Świątek odniosła piąte kolejne zwycięstwo bez straty seta podczas turnieju Miami Open. W rozegranym w czwartkowy wieczór czasu lokalnego półfinale pokonała reprezentantkę gospodarzy Pegulę 6:2, 7:5.

Nie było miejsca na błędy

Mecz z 21. na światowej liście Amerykanką trwał 110 minut i był najbardziej zacięty spośród wszystkich dotychczas rozegranych przez Polkę spotkań. Pierwszego seta lepiej rozegrała tenisistka z Raszyna, która dwukrotnie przełamała Pegulę i wygrała go 6:2.

Jestem dumna z tego jak fizycznie i mentalnie wyglądałam. To pokazuje jaką wielką pracę wykonujemy podczas tych wszystkich turniejów. Utrzymanie takich streaków nie jest łatwe, a ja do każdego meczu podchodzę w stu procentach zmotywowana i z odpowiednim nastawieniem. Robimy po prostu dobrą robotę - podsumowała set otwarcia podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.

Reklama

W drugim oglądaliśmy festiwal przełamań. Pierwsza tej sztuki dokonała reprezentantka USA, która objęła prowadzenie 3:1 i 4:2. Świątek nie tylko odrobiła straty, ale przy stanie 5:4 i swoim serwisie miała dwie piłki meczowe. Nie zdołała ich wykorzystać i Pegula wyrównała na 5:5. Kolejne dwa gemy zawodniczka z Polski zagrała jednak po profesorsku i przeciwniczce oddała w nich zaledwie jedną piłkę.

Czułam, że mecz robi się bardzo intensywny. Będę musiała go obejrzeć, żeby go przeanalizować, ale grałyśmy na super poziomie. Obie grałyśmy bardzo płaskie piłki i wykorzystywałyśmy okazje do ataku. Nie było miejsca na błędy. Miałam wrażenie, że ona super gra w defensywie i bardzo dobrze się broni. Właściwie każda piłka do mnie wracała, ciężko było ją skończyć. Ale cieszę się, że to ja byłam tą, która wypracowała sobie końcową przewagę - mówiła zadowolona finalistka Miami Open.

Jako jedną z przyczyn, które sprawiły, że to ona zeszła z kortu jako zwyciężczyni Świątek podała fakt, że w trudnych momentach - przy dwugemowej przewadze rywalki w drugim secie - potrafiła skupić się nie na wyniku, a na swojej solidnej grze.

Reklama

Wiedziałam, co robiłam dobrze w pierwszym secie i chciałam do tego wrócić i przycisnąć Jessicę. Ale czułam, że ona po prostu popełniała mniej błędów. Dlatego przestałam myśleć o wyniku i skupiłam się na swojej solidności - zdradziła 20-latka.

Mało czasu na odpoczynek

W trzecim kolejnym - po Dausze i Indian Wells - finale touru raszynianka zagra z Naomi Osaką z Japonii. Była liderka rankingu WTA pokonała w półfinale Szwajcarkę Belindę Bencic 6:4, 3:6, 6:4. Mecz zostanie rozegrany w sobotę o 23.00 czasu polskiego.

Jestem bardzo podekscytowana. Granie przeciwko Naomi to coś niesamowitego, a szczególnie w finale i na dodatek w Miami Open. Kilka lat temu w ogóle bym o tym nie pomyślała. Cieszę się, że moje wszystkie cele i marzenia się spełniają. To też świadczy o tym, jaki postęp zrobiłam od ostatniego czasu kiedy z nią grałam - wyznała Polka, która raz - w Rogers Cup w Toronto w 2019 - zmierzyła się z Osaką i przegrała 6:7 (4-7), 4:6.

Po wygranej w Indian Wells Świątek stanie przed rzadką szansą wygrania tzw. Sunshine Double, czyli obu marcowo-kwietniowych turniejów WTA w południowych stanach USA. Wśród kobiet ta sztuka udała się tylko trzem zawodniczkom - dwukrotnie Steffi Graff oraz Kim Clijsters i Wiktorii Azarence.

Oba turnieje są bardzo wymagające. Mam wrażenie, że tu w Miami mam jeszcze mniej czasu na odpoczynek. Ale zadowolona jestem z tego jak reaguje moje ciało i umysł. Passa wygranych meczów sprawia, że wierzę w swoje umiejętności. Dlatego nie chcę nakładać na siebie presji w meczu finałowym. Potraktuję go jak każdy inny. Moje rutyny będą takie same. Przygotowanie i nastawienie też. Myślę więc, że jeśli będę kontynuować pracę jaką robię teraz, to wszystko dobrze się ułoży - zakończyła Polka.