Bartosz Bereszyński mowił o wstydzie, Piotr Zieliński o braku charakteru i ambicji, czyli najcięższy zarzut jaki można postawić w sporcie. Robert Lewandowski przepraszał kibiców, biorąc to co się stało w Tiranie na siebie. "Chciałem wstrząsnąć wszystkimi, ale nic to nie dało" - powiedział o swoim głośnym wywiadzie sprzed tygodnia, w którym zarzucił młodszym kolegom z kadry, że nie potrafią wziąć odpowiedzialności za grę i wyniki drużyny.

Reklama

Koniec Roberta Lewandowskiego w kadrze?

Zapamiętajmy: 143 mecze, 81 goli. Sytuacja jest tak głęboko frustrująca, że trudno wykluczyć, iż wieloletni symbol i kapitan drużyny narodowej zagrał w niej jedno z ostatnich spotkań.

Wściekli kibice domagają się głów. Przede wszystkim selekcjonera Fernando Santosa, którego praca przyniosła efekt całkowicie sprzeczny z zamierzonym. Portugalczyk oddał się do dyspozycji PZPN, ale sam nie chce ustąpić. Przegrywając z Albanią 0:2 polscy piłkarze wciąż nie przegrali kwalifikacji do Euro 2024, choć w grupie wyprzedzają tylko Wyspy Owcze. Zespół narodowy nie zależy jednak od siebie, może wywalczyć awans przez Ligę Narodów i baraże. To ostatnia deska ratunku.

Reklama

"Jest mi wstyd za to co się stało w Tiranie, ale zrozumcie, że odbyłem z drużyną zaledwie 10 treningów" - tłumaczył Portugalczyk. "Zdobyłem mistrzostwo Europy, wygrałem Ligę Narodów i nagle teraz jestem nieudacznikiem, który do niczego się nie nadaje?” - pytał retorycznie.

Pejzaż z szubienicą. Kibice chcą głowy Santosa

Prezes PZPN Cezary Kulesza zapowiedział, że Santos będzie walczył do końca. Atmosfera jest taka, że większość fanów chciałaby przejechać walcem po zawodnikach i ich trenerze. Mówiąc z wielką emfazą: polski futbol przypomina "Pejzaż z szubienicą" XVI-wieczny obraz Pietera Bruegla, na motywach którego Jacek Kaczmarski napisał utwór wydany w albumie "Mury". Opowiada o pijaniej tłuszczy, prowadzącej skazańca na górę, gdzie wykonuje na nim wyrok. Śmierć przez powieszenie uchodziła w czasach Bruegla za najbardziej hańbiącą.

W 10 miesięcy reprezentacja stoczyła się na dno

Zostawmy jednak przerysowane analogie. W zaledwie 10 miesięcy piłkarska reprezentacja kraju stoczyła się jednak na dno. W Katarze zespół zagrał w fazie pucharowej - pierwszy raz na mundialu od 1986 roku. Zaraz potem wybuchła afera premiowa: okazało się, że premier Mateusz Morawiecki obiecał drużynie 50 mln złotych z publicznych pieniędzy. Afera zmiotła selekcjonera Czesława Michniewicza, którego zastąpił Fernando Santos. Portugalczyk miał odbudować zszargany wizerunek piłkarzy - postrzeganych wtedy jako pazernych, zdemoralizowanych milionerów.

Odnosił sukcesy z Portugalią i Grecją, wydawał się idealnym wyborem. Miał odmłodzić zespół, sytuacja była do tego idealna, bo grupa eliminacyjna z Czechami, Albanią, Mołdawią i Wyspami Owczymi teoretycznie nie stwarzała zagrożeń. Na Euro 2024 do Niemiec mieli jechać Polacy i Czesi. Po pięciu kolejkach nie ma w całych kwalifikacjach żadnej innej drużyny rozstawionej w losowaniu z numerem 1, która byłaby w tak krytycznej sytuacji jak Polska.

Jaki może być plan ratunkowy? Katharsis i nowy początek? Unicestwienie wszystkiego to jedno, ale zbudowanie czegoś nowego - to znacznie większa sztuka. Możliwy jest każdy scenariusz, bo już od lat drużyna narodowa nie była w takiej rozsypce. Trudno sobie jednak wyobrazić, by obecny prezes PZPN znalazł właściwe rozwiązanie. Zapewne czeka nas jeszcze cały ciąg trudnych do przewidzenia wydarzeń.

Przez lata drużyna narodowa była koniem pociągowym polskiej piłki. Dziś każdy kibic zachodzi w głowę: dlaczego piłkarze zatrudnieni w Barcelonie, Napoli, Juventusie, czy Arsenalu nie dają kadrze żadnej jakości? Santos wygląda na człowieka, który kompletnie nie zdawał sobie sprawy ze skali wyzwania, gdy składał podpis pod kontraktem z PZPN. Najpierw zrezygnował z Grzegorza Krychowiaka, a ostatnio zrobił z niego "ratownika" i męża opatrznościowego. Grający w Saudi Pro League pomocnik rządził grą drużyny narodowej w meczach z Wyspami Owczymi i Albanią. Efekt był żaden.

Niedawno 35-letni Lewandowski zapowiadał, że Euro 2024 będzie prawdopodobnie ostatnim wielkim turniejem, w którym wystąpi z drużyną narodową. Być może jednak rozstanie z kadrą najlepszego piłkarza w historii tego kraju przebiegnie w sposób znacznie bardziej traumatyczny. W Tiranie gwiazdor Barcelony podkreślał, że zawsze robił wszystko dla dobra zespołu. Brzmi to jednak mało przekonująco dla kibiców urażonych jego postawą. Polacy oddali jeden celny strzał na bramkę Albanii, zupełnie niegroźny. A był to mecz z gatunku tych, w których trzeba było pokazać charakter. Dużo o nim mówił kapitan drużyny w swoim głośnym wywiadzie. Teraz te słowa brzmią jak kiepski żart lub ironia.

Zagubiony selekcjoner, piłkarze jak dzieci we mgle, którzy powtarzają, że nie wiedzą dlaczego jest jak jest i co trzeba poprawić. To krajobraz po bitwie w Tiranie, która miała być punktem zwrotnym dla narodowej drużyny.