Według polskiej panczenistki, za rezygnację ze startu w biegu na 5000 m i zwolnienie miejsca dla Grethy Smit, która miała status pierwszej rezerwowej, oferowano jej 50 000 euro.
"Musimy jak najszybciej dowiedzieć się, co działo się w Turynie wokół biegu na 5000 m" - powiedziała szefowa holenderskiego komitetu olimpijskiego. Jak dodała, do czasu zakończenia pracy przez specjalną komisję, na więcej komentarzy liczyć nie należy.
"Dwa, może trzy dni po moim dobrym występie na 1000 m (była ósma - PAP) Smit i jej trenerka zapytały mnie, czy ewentualnie nie byłabym skłonna zrezygnować ze startu na 5000 m. Na tym dystansie Holenderka mogła walczyć o złoty medal. To nie było czyste" - powiedziała Bachleda-Curuś telewizji NOS. "Dla mnie to była olbrzymia kwota, ale powiedziałam: nie. Wystartowałam i byłam ostatnia. Pokazałam jednak, że nie można mnie kupić" - dodała.
W 2006 roku trenerką Smit, wicemistrzyni olimpijskiej na 5000 m z Salt Lake City w 2002 roku, była Ingrid Paul. "Nie wiem skąd miałabym wziąć tyle pieniędzy" - powiedziała Paul, odrzucając oskarżenia Polki. Sprawy nie chciał komentować prezes Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego Kazimierz Kowalczyk.
"Na igrzyskach w Turynie nie byłem. O całej sprawie dowiedziałem się latem tego roku, gdy do Spały przyjechali holenderscy dziennikarze i rozmawiali z Bachledą-Curuś. Szczegóły poznałem jednak z mediów dopiero teraz" - powiedział Kowalczyk. Jak poinformował, z zawodniczką będzie rozmawiał we wtorek, gdy ekipa wróci do kraju z zawodów Pucharu Świata w Salt Lake City.
Smit zakończyła karierę sportową przed rokiem. Bachleda-Curuś przygotowuje się do startu w igrzyskach w Vancouver.