Polsat, który przez ostatnie lata posiadał pełnię praw do transmisji siatkówki w Polsce, proponuje kilka milionów złotych za sezon. Natomiast Profesjonalna Liga Piłki Siatkowej za kolejne trzy lata żąda podobno 45 mln zł, czyli połowę tego, ile Canal+ płaci Ekstraklasie SA za prawa do pokazywania polskiej ligi piłkarskiej. Mimo braku sukcesów na międzynarodowych arenach na polu marketingowym piłkarze wciąż biją więc siatkarzy na głowę.

- Prowadzimy rozmowy i jesteśmy obecnie w fazie gorących negocjacji, ale wściekłości czy trzaskania drzwiami nie ma - twierdzi Artur Popko, prezes PLPS. - Na pewno nie jest to skok na kasę. Nie wiem, skąd wyszła wiadomość o wysokości złożonej przez nas propozycji. Takie informacje na pewno nie wypłynęły ani od nas, ani od pana Mariana Kmity (prezes Polsatu Sport - red.). Dlatego jestem zdania, że podobne doniesienia należy traktować w kategoriach informacji prasowej i do tego nie do końca sprawdzonej. Kwoty, jakimi operujemy, są tajne, znają je jedynie obie zainteresowane strony, nikt inny - dodaje.

W środowisku siatkarskim dominuje jednak przeświadczenie, że po tegorocznym sukcesie męskiej reprezentacji oraz silnej pozycji polskich klubów w europejskich pucharach (która akurat w tym sezonie się nie potwierdza, w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów na sześć zespołów wygrał tylko jeden) działaczom PLPS uderzyła do głów woda sodowa. - To jest akurat obraz tego, kto kupuje. Przy negocjacjach często publicznie krytykuje się partnera, by wywrzeć na nim presję. My się od tego powstrzymujemy - zaprzecza Popko, który wkrótce ma zasiąść do drugiej tury negocjacji z Polsatem.



Reklama