Nie brzmi jak szczególnie spektakularne osiągnięcie? Być można, ale coś takiego nie udało się nikomu w męskim tenisie od czasów Wojciecha Fibaka. Oznacza to, że w setce najlepszych graczy nie było śladu po naszych rodakach od października 1986 roku.

- Tyle lat czekałem na następcę i jestem szczęśliwy, że wreszcie się doczekałem. Łukasz zasłużył na pierwszą setkę, wiem, że to było jego marzenie od lat - przyznaje Fibak. Kubot zapewnił sobie awans pokonując wczoraj Andreasa Becka 6:4, 3:6, 6:4 w pierwszej rundzie turnieju w paryskiej hali Bercy (pula 2,75 mln dolarów). - Dzień wcześniej wysłałem do Łukasza sms-a z gratulacjami za przejście kwalifikacji w Paryżu. Napisałem mu, żeby grał odważnie, atakował po serwisie i returnie i nie zapominał, że każdy jest do ogrania - opowiada Fibak.

Reklama

Kubot musiał o tym pamiętać, bo wczorajszy mecz z 23-letnim Niemcem Andreasem Beckiem (34. miejsce ATP) zaczął świetnie, od przełamania. Przez cały mecz doskonale serwował (14 asów) i bardzo dobrze radził sobie przy siatce. Po dwóch godzinach na korcie w zaciętym wykorzystał trzecią piłkę meczową.

Jeszcze rok temu nikt nie powiedziałby o 27-letnim Kubocie, że jest tenisistą perspektywicznym. Najjaśniejszy moment w jego wcześniejszej karierze - III rundę US Open 2006 - uznano raczej za jednorazowy wybryk, bo tenisista nie poszedł za ciosem. Wygląda na to, że uwierzył w siebie dopiero, kiedy razem z Austriakiem Oliverem Marachem zaczął walczyć o najwyższe cele w grze podwójnej. W zeszłym roku wygrali razem dziewięć challengerów, ale naprawdę głośno zrobiło się o nich, kiedy dotarli do półfinału tegorocznego Australian Open. Od zeszłego tygodnia są pewni startu w deblowym ATP World Tour Finals (wśród ośmiu najlepszych par), które w tym roku przeniesiono z Szanghaju do londyńskiej O2 Arena.

Dla coraz starszego Kubota debel miał był praktycznym sposobem na przeżycie, nie ukrywał jednak, że wciąż ma ambicje w grze pojedynczej. Eliminacje w Paryżu były ósmymi, przez które udało mu się przebić w tym sezonie (niski ranking nie dawał mu miejsca w głównych losowaniach turniejów rangi ATP). Najdalej dotarł w Belgradzie - dopiero w finale pokonał go Novak Djoković. Największe zamieszanie wywołał w Pekinie - pokonał 6. rakietę świata Andy'ego Roddicka.

Kubot obecnie jest 111. na światowej liście. Za przejście pierwszej rundy w Paryżu dostanie 15 tysięcy euro i 45 punktów, które powinny zapewnić mu miejsce w pierwszej setce (oficjalnie obejmie je w poniedziałek i zachowa aż do stycznia). Jak wysoko awansuje, nie jest jeszcze przesądzone. W drugiej rundzie zmierzy się z Chorwatem Marinem Ciliciem. -To nie Federer. Łukasz powinien wierzyć w siebie, może sprawi kolejną niespodziankę - mówi Fibak.

Cilić jest 13. na świecie, to jeden z tenisistów, którzy w Paryżu biorą udział w ostatecznej bitwie o Londyn - czyli dwa ostatnie miejsca w singlowym ATP World Tour Finals. Pewni startu są Roger Federer, Rafael Nadal, Novaj Djoković, Andy Murray, Juan Martin del Potro i Andy Roddick. Z wyjątkiem tego ostatniego wszyscy są w Paryżu - spotykają się na jednej imprezie po raz pierwszy od US Open. Największe szanse dołączenia do nich mają Nikołaj Dawydienko i Fernando Verdasco. Ale gdyby słabo spisali się w Paryżu, w wyścigu będzie się liczyć jeszcze piątką graczy. Ośmiu singlistów i osiem par deblowych w ostatnim tygodniu listopada w Lodynie podzieli między sobą 5 milionów dolarów.