"Orki" fatalnie rozpoczęły spotkanie i już w 17. minucie przegrywały 0:4. Trener gospodarzy zdecydował się wtedy na zmianę bramkarza i pierwszym efektem była lepsza postawa w obronie.

Odrabianie strat miejscowi zaczęli jednak dopiero pod koniec drugiej tercji, a w połowie trzeciej prowadzili już 5:4, m.in. po dwóch trafieniach Rosjanina Ilji Michiejewa. Później hokeiści i kibice Canucks otrzymali kolejny zimny prysznic i w ciągu 97 sekund zrobiło się 5:6.

Reklama

Półtorej minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Rosjanin Andriej Kuzmienko wykorzystał okres gry w przewadze zespołu z Vancouver i doprowadził do remisu oraz dogrywki. Ta potrwała tylko 13 sekund - jeden z obrońców Canadiens przewrócił się prowadząc krążek, a jego błąd wykorzystał Szwed Elias Pettersson, który wcześniej zaliczył dwie asysty, i zdobył gola rozstrzygającego o sukcesie gospodarzy.

Canucks, którzy trzecie kolejne zwycięstwo odnieśli po dogrywce, z dorobkiem 25 punktów plasują się na 11. pozycji w zachodniej "połówce" rozgrywek. Canadiens mają punkt więcej i także są na 11. pozycji, ale na Wschodzie.

W konfrontacji czołowych ekip ligi Boston Bruins ulegli na własnym lodowisku Vegas Golden Knights 3:4 po karnych. "Niedźwiadki" z dorobkiem 41 pkt, ex aequo z New Jersey Devils, prowadzą w Konferencji Wschodniej, a "Złoci Rycerze" z 39 są najlepsi na Zachodzie.

Spotkanie w Bostonie miało podobny przebieg jak w Vancouver, bo gospodarze przegrywali już 0:3, m.in. po dwóch golach Paula Cottera, zanim doprowadzili do remisu i dogrywki. Rozstrzygnięcie nastąpiło w konkursie rzutów karnych, a wygraną gościom zapewnił w piątej serii Reilly Smith. Wcześniejszych dziewięć strzałów zawodników obu drużyn było nieskutecznych.

Reklama

To pierwsza porażka Bruins we własnej hali w tym sezonie, po 14 kolejnych zwycięstwach. Przyczynił się do niej trener Bruce Cassidy, który w czerwcu - po pięciu i pół roku pracy - został zwolniony z bostońskiego klubu i trafił do Las Vegas.

Wciąż brzmi mi w uszach utwór +Dirty Water+ zespołu The Standells, który rozbrzmiewa w tej hali po zwycięstwach Bruins. Cieszę się jednak, że dziś nie dane mi go było usłyszeć. Fakt, że przerwaliśmy świetną serię gospodarzy nie ma dla mnie większego znaczenia. Liczy się to, że byliśmy górą po dobrej grze - przyznał Cassidy z uśmiechem.