Jeśli zamknięto by wszystko – tak, jak zamknięto całe Włochy, Hiszpanię czy Francję – to rozumiem i sama bym się zamknęła tam, gdzie jestem i bym nie wychodziła. Ale jeśli tak szybko zrezygnowaliśmy z walki o odporność, czyli nie pozwoliliśmy się Polakom ruszać a pozwoliliśmy na markety budowlane, mogliśmy stać w dużych kolejkach przed dyskontami, to jakoś mi się to wszystko nie trzymało kupy – komentuje biegaczka narciarska.
Kowalczyk uważa, że sportowcy zaniedbali sprawę, kiedy rząd wprowadzał obostrzenia. Autorytety powinny przedstawiać w jaki sposób bezpiecznie wykonywać aktywność fizyczną, która jest bardzo ważna, także dla zdrowia psychicznego – ocenia multimedalistka i podkreśla: Edukacja, edukacja, edukacja. Jeśli nawet państwo wprowadziło restrykcje, to sportowcy mogli próbować przekonać, że to nie były do końca dobre restrykcje jeśli inne, bardziej niebezpieczne rzeczy można było robić – mówi Kowalczyk.
Pytana o to, jak ona znosi społeczną kwarantannę, biegaczka narciarska odpowiada: Teraz, kiedy za bardzo nie można, to spędzam tylko ok. 3 godzin dziennie na aktywności fizycznej a zeszłam z 8 godzin. Zdradza, że w czasie epidemii brakuje jej wolności i spotkań z rodzicami. Człowiek ma wolną duszę i ograniczenia trochę doskwierają – podkreśla Justyna Kowalczyk i dodaje: Ale są jakieś zmiany w życiu prywatnym, więc mogłam się na tym skupić. Dopytywana o majowy ślub, odpowiada: Jeszcze nie wiem.
Moje ciało jest dość podobne do tego jeszcze z czasów kariery. Ja ciągle trenuję, jest to dla mnie duża radość i obowiązek – mówi Justyna Kowalczyk. Ze względu na obciążenia, które miałam wcześniej, nie mogę tak po prostu przestać, bo byłabym bardzo chora – i na serce i na kręgosłup itd. Wykonuję swoje obowiązki wciąż by być zdrową i wesołą – komentuje. Zaznacza, że przez 20 lat było to jej całym życiem, więc i teraz ćwiczy. Czasem startuję sobie dla przyjemności w biegach, w których kiedyś nie miałam możliwości wystartować i jeszcze udaje mi się to dość skutecznie robić – śmieje się mistrzyni.
Kowalczyk mówi również o tym, że gdyby nie było pandemii, to z dziewczętami z kadry biegowej skończyłaby w połowie kwietnia obóz narciarski a 10 maja zaczęłyby się kolejne obozy przygotowawcze, w Zakopanem. Ale trenować będziemy normalnie – podkreśla trenerka. - Kiedy nie będzie mnie z dziewczętami z kadry, to pewnie będę chodziła z moim wtedy już mężem po górach, będę starała się dotrzymać mu kroku – zdradza gość Radia ZET.