"Kiedy nasz Polski Związek zapewni nam profesjonalną obsługę? Kiedy stworzy przyjazną atmosferę wzajemnego szacunku? Czy nasza praca musi zostać zmarnowana?" - napisali w liście otwartym do związku reprezentanci Polski.

Reklama

"To był happening. Atakuje się mnie i związek, nawet nie dając nam szansy do obrony. Podczas konferencji w Poznaniu powiedziano, że nawet nie miałem ochoty się na nią pofatygować, a nikt mnie o tym spotkaniu nie powiadomił" - mówi o wystąpieniu piłkarzy Sojkin, wiceprezes związku odpowiedzialny za stronę marketingową. "Bezdyskusyjnie prawdą jest, że na koszulkach reprezentacji męskiej nie ma w tej chwili logo sponsora. Ale to nie jest tak, że my nic nie robimy. Są sponsorzy, ale mniejsi. Teraz też mogliśmy podpisać umowę za 30-40 tysięcy złotych, ale na następnym turnieju na koszulkach znów byłoby inne logo. A koszulka reprezentacji to nie słup ogłoszeniowy" - broni się działacz.

Iskrzy od dawna

W ostatnich latach wysokość kontraktów sponsorskich wzrosła ze 100 tys. zł do kilku milionów złotych. PKO BP, który był sponsorem tytularnym obydwu reprezentacji seniorskich, wpłacał 5 mln zł. To jednak tylko 1/6 kwoty, jaką wspiera reprezentacje siatkarzy Polkomtel.

Reklama

Na linii związek - reprezentacja iskrzy już od jakiegoś czasu. Punktem zapalnym miała być kwestia braku sponsora tytularnego. Umowa z PKO BP wygasała po 1,5 roku, tuż po tym, jak kadra Bogdana Wenty przywiozła z Belgradu brązowy medal mistrzostw świata. Oficjalnie mówiło się, że powodem był kryzys finansowy, nieoficjalnie kwestia dalszej współpracy utknęła w martwym punkcie dlatego, że w zarządzie banku dochodziło do ciągłych zmian władz.

"Nic jednak nie jest stracone. PKO nadal jest brane pod uwagę jako przyszły sponsor" - przekonuje Sojkin i podkreśla, że rozmowy są prowadzone z kilkoma poważnymi firmami. "Jestem przekonany, że podczas mistrzostw reprezentacja będzie miała swojego sponsora strategicznego. Ta nieprzyjemna sytuacja, w której się znaleźliśmy, może bowiem obrócić się na naszą korzyść, bo w ostatnim czasie bardzo wiele firm zgłasza się do nas i składa ciekawe oferty" - zdradza wiceprezes ZPRP.

Okazuje się jednak, że piłkarze, którzy już w przeszłości raz doprowadzili do zmiany zarządu, teraz też chcą zrobić w związku porządek i walczą nie tylko o swoje prawa, ale całego środowiska. "W czerwcu otrzymaliśmy list, w którym poruszono nie tylko kwestie sponsora tytularnego, ale i kwestie finansowe. Starano się także przeforsować zaangażowanie jednej z firm marketingowych" - zdradza Sojkin.

Reklama

Pięć minut mija

W liście skierowanym do związku pojawiły się jednak konkretne zarzuty. "Jedyną drogą do propagowania piłki ręcznej jest jej promocja i reklama, nie zrobimy tego jednak bez pomocy sponsorów i profesjonalnej obsługi" - napisali reprezentanci kraju, za wzór stawiając funkcjonowanie innych gier halowych.

"To święta racja, mamy wicemistrzów i brązowych medalistów mistrzostw świata i... nic. W siatkówce przed 6 - 8 laty, gdy pojawiły się wpierw sukcesy reprezentacji kobiet, a ostatnio męskiego zespołu, rozpoczął się proces budowania całej otoczki związanej z marketingiem. Niestety, w ZPRP nic takiego się nie stało. A przecież o chłopakach Wenty głośno było w mediach, mówiło się o nich na ulicy" - mówi Piotr Jakóbik, specjalista ds. marketingu sportowego Sport Evolution.

Protest szczypiornistów popierają także kluby ekstraklasy. "Cieszy mnie, że kadrowicze zapytali wprost, dlaczego nie wykorzystuje się w Polsce ich sukcesu do promocji naszej dyscypliny. Jesteśmy chyba jedyną reprezentacją w Europie, która zdobywając drugi medal mistrzostw świata z rzędu, straciła sponsora (PKO BP)" - mówi Łukasz Szczucki dyrektor sportowy Wisły Płock. "Teraz trwa jeszcze to 5 minut piłki ręcznej, ale kto wie, czy już nie przemija, a my zamiast iść do przodu, stoimy w miejscu" - dodaje.

Związek blokuje ligę

Nie ma wątpliwości, że piłkarze ręczni w Polsce to wciąż tylko ubodzy krewni siatkarzy czy futbolistów, których kontrakty są liczone w minimum setkach tysięcy złotych, podczas gdy szczypiorniści zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy. Najlepiej przedstawia się sytuacja w Vive Kielce (4 mln zł budżetu) i Wiśle Płock (6 mln zł), gdzie najlepsi mają kontrakty w wysokości kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy euro, a więc na poziomie Bundesligi.

"Poprawa sytuacji w lidze to wewnętrzna praca klubów, trudno tutaj oczekiwać cudów od związku" - mówi Jakóbik. "W siatkówce budowanie silnej profesjonalnej ligi rozpoczęło się przed 10 laty, a my ten proces zaczęliśmy dopiero w 2006 roku. Wszelkie przemiany wymagają czasu oraz wielkich pieniędzy. W Polsce mamy cztery kluby z Vive Kielce i Wisłą Płock, które stanowią o sile ligi, reszta jednak zmaga się z większymi czy mniejszymi problemami finansowymi" - wtóruje mu Sojkin.

Jednakże - im silniejsza liga, tym silniejsza reprezentacja - wystarczy spojrzeć na siatkówkę, w reprezentacji zarówno kobiet, jak i mężczyzn prawie wszyscy powołani zawodnicy na co dzień grają na krajowych parkietach. W kadrze Wenty 11 piłkarzy jest z lig zagranicznych, a ci z polskiej ekstraklasy na znalezienie się w podstawowym składzie mają niewielkie szanse. Rozwiązaniem byłaby profesjonalna liga, ale na nią jak na razie nie godzi się związek.

"W ubiegłym roku na spotkanie prezesów ekstraklasy zaprosiłem Tomasza Redwana, który był twórcą PlusLigi. 22 na 22 obecnych wówczas prezesów było za utworzeniem ligi zawodowej. Pieniądze od sponsora tytularnego ligi i wpływy z Polsatu chcieliśmy dzielić tak, by najwięcej otrzymywaliby najbiedniejsi na poprawę infrastruktury i ściągnięcie lepszych zawodników. Chcieliśmy, by poziom rozgrywek się wyrównał, a liga stała się atrakcyjna dla inwestorów" - opowiada Szczucki.

"Niestety bez przerwy napotykaliśmy opór ze strony związku i Kolegium Ligi. Kolegium, które powstało przed 10 laty z założeniem stworzenia w przyszłości ligi zawodowej, przez tę dekadę nic w tym kierunku nie uczyniło. Dlaczego? Bo po powołaniu zawodowej ligi powstałaby oddzielna spółka, która byłaby odpowiedzialna za rozgrywki, a część stanowisk w związku stałaby niepotrzebna" - dodaje.