Reprezentantka Norwegii wyprzedziła na finiszu Szwedkę Charlotte Kallę, na trzecim miejscu bieg ukończyła druga z Norweżek, Heidi Weng, która straciła do zwyciężczyni 13,2 sekundy.

Reklama

Po zakończeniu biegu Justyna Kowalczyk przyznała, że jednym z kluczowych momentów zawodów była zmiana nart - tuż przed tym polska narciarka, zablokowana przez jedną z rywalek przewróciła się i straciła około 20 sekund.

To było kluczowe dla biegu, bo (...) pięć dziewczyn odjechało. Saarinen poszła po dużym łuku, ja byłam z tyłu i powinnam to kontrolować, ale nie przewidziałam jej zamiaru.
Grupie łatwiej jechać, jedna osoba takiego „pociągu” nie dogoni. Nie byłam w stanie dojść rywalek, to jest tak samo, jak w kolarstwie - pięć osób pojedzie szybciej niż jedna osoba. Ale i tak jestem z tego biegu zadowolona, dałam naprawdę z siebie wszystko (...). Tego od siebie oczekiwałam, to są igrzyska, choćby nie wiem co, to się nie poddam. Jeśli chodzi o smarowanie - miałam świetnie przygotowane narty do stylu dowolnego. Do stylu klasycznego mogłyby być ciut lepsze, ale sama takie wybrałam
- powiedziała po biegu łączonym Justyna Kowalczyk.

>>>22. Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Relacja LIVE w dziennik.pl

Teraz Kowalczyk czeka na rywalizację na jej koronnym dystansie - 10 km techniką klasyczną (najbliższy czwartek). Sama jednak nie wie, na co ją stać.

Zastanówcie się, czy chcecie stawiać na mnie jakieś pieniądze. Ja bym nie stawiała (śmiech). Po dzisiejszych zawodach nie da się nic powiedzieć w kontekście następnego startu. To zupełnie inna konkurencja, nawet jeździ się w innych butach. Nie mam żadnych przewidywań, co do mojego wyniku. Nie powiem, że strach się bać, a że wystartuję nie myśląc o taktyce, a chcąc jak najlepiej wykonać moją pracę. Mam teraz cztery dni wolnego. Pewnie odpocznę i zobaczę, na ile skiereszowałam moją nogę. Niedługo środki przeciwbólowe przestaną działać. Gdyby nie one, start dziś byłby niemożliwy - zakończyła zmagająca się z kontuzją stopy Justyna Kowalczyk.