Djokovic tylko w pierwszej rundzie odniósł zwycięstwo w trzech setach. W kolejnych zadanie utrudniali mu przeciwnicy oraz jego własne problemy zdrowotne. W trakcie spotkania trzeciego etapu rywalizacji doznał urazu mięśnia brzucha i jego dalszy udział w turnieju stanął pod znakiem zapytania. Słynny gracz z Belgradu wrócił do gry, ale zarówno w 1/8 finału, jak i we wtorek w kolejnej fazie zmagań wygrana nie przyszła mu łatwo.

Reklama

Zverev od początku starał się być stroną dominującą i - z pomocą mylącego się dość często przeciwnika - w pierwszej partii prowadził 5:3. Faworyt doprowadził do remisu, broniąc po drodze piłkę setową, ale w zaciętym tie-breaku lepszy był Zverev. Serb bardzo szybko wyrównał stan rywalizacji w całym meczu, ale potem znów miał pod górkę. Zarówno trzecią, jak i czwartą odsłonę zaczął od stanu 0:3 i musiał odrabiać straty. Udało mu się to w obu przypadkach, choć do samego końca nie było wiadomo, kto będzie zwycięzcą czwartego seta. W 12. gemie Djokovic znów często się mylił, czym sam był wyraźnie podirytowany. W efekcie Niemiec, który tego dnia także miał przyklejoną do brzucha specjalną taśmę, był o punkt od doprowadzenia do piątej partii. Lider listy ATP pomógł sobie jednak w końcówce serwisem, a w tie-breaku wykorzystał drugą piłkę meczową.

Po zakończeniu pojedynku, mimo pustych w związku z wprowadzonym w stanie Wiktoria lockdownem trybun, celebrował zwycięstwo w tradycyjny dla siebie sposób, udając, że ma przed sobą publiczność.

Do samego końca nie było wiadomo, kto wygra ten mecz. Było dużo nerwów i presji. Emocjonalnie czuję się wyczerpany. To była wspaniała bitwa. Gratulacje dla Saszy za świetny turniej i dzisiejszą wspaniałą walkę. Wycisnęliśmy z siebie nawzajem maksimum. Po pierwszym secie czułem, że zacząłem się lepiej poruszać i grać. Świetnie serwowałem. Miałem nieco więcej asów niż rywal, co jest cudem w przypadku meczów z tak świetnie serwującymi zawodnikami jak on. Z wyjątkiem drugiej partii wszystkie pozostałe zaczynałem słabo. Odzyskałem koncentrację po tym jak w trzeciej odsłonie złamałem rakietę. Wówczas wszystko zaczęło zmierzać w lepszym kierunku. Gdyby to Sasza wygrał to spotkanie, to nie byłoby to niezasłużone - podsumował 33-letni Serb.

Tego dnia posłał 23 asy, do tego miał 56 niewymuszonych błędów. U jego przeciwnika było ich - odpowiednio - 21 i 38.

Reklama

Z młodszym o 10 lat Niemcem Djokovic zmierzył się w oficjalnym meczu o stawkę po raz ósmy i po raz szósty wyszedł z takiej konfrontacji zwycięsko. Gracz z Hamburga musiał uznać jego wyższość po raz drugi w tym sezonie - na początku lutego w ramach drużynowego ATP Cup Serb wygrał 6:7 (3-7), 6:2, 7:5.

W pojedynkach singlowych w tym roku pozostaje on jak na razie niepokonany, mając na koncie siedem zwycięstw.

We wtorek gracz z Belgradu wygrał 301. mecz w Wielkim Szlemie i wśród singlistów ustępuje pod tym względem jedynie Szwajcarowi Rogerowi Federerowi (362).

W ćwierćfinale Australian Open wystąpił po raz 12., a do kolejnej rundy awansował po raz dziewiąty. W Wielkim Szlemie do czołowej "czwórki" dotarł po raz 39.

W dorobku ma 17 tytułów wielkoszlemowych, z czego osiem wywalczył w Melbourne. Pod względem liczby triumfów w tej imprezie w męskiej grze pojedynczej nikt inny nie może się z nim równać. Obecnie dwa zwycięstwa dzielą go od wygrania trzeciej z rzędu edycji tego turnieju.

Jego kolejnym przeciwnikiem będzie Asłan Karacjew (114. ATP), największa rewelacja bieżącego Australian Open. Rosyjski kwalifikant to pierwszy w liczonej od 1968 roku tzw. Open Erze singlista, który dotarł w wielkoszlemowym debiucie do półfinału. Będzie to pierwszy pojedynek tych tenisistów.

Szczerze mówiąc, to nie widziałem żadnego meczu Asłana przed tym turniejem, ale tutaj już tak. Jest bardzo mocny fizycznie. Dobrze się porusza i ma potężne uderzenia z głębi kortu. Dysponuje świetnym bekhendem, to rosyjska szkoła. Dobrze serwuje i jest zmotywowany. Nie ma nic do stracenia - scharakteryzował 27-letniego rywala Djokovic.

Zverev rok temu w Melbourne zatrzymał się na półfinale. Jego najlepszym wynikiem w Wielkim Szlemie jest finał US Open 2020.