73-letnia Angeles Bejar - matka Rubialesa trafiła do szpitala po dwóch dniach strajku głodowego w kościele Divina Pastora w Motril. Ma chore nerki i choć jej ogólny stan zdrowia jest niezły, lekarze gorąco odradzają dalszy protest. Dla Bejar to był akt desperacji, w obronie syna, którego oskarża się o napaść na kobietę. Matka oczekuje, że Jennifer Hermoso powie prawdę, jak to było z pocałunkiem podczas ceremonii wręczania złotych medali kobiecego mundialu na stadionie olimpijskim w Sydney.
Nagranie z autokaru
Znam takich, których protest Bejar szczerze rozśmieszył. Takie to archaiczne i niesmaczne. Matki najgorszych zbrodniarzy często uważają swoich synów za ludzi o gołębim sercu. Mnie jednak zrobiło się raczej przykro, mogę w jakimś stopniu zrozumieć stan ducha 73-letniej starszej pani. Szczególnie po ujawnieniu nagrania z autokaru wiozącego hiszpańską drużynę mistrzyń świata ze stadionu do hotelu w Sydney. Jennifer Hermoso zobaczyła zdjęcia pocałunku w Internecie. Śmiała się, żartowała z koleżankami, które skandowały „beso, beso” (pocałunek, pocałunek), „presi, presi” (prezesie, prezesiku). Piłkarka jeszcze nie wiedziała, że to co ją spotkało ze strony Rubialesa to napaść seksualna. Ta myśl pojawia się później, zapewne za radą kogoś lepiej zorientowanego.
Nie staję w obronie zawieszonego prezesa hiszpańskiej federacji piłkarskiej. Zachował się jak prostak, łapiąc się za genitalia w loży VIP. Obok królowej Hiszpanii, jej młodszej córki i wielu innych osób. To wystawia Rubialesowi najniższą z możliwych not, jako komuś, kto w tamtej chwili reprezentował swój kraj.
Lincz bez sądu
Pocałunek z Hermoso też jest nie do przyjęcia. Rubiales musi zapłacić za to posadą. Lawina ruszyła, sprawą zajęła się FIFA, która zawiesiła go na 90 dni, do wyjaśnienia. To samo zrobi rząd Hiszpanii, Rubiales nie ma już czego szukać w działalności publicznej. W światowej fali oburzenia, która go zalała wyczuwam jednak pewną hipokryzję. Łatwo wskazywać palcem mizogina i oskarżyć go o napaść na kobietę. Każdy kto to zrobi, udowodni publicznie jaki jest nowoczesny i jak bliskie jest mu równouprawnienie kobiet. Nie trudno złożyć kogoś w ofierze, dokonać linczu bez sądu, zwłaszcza, że sam się podłożył. To jest ten „fałszywy feminizm”, o którym wspominał prezes.
Czy Rubiales w istocie napadł na Hermoso? Sama piłkarka nie chce o tym mówić. W jej imieniu wypowiada się stowarzyszenie hiszpańskich piłkarek i związek kobiet walczących o równouprawnienie w sporcie. Rozumiem, że obydwie organizacje mają wiele do zrobienia dla sportsmenek, które cierpią z powodu dyskryminacji. Federacje sportowe to często kulturowe skanseny, gdzie seksizm czuje się jak ryba w wodzie. Walka z nim jest konieczna i słuszna. Co nie zmusza nas do wyolbrzymiania przestępstwa Rubialesa. Nie porównujmy go do gwałciciela. To ocena skrajna i łatwa, dziś nawet niedawni sojusznicy odwrócili się od niego.
Tuż po powrocie mistrzyń świata do Hiszpanii dziennikarze zapytali o zakazany pocałunek matkę Jennifer Hermoso. „Zostawmy to, przecież to błahostka, cieszmy się tytułem mistrzyń świata, który nasza drużyna przywiozła z Australii” - powiedziała. To nie była błahostka, ale ciężkie armaty i oskarżenia wymierzone w Rubialesa nie uczynią świata sprawiedliwszym. „Skoro ja napadłem seksualnie na Jenni Hermoso, to co powiecie kobietom, które zostały zgwałcone? - pytał zawieszony prezes.
Nikt go już jednak słuchać nie chce, bo też zamiast przeprosić piłkarkę i wszystkich, których jego prostackie maniery mogły dotknąć, szedł w zaparte. „Nie podam się do dymisji” - wykrzyczał pięć razy na nadzwyczajnym walnym zgromadzeniu działaczy RFEF. Jego brak refleksji na sobą, buta i zawziętość wzburzyły opinię publiczną w Hiszpanii i poza nią. Gdzieś są jednak granice tego oburzenia.
Warto zerknąć na kontekst skandalu. Rok temu Rubiales i hiszpańskie piłkarki popadli w głęboki konflikt. 15 zawodniczek opuściło drużynę narodową, żądając zmian w federacji i dymisji selekcjonera Jorge Vildy. Wtedy Rubiales postawił na swoim i można sobie wyobrazić, że zachował się jak autokrata. Buntowniczki wyleciały z drużyny narodowej, wróciły trzy, w tym Aitana Bonmati - MVP mundialu w Australii i Nowej Zelandii. Wiele piłkarek w Hiszpanii wciąż nosi zadrę w sercu. Po zdobyciu tytułu mistrzyń świata i po skandalicznym zachowaniu Rubialesa w Sydney, zdały sobie sprawę, że ten konflikt sprzed mundialu można odgrzać i tym razem wygrać.
Wspominałem o hipokryzji. Tak się złożyło, że podczas eskalacji skandalu piłkarki Barcelony grały sparing na Estadio Azteca w Mexico City. Dziesiątki tysięcy fanów manifestowało solidarność z Jennifer Hermoso, która gra przecież w meksykańskim klubie Pachuca. Protestowali przeciw napaści seksistowskiej na mistrzynię świata. Rozumiem solidarność z piłkarką, ale jestem pewny, że w Meksyku są pilniejsze wyzwania dla obrońców praw kobiet niż walka z seksizmem w Hiszpanii. Łatwiej wznosić szlachetne okrzyki z trybun stadionu, niż zwalczać machizm we własnym kraju.
Strzelanie z armaty w komara
Kiedy niedawno 14 francuskich szachistek napisało list otwarty o tym, że podczas turniejów są molestowane i wykorzystywane seksualnie przez sędziów, trenerów i kolegów szachistów, to bulwersujące i wstrząsające wyznanie nie zrobiło takiej światowej kariery jak zakazany pocałunek Rubialesa. Ta sprawa obiegła kulę ziemską, zajęły się nią organizacje feministyczne, rząd Hiszpanii, FIFA, a nawet ONZ, co wywołuje we mnie wrażenie, że strzelamy z armaty do komara.
Przypomina mi się też słuszny protest przeciw rasizmowi na hiszpańskich stadionach. Sprawa Viniciusa Juniora wstrząsnęła światową opinią publiczną. Rząd Brazylii groził Hiszpanii zastosowaniem zasady eksterytorialności, na znak oburzenia wygaszono światła na słynnym posągu Chrystusa Odkupiciela z Corcovado w Rio de Janeiro. Tymczasem w tej samej Brazylii dziesiątki tysięcy czarnych kobiet pracuje w domach klasy średniej i wyższej jak niewolnice. Są wykorzystywane według woli właścicieli za wikt i odzienie. Bez pensji, prawa do podejmowania własnych decyzji. Współczesne niewolnictwo. Nikt nie chce się tym zająć, opinia publiczna woli mężnie stawać w obronie milionera z Realu Madryt. Nie twierdzę przecież, że Vinicius nie zasługuje na wparcie. Oczywiście, że tak. Jego walka wywołała reakcję władz La Liga i uświadomiła wszystkim skalę problemu. Dyskryminacja skrzydłowego Realu to nie jest jednak najbardziej poruszającym przejaw rasizmu. Ten najobrzydliwszy po cichu kpi sobie z przyzwoitości, prawa i losu ludzkiego.
Sprawa Rubialesa to wojna futbolowa i obyczajowa. Zawieszony prezes poniesie karę. Jest arogantem, bez ogłady, można mu zarzucić wiele, ale nie popadajmy w skrajność. Nasze święte oburzenie proponuję zachować dla naprawdę patologicznych przejawów seksizmu. Jest ich jeszcze, niestety, zbyt wiele.