Na początku kwietnia Polski Związek Narciarski ogłosił, że Thurnbichler, będący w minionym sezonie asystentem głównego trenera austriackiej kadry Andreasa Widhoelzla, został szkoleniowcem polskich skoczków narciarskich. Podpisał czteroletnią umowę. Na stanowisku zastąpił Czecha Michala Dolezala, z którym postanowiono nie przedłużać wygasającego kontraktu.

Reklama

To jest miłe, że to podczas zajęć na skoczni tak dobrze się bawiliśmy. W celu przełamania nawyków ruchowych, które mieliśmy z poprzednich lat, robiliśmy rzeczy, że jak usłyszałem o nich, to się bałem. Myślałem, że czegoś takiego nie można zrobić, a jednak się da - powiedział dziennikarzom zawodnik urodzony w Nowym Targu.

Musiał on w trakcie lotu rozwiązywać proste zadania matematyczne (wynik trzeba było wykrzyczeć przed lądowaniem) czy też śpiewać.

Zadania były na poziomie szkoły podstawowej. Jednak podczas skoku mamy mało czasu. Poza tym nasze numery pesel wskazują, że uczyliśmy się matematyki dosyć dawno temu.

Reklama

Przyznał, że tęsknił za skokami tylko trochę: Ten czas, w którym nie mieliśmy nart na nogach, minął dosyć szybko. Miło jednak było wrócić na skocznię.

Przyznał, że organizacyjnie teraz wszystko wygląda zupełnie inaczej niż podczas „kadencji” Dolezala.

Robimy teraz też inne ćwiczenia. W niektórych przypadkach wracamy do takich, których nie robiliśmy przez kilka lat, a mogą nam pomoc. Takie są różnice.

Rafał Czerkawski (PAP)