Kim Piotr Pustelnik był w dzieciństwie?
Byłem schorowanym dzieckiem, które musiało dosyć długo walczyć o powrót do zdrowia. Spędziłem sporo czasu w szpitalu, w sanatorium. To bardzo wpłynęło na resztę mojego życia. Z perspektywy lat traktuję tamten czas jako szkołę życia, a nie traumę.

Reklama

Skąd fascynacja górami?
Trochę się do tego przyczynił szpital, bo siedzieć pół roku w szpitalu to nie w kij dmuchał, coś trzeba było robić. Miałem dużo wolnego czasu. Mama mi przynosiła różne książki. I jak już się skończyły książki dla dzieci, to zaczęła mi przynosić książki dla dorosłych. Czytałem głównie książki podróżnicze - o Fridtjofie Nansenie, Roaldzie Amundsenie, czyli sławnych, norweskich, bardzo charyzmatycznych podróżnikach. O Johnie Huntcie, Georgu Mallorym, czyli o ludziach, z których jeden zorganizował, a drugi zdobył Mount Everest. Generalnie moja mama zaczęła od wysokiego C. Mózg małego dziecka jest chłonny jak gąbka, więc jak wchłonął Everest i Biegun Południowy, to stało się to celem mojego życia. A kiedy okazało się, że już nie muszę się martwić, że każdy wysiłek fizyczny może mnie zabić, to rzuciłem się na góry jak wariat, bo miałem tyle straconych lat, że chciałem je nadrobić. Stąd wzięła się turystyka, którą szybko zarzuciłem, bo była dla mnie zbyt schematyczna. Przeszedłem na wspinanie się. Tak to się zaczęło i trwa do teraz. Góry stały się moją osobistą krucjatą.

Jak wyglądało organizowanie pierwszych wypraw?
Pierwsze wyprawy organizowaliśmy jak się skończył stan wojenny, więc można sobie wyobrazić, co było w kraju - wystawa octu i zapałek. Ale jednocześnie nie była to taka zła okoliczność, bo jak nie ma niczego, to masz tę siłę motoryczną, żeby coś zdobyć, pobudza to kreatywność i inwencję. Pierwsze wyprawy organizowane za maciupeńkie pieniądze to była dobra szkoła życia. Wymagały one też pewnych działań o charakterze karno-skarbowym, z których już się mogę spokojnie wytłumaczyć urzędowi skarbowemu, bo okres przedawnienia minął. Byliśmy zwyczajnie przemytnikami, po to, żeby zdobyć pieniądze na wyprawę.

Polacy są dość uparci, jeśli chodzi o zdobywanie ośmiotysięczników. Mieliśmy kompleksy i chcieliśmy coś udowodnić światu?
Nie było nam dane zdobywać ośmiotysięczników wtedy, kiedy one były zdobywane po raz pierwszy. My po prostu nie uczestniczyliśmy w tym podziale łupów ośmiotysięcznych przez świat. A pewnie, gdybyśmy mogli, to byśmy wzięli w tym udział - i to jak sądzę - z ogromnymi sukcesami. Jednak w świadomości człowieka tkwi to słowo „pierwszy”. Pierwszy tworzy historię. Reszta to tylko tę historię utrwala. Więc to, że tego nie mogliśmy zrobić spowodowało, że zaczęliśmy się zachowywać w Himalajach jak neofici. Rzucaliśmy się na góry z taką żarłocznością, że inne nacje po prostu były zdziwione jak z biednej Polski, w której nie ma nic, wyjeżdża rocznie 12 wypraw w Himalaje. To wynikało z naszej chciwości na Himalaje, chciwości wyznaczonej nam przez historię.

Zamyka pan oczy i myśli o górach. Co pan widzi?
Zamykanie oczu jest niebezpieczne, dlatego, że wracają różne wspomnienia. Ale jest rzeczą dla mnie dosyć oczywistą, że zawsze będzie mi się dobrze wspominało to, co było pierwsze, czyli pierwszy ośmiotysięcznik był dla mnie taką największą przygodą. Bo wszystko robiłem po raz pierwszy: i rozmach tej wyprawy, i wielkość gór, i zadziwiający klimat, i towarzystwo, w którym się znalazłem. To mi się bardzo utrwaliło w pamięci. To jest ten moment, który zawsze będzie mi się za zamkniętymi powiekami odtwarzał.

Reklama

A jakiś najgorszy moment?
Bardzo groźnych sytuacji w górach miałem kilka, gdy rzeczywiście życie zaczęło ze mnie uciekać. Ale nie robię rankingu najgorszych momentów.

Opłacało się?
Jasne, że się opłacało. I nigdy tego, co zrobiłem w życiu, nie zamienię na coś innego.

Wróci pan w Himalaje?
Nie, nie wrócę w Himalaje. To jest dla mnie zamknięty rozdział. Przynajmniej w sensie zdobywcy. Natomiast chętnie pokazałbym mojemu 7-letniemu synowi miejsca, w których ojciec był. Może coś w nim zaszczepię.

Rozmawiała: Kamila Wronowska

Piotr Pustelnik (rocznik 1951), doktor inżynierii chemicznej, pracownik naukowy Politechniki Łódzkiej, prezes PZA przez dwie kadencje (2016-2019, 2019-maj 2023). Trzeci Polak (po Jerzym Kukuczce i Krzysztofie Wielickim), który zdobył Koronę Himalajów i Karakorum oraz dwudziesty alpinista globu z takim osiągnięciem. Ostatnim ośmiotysięcznikiem w jego dorobku była Annapurna (8091 m), na szczycie której stanął 27 kwietnia 2010.