Ta wydaje się w tej chwili nie mieć żadnego znaczenia. Pudzian, ulubieniec Polaków, chce wzywać policję. Okazuje się, że przed halą ktoś handluje szalikami z przydomkiem mistrza świata strongmenów.

- Mówił: "Nie po to zastrzegłem ten symbol, żeby teraz ktoś mnie okradał". To pokazuje jego stosunek do walki. On nie odreagowywał w ten sposób stresu przed pojedynkiem, tylko w logiczny do bólu sposób reagował na zaistniałą sytuację - opowiada nam świadek zdarzenia.

Reklama

Dba o swoje

O tym, że Pudzianowski potrafi zadbać o swoje interesy, przekonał się również reporter "Dziennika Gazety Prawnej". Kiedy zadzwoniliśmy do Barbary Demczuk, osoby odpowiedzialnej za kontakty siłacza z mediami, usłyszeliśmy, że możemy przeprowadzić wywiad, ale po uiszczeniu kosztów przyjazdu mistrza.

- My sami możemy dojechać do pana Mariusza, zawsze tak to się odbywa - proponujemy.

- Nie, to niemożliwe, pan Pudzianowski nikogo nie wpuszcza do domu.

- Ale my chcemy się spotkać w neutralnym miejscu.

Reklama

- Nie no, nie będziemy się przecież spotykać w połowie drogi między Warszawą a Łodzią. Zresztą nie jesteście jedyni, mamy poumawiane wywiady także z innymi redakcjami. Poza tym pan Pudzianowski tak zdecydował i koniec.

- No dobrze, to ile wynoszą te koszty?

- 500 zł. Ale pewnie będzie potrzebna faktura, więc trzeba jeszcze doliczyć VAT.

Nie pytaliśmy już, czy inne redakcje też będą płaciły po 500 zł, czy my mamy płacić za innych. Nie skorzystaliśmy z propozycji, uznając ją za zakamuflowaną formę zapłaty za wywiad.

Czytaj dalej...



Siłacz milioner

Mariusz Pudzianowski wie, jak zarabiać pieniądze. Jego majątek jest szacowany na 2,5 - 3 mln zł. Jak donosiły tabloidy, składają się na niego m.in. dom w Białej Rawskiej, mieszkanie w Chicago, kilka samochodów (hummer, mercedes klasy S, lamborghini).

Mistrz świata strongmenów dochodził do niego, nie tylko przeciągając z miejsca na miejsce ciężarówki i dźwigając bardzo ciężkie przedmioty, ale zaczynał właśnie od tego. - Wszystko, co ma przedrostek "naj-", świetnie się sprzedaje, a on zasłużył sobie na miano najsilniejszego człowieka świata - mówi Maciej Kawulski, jeden z właścicieli federacji KSW, który niedawno podpisał z Pudzianowskim kontrakt na walki w formule MMA (mieszane sztuki walki).

- Dla mnie Mariusz Pudzianowski to z jednej strony twardy gracz, który wie, czego chce, i który ma doświadczenie, bo podpisywał już wiele kontraktów. Kiedy zaczynaliśmy negocjacje, był już gwiazdą. Z drugiej strony jest to uczciwy biznesmen z zasadami, dżentelmen. Nie odczułem, żeby po wygraniu swojej pierwszej walki w MMA próbował teraz rozmawiać z nami z pozycji siły - dodaje Kawulski.

Mistrz autopromocji

Pudzianowski na swoją popularność pracował w różnoraki sposób. Ma za sobą m.in. epizod w rugby, w drużynie Budowlanych Łódź. - Już po kilku treningach załapał, o co chodzi w naszym sporcie. A przy jego sile, mimo braków technicznych, był na tyle dobry, by rozegrać kilka meczów nawet w I lidze - opowiada Krzysztof Serafin, prezes klubu. - Dla niego była to odskocznia od popisów siłowych. Na fali jego popularności my skorzystaliśmy na nim, a on na nas - uzupełnia Serafin.

Potem Pudzian wziął udział w telewizyjnym show "Taniec z gwiazdami", gdzie zaszedł zaskakująco daleko. Opłaciło się. Za udział w każdym z odcinków gwiazdor kasował 20 tys. zł, w sumie zarobił 260 tys.

Efekty zabiegów o popularność są znakomite. Dziś według szacunków mediów Pudzianowski zarabia na reklamach kilkanaście tysięcy złotych. Reklamuje m.in. napoje energetyczne, materiały i kleje oraz samochody.

Na bazie taneczno-sportowych sukcesów pojawiały się coraz też inne możliwości. Na przykład występy w Kanadzie, gdzie Mariusz prezentował zarówno swoją siłę, jak i zdolności artystyczne. Dostał za to 30 tys. zł.

Czytaj dalej...



- Swoją popularność zawdzięcza temu, że bardzo mądrze, wręcz po mistrzowsku, prowadzi swoją karierę. Dodatkowo jest skromny i w typowo polski sposób skoncentrowany na tym, co robi. Bardzo dobrze sprzedaje się w mediach. Gdzie trzeba - jest, gdzie nie trzeba - odpuszcza - ocenia Kawulski. - Jeśli zarobił tyle pieniędzy, to dlatego, że jest mądry i na to zasłużył. Ja mu kibicuję i życzę, żeby zarobił drugie tyle, najlepiej przez MMA, gdzie widzę przed nim ogromne możliwości, bo wtedy część pieniędzy wpadnie też do mojej kieszeni - dodaje współwłaściciel federacji KSW.

Nie tylko dla kasy

- Wiadomo, że z czegoś żyć trzeba. Są rzeczy, na których się zarabia, i takie, które robi się dla innych - wtóruje Kawulskiemu Dariusz Wylon, wspólnik Pudzianowskiego w jednym z jego licznych przedsięwzięć - Pudzian Academy.

Jest to 2-letnia szkoła policealna, po ukończeniu której można uzyskać tytuł technika ochrony fizycznej osób i mienia oraz licencję 2. stopnia pracownika ochrony. Kiedyś miała pięć placówek w różnych miastach, teraz pozostały filie tylko w Bielsku-Białej i Lublinie. - Z jednej strony to efekt kryzysu, z drugiej zniesienie obowiązkowej służby wojskowej. Kiedyś część uczniów trafiało do nas, aby uzyskać odroczenie od wojska, po którym z reguły trafiali do rezerwy - wyjaśnia Wylon.

Właśnie Pudzian Academy jest według niego dowodem na filantropii Pudzianowskiego. - To placówka non profit. Nie ma przynosić zysków, a tylko zarabiać na swoje funkcjonowanie. Jedynym zyskiem Mariusza jest dobre samopoczucie z działalności dla dobra młodzieży - przekonuje.

Rocznie nauka kosztuje 1800 zł, szkoła ma 60 - 80 słuchaczy. Oprócz normalnych zajęć w placówkach prowadzone są także zajęcia z krav magi, MMA, brazylijskiego dżiu-dżitsu.

- Ta akademia to nasz wspólny pomysł. Oczywiście Mariusz nie ma wiele czasu nawet dla siebie, ale w miarę możliwości pojawia się u nas i rozmawia ze słuchaczami. Nawet na stronie TVN o "Tańcu z gwiazdami" jest jego zdjęcie w koszulce naszej szkoły - zauważa Wylon.

Był wrobiony

- Do wszystkiego doszedł bez niczyjej pomocy, dzięki inteligencji i własnej pracy. Jest celebrytą pozytywnym, nie funkcjonuje nigdzie ze złej strony - dodaje Wylon.

To prawda. Pudzianowski użyczył swojej twarzy nie tylko wielkim koncernom przemysłowym, ale także Centrum Wolontariatu. Nie zaszkodził mu w karierze nawet niechlubny epizod z 2000 roku, kiedy na 19 miesięcy wylądował w zakładzie karnym w Łowiczu za pobicie. - O to trzeba pytać Mariusza, ja nie chcę się w tej kwestii wypowiadać. To strasznie stara sprawa, teraz znów to wyciągnięto. Powiem tylko tyle, że Mariusz został poniekąd wrobiony przez jakiegoś lokalnego bossa - mówi Wylon.

- Każdy kiedyś miał jakieś sprawy. Jego postępowanie w dalszym życiu świadczy o tym, że jest uczciwym człowiekiem - dodaje Serafin.