Żal, frustracja, ale też współczucie i szacunek za walkę do końca. Ani cienia wątpliwości w profesjonalizm liderki rankingu WTA. Takie są reakcje po przegranym meczu Igi Świątek z 19-letnią Czeszką Lindą Noskovą. Polka przeplatała wspaniałe zagrania prostymi błędami. W efekcie poniosła najbardziej dotkliwą porażkę w Wielkim Szlemie od Wimbledonu 2022 roku. Już w III rundzie. Kibice rozumieją jednak, że liderka rankingu padła ofiarą nadzwyczajnej gry młodej rywalki.

Reklama

Dla Kamila Stocha 32. pozycja podczas konkursu Pucharu Świata w Wiśle to coś tak samo niespodziewanego i przykrego jak dla piłkarskiej kadry ubiegłoroczna porażka z Mołdawią w Kiszyniowie w kwalifikacjach do Euro 2024. O ile wyznanie trzykrotnego mistrza olimpijskiego na temat rozczarowania, które sprawił sobie i swoim kibicom, przyjęliśmy ze zrozumieniem, o tyle we wpadce piłkarzy doszukiwaliśmy się lekceważenia i braku profesjonalizmu.

Dlaczego tolerancja dla piłkarzy jest taka mała?

Piłka nożna to sport najbogatszy, najbardziej popularny, najlepiej opłacany. Konkurencja jest tu przeogromna, a droga do sukcesu najtrudniejsza ze wszystkich. Piłkarz zależy od siebie, ale i od kolegów z boiska. Nikt nie ma wątpliwości, że z Robertem Lewandowskim w składzie drużyny Kazimierza Górskiego czy Antoniego Piechniczka byłyby jeszcze mocniejsze.

Reklama

Piłkarze zapracowali jednak na opinię gnuśnych, zdemoralizowanych, leniwych. To rzecz jasna ocena stereotypowa i często krzywdząca. Wielu fanów, ale i sportowców innych dyscyplin szokują kwoty podnoszone z boiska. Jasne: dyscyplinie tak powszechnej jak futbol zdarzają się patologie, a ogromne pieniądze przyciągają nie tylko grzecznych chłopców i urocze dziewczynki. Z korupcją w piłce walczyła prokuratura, z korupcją w FIFA nawet FBI. Nasłuchaliśmy się i naczytaliśmy przez lata o patologiach żrących najpopularniejszą dyscyplinę. I to wielu z nas do niej zniechęca.

Może dlatego tolerancja dla piłkarzy jest taka mała. Pijaństwo działaczy PZPN dotyka nas mocniej niż podobnie karygodne zachowania w mniej zamożnych związkach. Ludzie rządzący piłką mają wyjątkowo niskie notowania u opinii publicznej. Paradoks polega na tym, że działacze w piłce hiszpańskiej, czy argentyńskiej nie wydają się lepsi. Na pewno jednak skuteczniejsi, na co wskazuje poziom tamtejszej piłki.

Czasem sportowcom innych dyscyplin wyrwie się parę słów prawdy o piłkarzach. Jeden ze znanych lekkoatletów z dawnych lat opowiadał, że gdy on katował się ostrym treningiem, przebywający na zgrupowaniu w tym samych hotelu piłkarze raczyli się alkoholem od rana do wieczora. Być może takie opowieści utrwaliły w kibicach wrażenie, że ktoś uprawiający piłkę nożną bywa mało ambitny i łasy na przywileje.

Lewandowski bez kredytu zaufania

Efekt jest oczywisty. Gdy Polska przegrywa z Mołdawią w piłkę nożną, kibice kipią z wściekłości jak kraj długi i szeroki. Czasem mam nawet wrażenie, że sprawia to rodakom osobliwą, masochistyczną przyjemność, bo takie sportowe klęski są dowodem, że piłkarz, zgodnie z rozpowszechnionym stereotypem, nie jest wiele warty. Dlaczego Lewandowski gra lepiej w klubach, niż w drużynie narodowej? Odpowiedź jest niby banalna: bo w klubach ma lepszych partnerów. A jednak, szczególnie ostatnio, w czasach, gdy 35-latek miewa słabsze momenty, okazuje się, że przez lata sukcesów i wzlotów nie wypracował u swoich kibiców kredytu zaufania, który kazałby go teraz chronić, lub chociaż zostawić w spokoju. Tak jak chroni Kamila Stocha, albo Igę Świątek.

Świątek budzi więcej podziwu niż zawiści

22-letnia Polka zarobiła na korcie ponad 25 mln dolarów. Budzi jednak znacznie więcej podziwu niż zawiści. Osiągnęła sukces w dyscyplinie globalnej, uprawianej przez miliony, ociekającej kasą. Nikt jej tej kasy nie wypomina, nie było powszechnego oburzenia rodaków, gdy ze względu na udział w WTA Finals w Cancun zrezygnowała ze startu w drużynowym Billie Jean King Cup - odpowiedniku męskiego Pucharu Davisa. Rodacy kochają Igę i chcą ją kochać. W trudnych chwilach nie spada na nią hejt taki jak na Lewandowskiego.

Jeśli chodzi o skoczków - kredyt jest równie wielki. Odwrotnie proporcjonalny do zasięgu ich dyscypliny. Skoki na nartach poważnie traktuje tylko sześć nacji, przy czym nawet tam konkurencja uprawiana jest przede wszystkim w górach. Ponieważ ten ekstremalny sport obraca umiarkowanymi pieniędzmi, budzi raczej powszechny podziw niż zazdrość. Nawet Piotr Żyła, który w wywiadach stroi sobie zwykle mniej lub bardziej wybredne żarty, nie bywa podejrzewany o brak profesjonalizmu. A przecież najsłynniejszy skoczek w historii Matti Nykaenen był alkoholikiem, skazywanym za przemoc wobec kobiet. My wolimy wspominać go jednak jako sportowego geniusza.

Kryzys skoczków

W Zakopanem dobiega właśnie końca PolSKI Turniej. Od startu w Wiśle 10 dni temu polscy skoczkowie nie mieli w nim żadnych szans na zwycięstwo. Szósta pozycja pokazuje skalę kryzysu, w którym znalazły się w tym sezonie polskie skoki. Stoch, Żyła i Dawid Kubacki od lat wyczekują następców, a każdy z potencjalnych kandydatów popada w przeciętność. 7 stycznia w Skrzypnem zmarł 37-letni Mateusz Rutkowski - pierwszy polski mistrz świata juniorów, który w 2005 roku został wykluczony z kadry za alkohol, łamanie dyscypliny i nadwagę. Jego pogrzeb odbył się dzień przed rozpoczęciem PolSKiego Turnieju.

Mimo słabych wyników kadry skoczków, w Wiśle, w Szczyrku i Zakopanem na skocznie przychodziły tłumy ludzi. Bilety były drogie, w Szczyrku kibice cierpliwie czekali na wietrze i nikt nie protestował, gdy odwołano zawody. Nikt nie gwizdał, nie buczał, nie reagował negatywnie na najsłabsze nawet skoki Polaków. Ludzie przybyli z całej Polski bawili się jakby kryzys sportowy kadry ich nie dotykał. Na stadionie piłkarskim trudno o taką sielankę, gdy piłkarze przegrywają. Gwizdy, oznaki zniecierpliwienia, zdarzają się tam nawet przed zakończeniem meczu.

Piotr Żyła - mistrz świata z Planicy znalazł się na piątym miejscu w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na sportowca roku 2023 w Polsce. Wystarczyły do tego dwa skoki w lutym w konkursie na normalnej skoczni. Pierwszy niezły, drugi fenomenalny. Tymczasem Lewandowski wylądował poza dziesiątką, choć zdobył z Barceloną mistrzostwo Hiszpanii, okraszony tytułem króla strzelców La Liga. Wyjaśnieniem jest fakt, że wziął udział w klęsce w Kiszyniowie i nie potrafił zapobiec porażce kadry w kwalifikacjach do Euro 2024?

Chłopcy do bicia

Dlaczego bezwarunkowo kochamy skoczków, tymczasem wobec piłkarzy bywamy tak surowi? Dlaczego nie tolerujemy słabości jednych tak jak drugich? Każdy będzie miał na ten temat własną teorię. Jedno jest pewne: kiedy eksplozja formy Adama Małysza w 2001. roku ściągnęła do Zakopanego nieprzebrane tłumy, w tym kibiców piłkarskich, Wielka Krokiew i brać narciarska długo dochodziły do siebie. Tak jak Niemiec Sven Hannawald wygwizdany i obrzucany śnieżkami.

Każda dyscyplina sportu wypracowała własne zasady zachowań na obiektach sportowych. Reakcji na zwycięstwa i porażki jej gwiazd. Może kibice piłkarscy muszą się na kimś wyżyć i za to płacą, kupując bilety?

Bo przecież można sobie wyobrazić dwóch tak samo profesjonalnych, zdeterminowanych i pracowitych sportowców, którzy poświęcili dla kariery wszystko, ale w końcu stają na przeciwko siebie i jeden z nich przegrać musi. Mamy mu zarzucać, że jest nieudacznikiem? Albo dwóch takich samych leni i degeneratów, z których jeden okaże się zwycięzcą. Mamy mu za to bić brawo?

Tak się składa, że rożne dyscypliny sportu pasjonują i przyciągają inne części społeczeństwa. Piłkarze pełnią u nas rolę chłopców do bicia. Ale przynajmniej, na pocieszenie, najlepiej opłacanych.