Koło godziny 20:45, gdy zespół Michała Probierza wyjdzie na Stadion Narodowy, by w starciu z Mołdawią przedłużyć szanse na awans do Euro 2024, miliony Polaków będą emocjonowały wstępne wyniki wyborów do parlamentu.
Z wszystkich rzeczy nieważnych, futbol jest najważniejszy
„Z wszystkich rzeczy nieważnych, futbol jest najważniejszy” - powiedział kiedyś Jan Paweł II. Polski Papież pojawia się w popularnym teraz serialu „Beckham” na Netfliksie, co podkreśla status jaki ma piłka nożna i jej bohaterowie we współczesnym świecie. Dlatego ośmielam się pisać o meczu z Mołdawią, z pełną świadomością, że nie jest dziś sprawą najważniejszą dla nas wszystkich.
W czwartek w spotkaniu z Wyspami Owczymi w Tórshavnu Michał Probierz zadebiutował w roli selekcjonera. Z ulgą przyjęliśmy zwycięstwo 2:0, które przesunęło Polskę na drugie miejsce w grupie eliminacji Euro 2024. Jeśli nasi piłkarze wygrają dziś z Mołdawią i w listopadzie z Czechami, pojadą do Niemiec na turniej finałowy. Odzyskanie kontroli nad własnym losem (także dzięki zwycięstwu Albanii nad Czechami w Tiranie 3:0) to najlepsza piłkarska wiadomość ostatnich dni.
Głęboki reset w drużynie
Probierz dobrze wyczuł nastroje kibiców. Zrobił głęboki reset w drużynie, która pod rządami Fernando Santosa szła na dno. Zrezygnował z powołania Grzegorza Krychowiaka, czy Jana Bednarka, którzy byli symbolem drużyny narodowej w ostatnich latach. Wstawił do zespołu czterech debiutantów, by przypomnieć wszystkim, że drużyna narodowa to nie jest dom spokojnej starości.
Wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że drużyna Probierza nie olśniła stylem. To co wystarczyło na półamatorski - 131. zespół rankingu FIFA, nie musi przynieść takich samych efektów dziś, ani 17 listopada. Co prawda Mołdawia jest w światowym rankingu jeszcze niżej, bo na 159. miejscu, ale w pięciu meczach eliminacyjnych wywalczyła 8 pkt, tyle co Czesi i tylko o jeden punkt ustępuje Polakom. Poza tym dokonała cudu w Kiszyniowie, gdy przegrywając 0:2 do przerwy, ograła 3:2 zespół Santosa. Niejeden polski kibic nabawił się wtedy wrzodów żołądka, piłkarzom spadły maski, ukrywające brak profesjonalizmu.
Nie ma co ukrywać: wbrew nazwom wielkich klubów jak Barcelona, Arsenal, Napoli, Juventus, Aston Villa, czy solidnych jak Lens, czy Fenerbahce stojących za nazwiskami polskich piłkarzy, nie tworzą oni dobrej drużyny. Z sześciu meczów eliminacyjnych w łatwej grupie E, wygrali zaledwie trzy, z tego dwa z amatorami z Wysp Owczych. To cud, że wciąż są w grze o awans. Czesi, którzy rozbili zespół polski w debiucie Fernando Santosa, okazali się papierowym tygrysem. W dwumeczu z Albanią uciułali punkt. W Kiszyniowie stracili dwa. Wystarczy pokonać ich 17 listopada, by awansować. Wtedy już pewnie będzie mógł grać kontuzjowany teraz Robert Lewandowski.
W ostatniej dekadzie kapitan drużyny narodowej wystąpił w 58 z 61 rozegranych meczów o punkty. Bez niego Polska dwa razy przegrywała i tylko raz wygrała - właśnie w czwartek z Wyspami Owczymi. To zwycięstwo zmieniło Probierza w pierwszego selekcjonera Polski w XXI wieku, który w debiucie zgarnął trzy punkty. Poprzednim był Janusz Wójcik, ale jego drużyna przegrała potem batalię o Euro 2000. Probierza czekają jeszcze dwa trudne wyzwania, choć następca Wójcika Jerzy Engel z właściwą sobie fanfaronadą ogłasza, że Polska znalazła się na autostradzie do awansu. Bo gra z dwoma rywalami, z którymi ostatnio przegrała?
Nie ma dla drużyn tak przeciętnych jak reprezentacja Polski meczów łatwych. Tak trzeba myśleć, jeśli chce się zachować maksimum koncentracji i nie powtarzać błędów z Pragi, bądź Kiszyniowa. W czwartkowym meczu z Wyspami Owczymi na środku obrony Probierz wystawił Patryka Pedę, 21-letniego zawodnika trzecioligowego włoskiego SPAL. Obok niego biegał Jakub Kiwior, który w tym sezonie Premier League grał w Arsenalu 91 minut. Na 720 możliwych. Trzecim był Tomasz Kędziora z PAOK Saloniki, który zawalił przy stracie pierwszej bramki w Kiszyniowie. Od jego błędu zaczęło się nieszczęście.
Czy taka linia obrony gwarantuje spokój bramkarzowi Wojciechowi Szczęsnemu? Można w to wierzyć, ale nie ma żadnej gwarancji. Czy para środkowych pomocników z klubów ekstraklasy Bartosz Slisz - Patryk Dziczek to rozwiązanie na dłużej, czy na Wyspy Owcze? Dowiemy się tego dzisiaj.
Wątpliwości mogą dotyczyć niemal wszystkich, już nikt z nas nie pamięta kiedy napastnik Juventusu Arkadiusz Milik zagrał dobry mecz w drużynie narodowej. Od 2016 roku w 48 spotkaniach kadry zdobył 7 goli. To daje średnią 0,14. Tak można wyliczać bez końca, bo Przemysław Frankowski i Sebastian Szymański nigdy nie pokazali w reprezentacji gry na miarę swojego talentu.
30 pozycja w rankingu FIFA nie jest przypadkowa
To oczywiście nie znaczy, że awans na Euro 2024 jest dla Polski sportową wersją misji niemożliwej. Mam jednak alergię na te nasze narodowe zadęcie i przeświadczenie o własnej piłkarskiej wielkości, wbrew rozsądkowi i faktom. 30 pozycja w rankingu FIFA nie jest przypadkowa, a przed Polakami postawiłbym kilka drużyn o niższym rankingu, które są jednak w lepszej formie. Choćby Szkocja - lider grupy A, Węgry - lider grupy G, czy Słowenia - pierwsza w grupie H. Już nie wspomnę o Albanii, która wyprzedza Polaków o 4 pkt.
Niech piłkarze Probierza wyjdą dziś na Stadion Narodowy w przeświadczeniu, że rywalizują z zespołem równym sobie. Tylko tak mogą wziąć rewanż za Kiszyniów. Każdy inny wynik niż zwycięstwo będzie klapą zdecydowanie bardziej dotkliwą niż ta sprzed czterech miesięcy. Tu alibi, że rywal nas zaskoczył już nie ma.