28-letnia tenisistka z Boca Raton na Florydzie rozgrywa bardzo przyzwoity sezon i był to dla niej już trzeci ćwierćfinał Wielkiego Szlema w tym roku. Do tego etapu na US Open awansowała jednak po raz pierwszy. Na jej drodze ponownie stanęła rywalka rozstawiona z numerem jeden, co - jak przyznała na pomeczowej konferencji było u niej powodem wielkiej frustracji.
Jestem naprawdę wk.... i zniechęcona. Być może jutro będę w stanie dostrzec jakieś pozytywy. Przepraszam, ale bardzo chciałam awansować do finału, szczególnie, że miałam okazję zrobić to na własnej ziemi. Ale chciałabym też wreszcie - na poziomie ćwierćfinału - zagrać z kimś innym niż Ash Barty czy Iga - powiedziała Pegula.
Zapytana o to, co było kluczowe dla rozwoju wydarzeń w pierwszym secie, gdzie najpierw przełamała Świątek i prowadziła 3:2, ale potem przegrała cztery gemy z rzędu i ostatecznie przegrała tę partię - odpowiedziała: Iga w pewnym momencie zmieniła rakietę. Być może chciała zapanować lepiej nad piłkami, na które narzeka. To był dobry ruch z jej strony. Od tamtej pory jej piłki już tak nie latały. Grała lepiej, a ja zaczęłam popełniać głupie błędy i nie trafiałam w kort.
W drugim secie sytuacja była jeszcze bardziej szalona, bo doszło aż do dziesięciu przełamań po obu stronach.
Cieszę się, że udało mi się powalczyć w drugim secie. Nie potrafię powiedzieć czy tak źle serwowałyśmy czy tak dobrze grałyśmy returnem. Gdybym serwowała pięć procent lepiej to miałabym szansę na wygranie tego seta. Grając przeciwko Idze musisz serwować mądrze i przy tym trafiać, bo inaczej odda ci returnem. Ja dziś nie potrafiłam tego zrobić - oceniła.
Oprócz kłopotów z serwisem, który dotyczył także i Świątek, Pegula zdradziła, że największym atutem Polki jest jej poruszanie się po korcie.
Niby wiesz, że powinno się iść do przodu i próbować dyktować warunki, ale ona swoim poruszaniem się po korcie zmusza cię do popełniania błędów. To wszystko kwestia balansu: potrafić wyczuć moment kiedy zaatakować i kiedy cofnąć się głębiej. Być może kiedy uda mi się wyczuć ten balans to będę w stanie następnym razem z nią wygrać - tłumaczyła.
Pegula powiedziała także, że ten mecz miał swoją własną historię. Nasze poprzednie starcia były zupełnie inne. W Paryżu grałyśmy na mączce, więc to zupełnie osobna historia. W Miami ona grała jak w transie i dopisywała sobie kolejne zwycięstwa. Dziś myślę, że moja gra returnem wyglądała dobrze, a ona popełniała sporo błędów. Nie twierdzę, że ona zawsze będzie swoją grą "gasić światło", ale nie można było się spodziewać, że da się dziś przełamać aż tyle razy. Wiem, że nie do końca pasują jej tu warunki i piłki, ale jak na nią to i tak trochę nieprawdopodobne - powiedziała.
Córce właścicieli klubów NFL i NHL nie pomógł fakt, że spotkanie rozegrano w dniu o nazwie "Asheville Night". Tak się akurat złożyło, że w październiku w Asheville Pegula wzięła ślub. Nie miałam pojęcia, że to jest Asheville Night, dopóki spiker tego nie ogłosił na korcie. Z jednej strony to brzmiało zupełnie przypadkowo - bo to przecież małe miasto w Północnej Karolinie, ale z drugiej strony grałyśmy tam w tym roku Fed Cup (Puchar Billy Jean King - PAP), więc może tu istnieje jakieś powiązanie. Ale rzeczywiście, pomyślałam sobie, że fajnie by było - w związku, że tam miałam ślub - dziś wygrać. Niestety omen nie zadziałał jak chciałam - zdradziła.
Co do wyznania, że nie chce już spotykać się z Świątek na poziomie ćwierćfinału Pegula wyjaśniła, iż to wynikało tylko z frustracji, gdyż nie udało się jej dojść do półfinału. Nie ma nic przeciwko graniu z Polką, bo jest ona najlepsza na świecie. Nie lubię przegrywać, ale lubię wyzwania i mecze z Igą zawsze są dla mnie wyzwaniami. Są także szansą na to, aby podnieść swoje umiejętności i tego nie można przecenić. Poza tym dzisiejszy mecz był po prostu fajny - zakończyła.
Z Nowego Jorku dla PAP - Tomasz Moczerniuk