Wraz z końcem poprzedniego sezonu w kadrze kobiet nastąpiła nowa era. Kowalczyk co prawda całkowicie kariery zawodniczej nie zakończyła, ale zrezygnowała ze startów w Pucharze Świata, a jako asystentka trenera Aleksandra Wierietielnego zaczęła koncentrować się na pracy szkoleniowej.
Duet objął młodą grupę zawodniczek, które w mistrzostwach świata nie miały wcześniej okazji uczestniczyć. Tylko 25-letnia Urszula Łętocha jest w wieku seniorskim. Weronika Kaleta ma 19 lat, Izabela Marcisz 18, a Monika Skinder 17. W styczniu Skinder została wicemistrzynią świata juniorów w sprincie techniką klasyczną. Przed nią w tej kategorii wiekowej medal MŚJ zdobyła tylko Kowalczyk.
W czwartek zadebiutowały w seniorskich MŚ. Eliminacje sprintu techniką dowolną okazały się jednak dla nich zbyt wymagające. Kaleta była 46., Łętocha 47., Skinder 55., a Marcisz 56.
"To są lokaty, na które dziewczyny mniej więcej zasłużyły. Jedyne co, to na pewno lepszy wynik osiągnęłaby Monika, gdyby ten start był wcześniej w sezonie. Pierwszy raz bowiem przegrała w sprincie z innymi dziewczynami z kadry. Mistrzostwa w Seefeld nie są jednak jej główną imprezą. Były nią mistrzostwa świata juniorów. To samo zresztą tyczy się Izy oraz Weroniki. Nikt nie jest maszyną, a zwłaszcza 17-letnie dziecko" - podkreśliła Kowalczyk.
"Dziewczyny dały nam wiele promyczków nadziei od początku sezonu. Wiedzieliśmy, że w Seefeld konfrontacja będzie ciężka, że będzie bolesna, ale trzeba się konfrontować, bo innej drogi nie ma" - dodała.
"Trochę nie wyszło. Nie jestem do końca zadowolona z takiego debiutu. Teraz musimy przeanalizować ten bieg, wyeliminować błędy i przygotować się do kolejnego startu. Czuję już jednak lekkie zmęczenie sezonem" - przyznała natomiast Skinder.
Kowalczyk w Austrii wystartuje dwukrotnie - za tydzień w sztafecie oraz już w najbliższą niedzielę w sprincie drużynowym techniką klasyczną, w parze ze Skinder.
"Jeśli tylko któraś z nas się nie rozchoruje, albo nie poczuje wyjątkowo słabo w dniu startu, to tak właśnie będzie" - powiedziała dwukrotna mistrzyni olimpijska.
To w tej konkurencji cztery lata temu w Falun Kowalczyk wywalczyła swój ostatni medal MŚ. Z Sylwią Jaśkowiec stanęły na najniższym stopniu podium.
Narciarka z Kasiny Wielkiej przyznaje, że obowiązki trenerskie również kosztują wiele sił, a jej podopieczne, że komplementem dla Kowalczyk jest powiedzieć o niej "wymagająca".
"Mogą o mnie mówić, co chcą, byle tylko szybciej biegały" - z uśmiechem odparła Kowalczyk.
"Czasem tracę do dziewczyn cierpliwość i wtedy rozmawiam z trenerem Wierietielnym. On bardzo doświadczony i mądry człowiek zwykle każe mi zachować spokój. To nie jest tak, że ja jestem nieomylna. Jak każdy popełniam błędy, a najważniejsze jest dojść do kompromisów, które dadzą możliwie najlepsze wyniki sportowe" - dodała.