Największa pomyłka prezesów PZPN?

Prowadził siedem klubów francuskich i pięć drużyn narodowych z Afryki. W Polsce kojarzymy go z najbardziej spektakularnej gry Wisły Kraków. Henryk Kasperczak - jako piłkarz brązowy medalista mundialu w RFN w 1974 roku, należy do klubu wybitnego reprezentanta. Nigdy nie dostał szansy pracy z kadrą Polski. Personalnie to być może największa pomyłka jaką popełnili prezesi PZPN.

Kasperczak nie należy do osób szukających sensacji. Unika kontrowersyjnych stwierdzeń, którymi można ozdobić nagłówki sportowych portali. Jego ironia ze sloganu PZPN "Łączy nas piłka" jest jednak celna. Do polskiej rzeczywistości zdecydowanie bardziej pasuje hasło "Męczy nas piłka".

Reklama

Śledzenie zmagań naszych piłkarzy z krnąbrnym, okrągłym przedmiotem, który nieposłusznie toczy się gdzie chce i robi co mu się rzewnie podoba, to codzienne wyzwanie dla kibica. Żeby to ścierpieć trzeba odwołać się do historii, tradycji, przywiązania do barw. Nie sposób w tym odnaleźć odrobiny frajdy, lub doznań estetycznych. Polski styl obchodzenia się z piłką jest dziś siermiężny, brzydki, podszyty stresem i lękiem.

Reklama

Piłka łączy… nas w bólu i martyrologii

Jeśli piłka nas łączy to w bólu i martyrologii. Współczuję drodzy rodacy, którzy z uporem maniaka zapełniacie Stadion Narodowy w Warszawie na meczach kadry.

30 listopada mija rok od porażki z Argentyną 0:2 w ostatnim spotkaniu fazy grupowej mundialu w Katarze. Meczu, po którym Nicolas Tagliafico wspominał, jak jeden z graczy Czesława Michniewicza biegał za nim i prosił, by on i jego koledzy nie walczyli już o trzeciego gola. Ten gol eliminowałby Polaków z mistrzostw. Tymczasem na pierwszym od 32 lat awansie z grupy podczas mistrzostw świata można było budować narrację o historycznym sukcesie. Uciszając debatę nad brzydkim, defensywnym sposobem gry drużyny. Jeśli zgadza się wynik, styl nie miał przecież praktycznego znaczenia.

Polak Nicola Zalewski (P) i Vladimír Coufal (L) z Czech podczas meczu grupy E eliminacji piłkarskich mistrzostw Europy z Polską w Warszawie / PAP / Leszek Szymański

Przyprawą do sukcesu okazał się skandal premiowy, wywołany przez premiera. Za grę w 1/8 finału Mateusz Morawiecki obiecał piłkarzom 30 mln złotych z budżetu państwa. To pokazuje determinację władzy, z jaką chciałaby konsumować triumfy drużyny narodowej. Bo jak powiedział kiedyś prezydent Andrzej Duda: "stan polskiego sportu, zwłaszcza gier zespołowych jest smutnym odzwierciedleniem stanu polskiego państwa".

Prawda? Wątpię. Mistrzem świata w Katarze została Argentyna, reprezentująca kraj, który walczy ze 140-procentową inflacją. Nie zatrzyma jej nawet Lionel Messi.

Jeśli chodzi o polski futbol zbyt wielu jest w nim propagandystów, za mało fachowców. Zamiast pracy u podstaw z młodzieżą, PZPN woli prężyć muskuły, opowiadać bajki na temat swoich kolejnych genialnych szkoleniowych pomysłów. Tymczasem Polska produkuje piłkarzy marnych, lub przeciętnych. Robert Lewandowski jest tylko wyjątkiem od tej ponurej reguły. Bo kiedy 11 najlepszych polskich zawodników spotka się na boisku serwuje swoim kibicom zwykle spektakl kiksów i pomyłek. Tak było w 2023 roku - jednym z najgorszych w dziejach drużyny narodowej, która w eliminacjach Euro 2024 przegrywała z Czechami, Albanią, a nawet z Mołdawią.

Okazało się jednak, że styl ma znaczenie. Niełatwo go poprawić, wyleczyć drużynę z kurczowego trzymania się własnego bramkarza. Nie wystarczy zatrudnić selekcjonera z Portugalii, by tchnął w zawodników portugalską mentalność. Bo koniec końców wszystko rozbija się o umiejętności. Jeśli piłkarz nie potrafi zapanować nad piłką, tylko cud lub przypadek może go uratować.

Kiedy drużyna Fernando Santosa brała lanie od Albańczyków, czy Mołdawian, PZPN znalazł sobie nową „zabawkę”. Drużyna do lat 17 prowadzona przez Marcina Włodarskiego grała pięknie, kombinacyjnie, ofensywnie na mistrzostwach Europy na Węgrzech. Zachwyciła nawet w przegranym półfinale z Niemcami. Ze Związku poszedł sygnał: niech rodak uzbroi się w odrobinę cierpliwości, ci młodzi ludzie za chwilę wprowadzą dorosłą drużynę na salony.

Młodzieżówka również zawiodła

Po raz pierwszy w XXI wieku kadra do lat 17 awansowała na mundial. I gdy była już na zgrupowaniu w Indonezji, wyleciało z niej za pijaństwo czterech piłkarzy. Nie chodzi o to, by po kilku kieliszkach wódki wypitych przez młodych graczy w złym czasie i miejscu, robić z nich degeneratów. Talent nie daje jednak w sporcie gwarancji sukcesu.

Mistrzostwa do lat 17 w Indonezji, porażki polskiej młodzieży z Japonią, Senegalem i Argentyną z bilansem bramkowym 1:9 pokazują jednak, że każde łatwe rozwiązanie problemów polskiego futbolu jest mitem. Można tworzyć teorie, można mnożyć argumenty, dopóki jednak dzieci będą szkolili źli trenerzy, a prezes PZPN chełpił się tym jaki to bogaty Związek, reprezentacja Polski będzie tkwiła w impasie. Notabene kapitan kadry Robert Lewandowski opowiedział niedawno niemal otwartym tekstem, że wódka pita w nieodpowiednim czasie i miejscu to nie jest jedynie problem młodzieży, ale prezesa Cezarego Kuleszy i jego świty.

Skoro działaczom PZPN, a nawet władzy w tym kraju futbol tak mocno leży na sercu, niech zrobią wszystko, by rok 2023 przeszedł do historii i nigdy już nie powrócił.