W ostatnich latach Linette nieraz miała pecha w wielkoszlemowej rywalizacji, trafiając na jej wczesnym etapie na zawodniczki ze ścisłej czołówki. Podobnie było teraz w Londynie, ale tym razem udało się jej wyjść zwycięsko z tej konfrontacji. Zajmująca 44. pozycję na liście WTA Polka pokonała będącą piątą rakietą świata Switolinę 6:3, 6:4. Z półfinalistką poprzedniej edycji Wimbledonu zmierzyła się wcześniej dwukrotnie. Oba te zacięte, ale dwusetowe spotkania przegrała. Pomogły jej one jednak teraz.

Reklama

W obu tamtych meczach byłam bardzo blisko i już wiedziałam, że Jelena pod względem siły nie będzie w stanie zmieść mnie z kortu. Wiedziałam, że będzie bardziej solidna, konsekwentna, będzie biegać. Nie czułam - tak jak było wczoraj z Amerykanką Amandą Anisimovą - że cały czas musiałam gdzieś tam czuwać. Wiedziałam, że będę miała więcej czasu, żeby sama konstruować akcję. Wiedziałam, że dużo więcej będzie zależeć ode mnie, dlatego podeszłam do tego naprawdę bardzo spokojnie. W poprzednich meczach było bardzo blisko, więc teraz starałam się po prostu podejmować troszkę lepsze decyzje i mniej się spieszyć. Atakować te piłki, które powinnam - wyliczała poznanianka.

Nie miała teraz tradycyjnego w wielkoszlemowej rywalizacji dnia przerwy między spotkaniami singlowymi. Ze względu na duże opóźnienia spowodowane deszczem mecz otwarcia rozegrała dopiero w środę. Nie była pewna odpowiedzi na pytanie, czy cenne zwycięstwo nad Anisimovą dzień wcześniej mogło jej pomóc mentalnie w czwartek.

Reklama

Tak naprawdę to i tak gram prawie codziennie, więc jakoś tak nie zastanawiałam się nad tym, szczerze mówiąc. Myślę, że pomogło mi to, że choć wczoraj rozegrałam trzy sety, to ten mecz nie był aż tak długi. To było dużym plusem. Sądzę też, że na korcie ziemnym odczułabym to trochę bardziej. Teraz wszystko poszło tak do przodu, że to, iż ktoś gra trzy sety, to nie ma tak naprawdę tak dużego znaczenia na drugi dzień. Bo wszyscy są obecnie bardzo sprawni. To nie to co było 15 lat temu czy więcej - oceniła Linette.

Trzecia runda to najlepszy jak na razie wynik 29-letniej tenisistki w singlowej rywalizacji w Wielkim Szlemie. O pierwszy w karierze awans do 1/8 finału takich zawodów zagra z rozstawioną z numerem 30. Paulą Badosą. Poznanianka jeszcze nigdy nie zmierzyła się z młodszą o pięć lat Hiszpanką, która najlepiej czuje się na "mączce". Zawodniczka z Półwyspu Iberyjskiego jest ćwierćfinalistką tegorocznego French Open, a w poprzedniej edycji paryskiego turnieju odpadła rundę wcześniej. W innym zawodach wielkoszlemowych - aż do teraz - nie przeszła nigdy drugiej rundy.

Mniej więcej wydaje mi się, że wiem, czego się spodziewać. Oglądałam parę jej meczów, ale na "mączce". Na pewno obejrzymy z Dawidem Celtem jej spotkania pierwszej i drugiej rundy stąd. Zobaczymy, wiem mniej więcej, jaka to będzie piłka, jakiej mniej więcej siły rażenia się spodziewać. Jest ona spora. Mam doświadczenie z pierwszej rundy z tak grającą tenisistką. Myślę, że nie będzie aż tak strasznie jak się może wydawać. Bo ona jest duża i ma naprawdę sporą siłę rażenia, ale ja też ją mam. Będę jeszcze musiała przeanalizować jej tutejsze mecze - zaznaczyła Polka.