"Jestem coraz bliżej wygrania w dwóch setach. W trzeciej rundzie będzie ciężko, ale stać mnie na awans" - mówiła z uśmiechem tuż po meczu.

Spotkanie Polki z reprezentantką Czarnogóry odbyło się na korcie numer 8, gdzie w tle majaczył widok Artur Ashe Stadium, czyli największej areny tenisowej na świecie. Obie zawodniczki wyszły na rozgrzewkę z kilkuminutowym opóźnieniem spowodowanym suszeniem ostatnich kropli porannego deszczu, który znów próbował storpedować plany gry. Od pierwszej piłki jak torpeda grała także Linette, która świetnie serwowała i dobrze poruszała się po korcie. "W pierwszym secie wszystko mi wychodziło. Odjeżdżałam rywalce od początku do końca. Szkoda, że nie udało się tego utrzymać do końca w drugim secie. No cóż, może następnym razem uda mi się wygrać w dwóch setach" - żartobliwie skomentowała tenisistka.

Reklama

Po "demolce" 6:1 w pierwszym secie Linette szybko przełamała Kovinic i objęła prowadzenie 4:2. Przy stanie 5:3 i 30:30 w gemie dziewiątym była dwie piłki od wygrania meczu. Jednak zawodniczka z Czarnogóry postawiła wszystko na jedną kartę i udało jej się doprowadzić do wyrównania i wygranej w tie-breaku. "W tamtym momencie Danka zaczęła serwować bardziej agresywnie i z rotacją przy drugim serwisie. Ryzykowała, ale jej się to opłaciło. Ja z kolei trochę za bardzo odpuszczałam przy moim prowadzeniu. Jest z czego wyciągać wnioski" - tłumaczyła 28-latka.

Reklama

W trzecim secie obie zawodniczki utrzymały swój serwis i o wszystkim miał zadecydować kolejny tie-break. Linette pokazała w nim charakter i stalowe nerwy, bo przegrywając 2:4 wygrała pięć kolejnych piłek i całe spotkanie 6:1, 6:7(2), 7:6(4). "Przed tie-breakiem było trochę nerwów, bo wiedziałam, że na szali jest mój udział w trzeciej rundzie i nie ma tutaj marginesu na błędy. Szkoda mi tylko było Danki, bo znamy się bardzo dobrze: trenowałyśmy razem w tej samej akademii, a kiedyś jej trenerem był mój obecny szkoleniowiec Matko Jelcic. Chciałam jej powiedzieć, że zaprezentowała się świetnie i że jest na dobrej drodze do pięcia się w górę" - zdradza Linette.

Trzecia runda US Open do dla naszej zawodniczki najlepszy rezultat w nowojorskim Wielkim Szlemie w historii. Linette cieszy się, ale zarazem tonuje nastroje. "Losowanie miałam dobre, więc zrobiłam swoje i wykorzystałam szansę. Bo niemal zawsze, kiedy tu przyjeżdżałam musiałam się mierzyć z turniejową jedynką. Ale cieszę się zarówno z awansu jak i z postawy, bo uważam, że gram na niezłym poziomie" - oceniła polska tenisistka.

Reklama

Cały mecz trwał niemal trzy godziny i był pełen długich, dynamicznych wymian. Wydawało się, że kosztował Polkę sporo zdrowia, ale na konferencji sprawiała wrażenie wypoczętej. "Czuję się bardzo dobrze. Proszę pamiętać, że trenuję pod okiem Matki, a on jest znany z długich sesji. Ostatni raz trenowaliśmy przez trzy godziny tydzień temu w Lexington. Dlatego dla mnie to był niemal normalny dzień" - żartobliwie podsumowała Linette.

Teraz przed Polką walka z kolejną dobrze znaną przeciwniczką: Anett Kontaveit z Estonii. Rozstawiona z 14. rywalka mierzyła się z Linette już sześć razy, z czego nasza tenisistka wygrała aż cztery spotkania - w tym wszystkie trzy na twardej nawierzchni. Po raz ostatni Kontaveit pokonała Polkę w 2014 na trawie. To wszystko sprawia, że pachnie w Nowym Jorku czwartą rundą. "To będzie bardzo ciężkie spotkanie, bo każde z naszych dotychczasowych spotkań takie było. Ona jest bardzo waleczna i agresywna, ale to nie jest zawodniczka, która może mnie zmieść z kortu. Chcę zagrać solidnie i mieć wysoki procent pierwszego serwisu. Jestem gotowa do walki i uważam, że mam szanse na awans" - zakończyła poznanianka.