu samemu problemowi z utrzymaniem prowadzenia, który nękał ją w meczach z Kolumbią i Chorwacją na mistrzostwach świata, można było się zastanawiać, czy coś się naprawdę zmieniło. Dlaczego Anglia tak często wychodzi na prowadzenie w wielkich meczach i tak często kończy się tym, że obraca się to przeciwko niej, jakby każda bitwa musiała zamienić się w rekonstrukcję obrony Chartumu przez generała Gordona? - zastanawia się gazeta.

Siłą Southgate'a w tym turnieju było obmyślanie konkretnych planów na konkretne mecze. I przez ponad godzinę w finale to też działało. Przez pewien czas wydawało się, że Anglia powstrzyma Włochy. Być może gdyby wprowadził rezerwowych nieco wcześniej, nie doszłoby do tego powolnego, skazanego na porażkę odwrotu. Ale najlepiej ułożone plany mogą się popsuć - dwóch graczy, których Southgate wprowadził specjalnie po to, by wykonywali rzuty karne, spudłowało - wskazuje "The Guardian".

W rozegranym w niedzielę na Wembley finale mistrzostw Europy Anglia zremisowała z Włochami 1:1, ale przegrała rzutami karnymi 2-3.