Latem 2016 roku Legia Warszawa wracała z przytupem do Ligi Mistrzów. Raków grał wtedy w II lidze, od najbogatszego i najbardziej utytułowanego klubu w Polsce dzieliła go przepaść ekonomiczna i sportowa. Ale już od roku właścicielem Rakowa był Michał Świerczewski, który w 2002 roku, jeszcze na studiach założył z dwoma kolegami sklep komputerowy, a niespełna dwie dekady później jego firma x-kom zanotowała przychody w wysokości 2,5 mld zł, w tym prawie 100 mln zysku netto.

Reklama

W 2003 roku x-kom zatrudniał trzy osoby, dziś jego załoga to ponad 2 tys. pracowników. W 2017 roku firma Świerczewskiego trafiła na listę 1000 najbardziej inspirujących małych i średnich przedsiębiorstw w Europie. Dwa lata później minister przedsiębiorczości i technologii wręczyła mu medal zasłużonego dla polskiej gospodarki, dziś jest w radzie gospodarczej - zespole doradców marszałka Senatu.

Raków u bram Ligi Mistrzów

Spektakularny sukces w biznesie jest czymś niezwykłym, zwłaszcza, że Świerczewski stworzył firmę od zera. Równie spektakularne rzeczy dzieją się jednak w Rakowie Częstochowa, który stanął właśnie u bram Ligi Mistrzów - piłkarskiego raju dla gigantów. Od 2016 roku nie grał w niej żaden polski klub. Od powołania Champions League 31 lat temu tylko Legia (dwa razy) i Widzew Łódź przebiły się do fazy grupowej. Raków może być trzeci, od szczęścia dzieli go już tylko dwumecz z FC Kopenhaga.

Reklama

To daleko i blisko zarazem. Duńczycy są faworytem, ale zespół z Częstochowy pokonał już Florę Tallinn, Karabach Agdam i Aris Limassol. Jeśli kogoś nazwy rywali nie rzucają na kolana, przypomnę, że zespół z Azerbejdżanu wyrzucił z europejskich rozgrywek: Wisłę Kraków, Piasta Gliwice, Legię Warszawa i Lecha Poznań. Legię ograł 3:0 w Warszawie w 2020 roku, Lecha 5:2 w 2022.

Reklama

Skarbonka pozbawiona dna

Rywale z Cypru to też dla drużyn z Ekstraklasy poważna przeszkoda. W 2012 roku APOEL Nokozja grał w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt, a kilka miesięcy wcześniej w eliminacjach pokonał Wisłę Kraków. To była Wisła Bogusława Cupiała, właściciela fabryki kabli Tele-Fonika, którego majątek w 2008 roku „Forbes” wyceniał na miliard dolarów. Cupiał utrzymywał klub z Krakowa prawie 20 lat, wpakował w niego mnóstwo kasy, zatrudnił wielu reprezentantów kraju. Wisła Cupiała wygrała 8 tytułów mistrza Polski, ale od bram Ligi Mistrzów wciąż się odbijała. Biznesmen z Myślenic ogłosił, że na ligowej piłce zarobić się nie da, że to skarbonka pozbawiona dna. Jego odejście było początkiem końca potęgi klubu, którego dziś już nie ma w Ekstraklasie.

Po Cupiale wielu polskich biznesmenów miało doświadczenia z ligową piłką. To były flirty, jak w przypadku Zygmunta Solorza i Śląska Wrocław, lub trwałe związki z głębokiej miłości jak Janusza Filipiaka, właściciela informatycznego Comarchu z Cracovią. Józef Wojciechowski z J.W. Construction miał stworzyć wielkość Polonii Warszawa, a wysłał ją do IV ligi. Ośmieszał polski futbol słynnym „Klubem Kokosa”, gdzie zsyłał piłkarzy, których uważał za nieprofesjonalnych.

Zbigniew Drzymała stworzył krótkotrwałą wielkość Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, fabryka Amica zbudowała silny klub w maleńkich Wronkach, znanych z więzienia. Takich przykładów było wiele, mniej lub bardziej udanych, lub patologicznych. Gdy w 2004 roku Legię przejął koncern ITI, pojawiła się wizja gry w Lidze Mistrzów, ale zamiast tego mieliśmy ponury spektakl walki właścicieli z fanatycznymi kibicami, lub - jak twierdzili niektórzy - stadionowymi bandytami. Legia dostała od prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz nowy stadion, ale awans do Champions League pozostał na długo marzeniem ściętej głowy.

Każdy z biznesmenów i szefowie każdej z firm, które porywały się na polski futbol ligowy, po pewnym czasie powtarzali z uporem maniaka, że na klubie w naszym kraju zarobić się nie da. Można wyłącznie stracić. Więcej lub mniej. Michał Świerczewski postanowił spróbować. W 200-tysięcznej Częstochowie zbudował najlepszy zespół w Polsce, który wylansował nauczyciela Marka Papszuna na gwiazdę w zawodzie trenera. Papszun zdobył tytuł w Ekstraklasie, po czym zastąpił go tak samo mało znany Dawid Szwagra.

Tego w polskiej piłce dotąd nie było

Cupiał zatrudniał Henryka Kasperczaka, Franciszka Smudę, Jerzego Engela, lub trenerów z zagranicy. Skupował gwiazdy polskiej piłki. Świerczewski próbuje je stworzyć. Tak jak stworzył kadrę i plan rozwoju x-kom: decyzję o sprzedaży online, wejście na Allegro, a potem rozszerzenie działalności. Działa w e-sporcie, inwestuje w infrastrukturę sportową. Ma plan, żeby Raków osiągał sukcesy i zarabiał na siebie. Tego w polskiej piłce dotąd nie było. Czy właścicielowi Rakowa uda się stworzyć europejski zespół w Częstochowie? Graniczyłoby to z cudem, godnym sąsiedztwa sanktuarium z klasztorem na Jasnej Górze.

Póki co trzymajmy kciuki za Raków w rywalizacji z FC Kopenhaga. W Lidze Mistrzów grały dotąd Legia i Widzew, czyli znane polskie klubowe marki. Gdyby skromny klub z Częstochowy zdobył prawo rywalizacji z Barceloną, Realem Madryt, Manchesterem United, Manchesterem City, czy Bayernem Monachium już za pierwszym podejściem do piłkarskiego raju, byłby to sygnał, że polska piłka ligowa nie jest przeklęta.

Jeden z kibiców Rakowa zauważył na forum, że w Częstochowie była kiedyś ulica Świerczewskiego i znowu będzie tylko z innym imieniem.

Zacząłem tekst od porównania Legii z Rakowem, więc wypada na nim skończyć. Przenosimy się do sierpnia 2023 roku i widzimy klub z Częstochowy pukający do bram najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie. Można w nich zarobić koło 20 mln euro, ale, jak wspominaliśmy, mistrz Polski musiałby pokonać FC Kopenhaga. Tymczasem w czwartek Legia awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji, najmniej prestiżowego z europejskich pucharów.

Właściciel Legii Dariusz Mioduski kończył prawo na Uniwersytecie Harvarda - najlepszej wyższej uczelni świata. W latach 2007-2013 był prezesem grupy Kulczyk Investments - należącej do jednego z najbogatszych Polaków. Start miał więc zdecydowanie lepszy niż Michał Świerczewski, absolwent Politechniki w Częstochowie, która w światowym rankingu nie jest w ogóle klasyfikowana.

Nie chcę przez to powiedzieć, że Mioduski cokolwiek zawalił, jego Legia zdobyła siedem tytułów mistrza Polski i raz grała w Champions League. Warto jednak podkreślić ile dokonał Świerczewski, skoro jego Raków tak dzielnie rywalizuje z najbogatszym klubem w kraju, mającym siedzibę w najbogatszym, dwumilionowym mieście - 10 razy większym od Częstochowy. W piłce nożnej, która jest biznesowo ekstremalnie trudna. Niewiele czołowych klubów świata bilansuje dochody z wydatkami. Zwykle to ekskluzywnie droga zabawa dla miliarderów.