Nic się nie martw dziewczyno, na pewno wygrasz kiedyś Wimbledon - mówił Richard Williams, ojciec Sereny i Venus po tym jak jego młodsza córka pokonała Agnieszkę Radwańską po trzech setach walki w finale 2012 roku. 12 miesięcy później Polka była w półfinale wimbledońskiego turnieju, ale odpadła z Sabine Lisicki, która wcześniej wyeliminowała Serenę. Radwańska wróciła do półfinału w Londynie raz jeszcze, w 2015 roku, ale przegrała z Hiszpanką Garbine Muguruzą. Trzy lata później zakończyła karierę z powodu kontuzji.

Reklama

Przepowiednia Richarda Williamsa, który 11 lat temu był pod głębokim wrażeniem gry polskiej tenisistki, nigdy się nie spełniła. Agnieszka nie wygrała Wimbledonu, ani żadnego innego turnieju Wielkiego Szlema. W 2012 roku była tego najbliżej, ale finałową rywalką była tenisistka wszech czasów w szczycie formy. To samo mógł czuć Hubert Hurkacz, kiedy w IV rundzie obecnej edycji Wimbledonu trafił na Novaka Djokovicia. Zagrał mecz prawie doskonały, ale to nie wystarczyło.

"Bywają w sporcie szanse niepowtarzalne"

Bywają w sporcie szanse niepowtarzalne, jak w życiu. Podobnie jak Agnieszka Radwańska mógł czuć się Jerzy Janowicz po półfinale Wimbledonu 2013 roku. Jego rywal Szkot Andy Murray był wtedy najlepszym tenisistą świata, Polak wygrał pierwszego seta, prowadził w trzecim, ale nie dał rady. Janowicz miał wtedy 23 lata i przyszłość przed sobą, tyle, że już nigdy więcej nie przekroczył w turnieju Wielkiego Szlema III rundy.

Hubert Hurkacz dotarł do półfinału Wimbledonu w 2021 roku. Kto wie ile czasu zajmie mu powrót na ten sam poziom? Rywalizacja w tenisie jest zaciekła, Polak ma 26 lat i wciąż sporo czasu, ale nie dość, że o dekadę starszy Djoković nie odpuszcza, na kortach chcą rządzić 20-latkowie: Carlos Alcaraz, czy Holger Ruune. Dlatego warto wykorzystać każdą okazję, a nawet jej namiastkę. Dodatkowo w sporcie zdarzają się rozstrzygnięcia szokujące, choćby takie jak postawa Christophera Eubanka, czy Markety Vondrousovej w tej edycji Wimbledonu.

Reklama

Rozmawiając na temat Igi Wojciech Fibak wspomniał o swojej straconej szansie w Wimbledonie. W 1/8 finału z 1980 roku pokonał Vitasa Gerulaitisa. Przegrał dwa sety, potem mecz przerwano, a gdy go wznowiono wygrał trzy kolejne, piąty 8:6. Nazajutrz przyszło mu grać ćwierćfinał z kolejnym Amerykaninem Brianem Gottfriedem. W półfinale czekał Bjoern Borg, ale Fibak odpadł z turnieju. To był jego najlepszy wynik w Wimbledonie, który pozostawił jednak niedosyt na lata.

"Można powiedzieć, że nic się nie stało"

W tym sensie porażka Igi Świątek z Eliną Switoliną była straconą szansą. Podwójną, bo Polka prowadziła w pierwszym secie 5:3, gdy przeżyła pierwszą zapaść dyspozycji. Druga zdarzyła się w trzecim secie, po tym jak Iga w cudowny sposób uratowała drugiego.

Można powiedzieć, że nic się nie stało. 22-letnia liderka rankingu WTA będzie miała jeszcze 10 lub 15 okazji, by wygrać Wimbledon. Zważywszy na to jakie postępy robi w grze na trawie, jej szanse są ogromne. Przed rokiem to była dla niej nawierzchnia obca, wręcz wroga. Mecz III rundy z Alize Cornet pokazał, że Iga nie ma narzędzi, by wygrywać na trawie. To jest cytat, a nie moja opinia. 12 miesięcy później Polka awansowała do ósemki najlepszych w turnieju wimbledońskim. Nikt nie ma wątpliwości, że oswaja grę na trawiastych kortach All England Tennis and Croquet Club.

W pewnym sensie Iga wykorzystała swoją szansę, w innym nie. Polka miała bardzo korzystne losowanie, w dolnej części drabinki były wszystkie najlepsze specjalistki od gry na Wimbledonie: Kvitova, Jabeur, Sabalenka, Rybakina. Świątek miała do ćwierćfinału dość łatwą drogę. Czy to się jeszcze kiedyś powtórzy?

"Iga jest fenomenalna"

Iga jest fenomenalna. Od 67 tygodni przewodzi w światowym rankingu. Jako pierwsza Polka wygrała turniej wielkoszlemowy, dziś na cztery takie triumfy. To są osiągnięcia kosmiczne, o których miliony ludzi grających w tenisa i kochających go do szaleństwa nie mają prawa nawet marzyć. Dlatego doświadczenia Agnieszki Radwańskiej, Janowicza, Fibaka, czy Hurkacza mogą mieć się nijak do kogoś o tak niesamowitej skali talentu.

Zapewne Iga wygra kiedyś Wimbledon. Są podstawy, by w to wierzyć. Jeśli za rok zrobi kolejny tak duży krok w oswajaniu trawy jak przez ostatnie 12 miesięcy, będzie jedną z faworytek turnieju. Co nie znaczy, że twierdza padnie. Najbardziej niewiarygodna i karkołomna teoria dotyczącą liderki rankingu WTA jest taka, że Iga nie ma z kim przegrać. W tej edycji Wimbledonu przekonaliśmy na jakim poziomie stoi rywalizacja. Belinda Bencić mogła wysłać Polkę do domu. Zrobiła to w kolejnym meczu Switolina, by bardzo wyraźnie ulec Markecie Vondrousovej. A przecież mówimy o łatwiejszej połówce tenisowej drabinki.

Iga ma bardzo mocne rywalki. Switolina przystępowała do walki z dziką kartą, Vondrousova z pozycji tenisistki nierozstawionej. Kto z nas przewidzi jakie tenisistki będą rewelacją Wimbledonu za rok, za dwa, za trzy. Magda Linette osiągnęła półfinał Australian Open tuż przed 31. urodzinami, gdy powszechnie uznawano, że ten poziom turnieju Wielkiego Szlema przekracza jej możliwości.

"Szkoda szansy"

Sport jest nieprzewidywalny, dlatego szkoda szansy, którą miała Iga w tej edycji Wimbledonu. Ona sama żałuje z pewnością najbardziej. Porażki, szczególnie te niespodziewane jak ze Switoliną, są kopalnią wiedzy i darmową nauką. Kształtują charakter sportowca, rozwijają go pod każdym względem. Nie ma sensu frustrować się czymś co się stało, ale wyciągać wnioski i zrozumieć dlaczego do tego doszło. Iga z całą pewnością to zrobi.

Czy ćwierćfinał Wimbledonu był dla niej sukcesem, czy porażką? Niech każdy nazwie to po swojemu. Na pewno biorąc pod uwagę możliwości i talent Igi Świątek można było oczekiwać więcej. Ale jest co jest. Co będzie, zobaczymy za rok.