MAŁGORZATA CHŁOPAŚ: Po bramce strzelonej Chelsea odebrał pan wiele gratulacji?

MARCIN ŻEWŁAKOW: Chwalono całą drużynę, ale nasza przygoda z Ligą Mistrzów już się skończyła, więc nie ma się czym upajać. Jak na pierwszy występ APOEL-u w tak poważnych rozgrywkach, zaprezentowaliśmy się na miarę oczekiwań. Aby pokazać w Champions League coś więcej, trzeba być lepszym pod wieloma względami.

Reklama

Rzadko grał pan ostatnio w APOEL-u. Przegrał pan rywalizację?

Przez sześć tygodni zmagałem się z różnymi urazami i to był główny powód mojej absencji. Mam nadzieję, że kłopoty zdrowotne są już za mną i będę częściej trafiał do siatki.

Awans APOEL-u do Ligi Mistrzów to przypadek?

Mimo że niczego wielkiego nie zwojowaliśmy, to naszą postawą pokazaliśmy, że faza grupowa nam się należała i nie awansowaliśmy do tych rozgrywek na skutek zbiegu okoliczności czy szczęścia. Broń Boże, nie chciałbym zabrzmieć buńczucznie, ale jeśli drugi raz z rzędu cypryjska drużyna kwalifikuje się do fazy grupowej Champions League, to o czymś to świadczy. Tutejsza liga robi się coraz ciekawsza, coraz silniejsza, co ma potwierdzenie w występach pucharowych. Przyjeżdżają tu grać coraz lepsi piłkarze z zagranicy, i to głównie oni podnoszą jej poziom.

Kiedyś Polacy jeździli na Cypr na sportową emeryturę. Kowalczyk czy Sosin strzelali prawie 30 bramek w sezonie...

Reklama

Nie chciałbym umniejszać tego, co zrobili Kowalczyk i Sosin. Sam jestem napastnikiem i wiem, że strzelić 28 goli w jakiejkolwiek lidze to nie lada wyczyn. Dzięki temu kolejnym Polakom, którzy tu przyjeżdżali, było łatwiej. Jesteśmy postrzegani jako piłkarze z charakterem, chętni do pracy. Od czasu Kowalczyka, Majaka czy Michalskiego liga cypryjska się jednak zmieniła, stała się bardziej profesjonalna – co zresztą sam Łukasz Sosin potwierdza.

Skąd te zmiany?

Przyjeżdżają zagraniczni trenerzy, którzy narzucają własny styl. Zaczynają od podstaw, wymagając odpowiedniego podejścia do zajęć czy przygotowania do meczów. Nasz trener, Serb Ivan Jovanovic, bardzo dba o każdy element. Waga, przedmeczowa dieta, sposób prowadzenia się i odpowiednia mentalność w treningu – to dla niego elementy, które pozwalają utrzymać dobrą dyspozycję i wpływają na jakość gry. Skończyło się już myślenie, że jedzie się na Cypr po to, by zarobić łatwe pieniądze, wygrzać się w słońcu, wypić dobrą kawę, a wieczorem pójść z żoną na buzuki. Tu, szczególnie w 4– 5 czołowych klubach, trzeba przede wszystkim pracować. Oczywiście nie jest to wielka europejska siła, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Pojawiają się piłkarze z nazwiskami. Najbardziej utkwił mi w pamięci Savio, mający za sobą przeszłość w Realu, którego skusił Anorthosis. Blisko gry na Cyprze był jeden z braci Mpenza. Jeśli kluby sięgają po takich zawodników, to znaczy, że mają ambicje i środki finansowe, by ich ściągać.

Zarobki w lidze cypryjskiej są wysokie?

Myślę, że za 3 – 4 lata pojawią się tu piłkarze, którzy będą chcieli jeszcze zaistnieć w Europie i dobrze zarobić. Zaplecze finansowe poprawi się, jest tu duże zapotrzebowanie na piłkę i kluby będą szukały możliwości sprzedania ligi jako ciekawego produktu z kilkoma fajnymi piłkarzami, którzy będą przyciągać kibiców. Mamy tu kilka wielkich meczów. Chociażby nasze ostatnie spotkanie z Omonią – cypryjskie derby, które można by porównać z meczem Legii z Wisłą w Polsce czy Chelsea z Manchesterem z Anglii, oczywiście zachowując proporcje. Tu to nie tylko starcie dwóch najlepszych piłkarsko ekip, ale i dwóch obozów politycznych. Omonia to komuniści, APOEL narodowcy, dla których Cypr jest grecki i tylko grecki. Na trybunach było 25 tys. fanatyków, a napięcie rosło od tygodni. APOEL nie może narzekać na frekwencję. Zawsze przychodzi 8 – 9 tys. kibiców, którzy oddaliby rękę czy nogę za ten klub. W APOEL-u liczy się tylko mistrzostwo.

Czytaj dalej...



Jak oceniłby pan stan cypryjskich stadionów?

Jest kilka obiektów, na których gra się z przyjemnością, w Larnace czy Limassol, ale są i takie, na których po wyjściu na rozgrzewkę człowiek ciężko wzdycha. Stadiony w miastach są wykorzystywane przez dwie, a nawet trzy drużyny. My gramy na przykład na stadionie narodowym. Myślę, że jeśli w Polsce oddadzą nowe stadiony, warunki będą lepsze niż na Cyprze.

Kto inwestuje w cypryjską piłkę?

Najczęściej prywatni sponsorzy. To bogaci ludzie, którzy trzymają klub w ryzach, płacą, wymagają i chcą coś zwojować. Prezes Omonii zajmuje się na przykład nieruchomościami.

Kluby płacą regularnie?

Ja trafiłem do klubu, gdzie sprawy finansowe są poukładane. Na Cyprze, w Grecji czy Turcji podejście działaczy jest faktycznie specyficzne. Czasem ktoś zdecyduje o zakręceniu kurka z pieniędzmi, bo nie ma wyników. W APOEL-u takich problemów na razie nie ma.

Jak oceni pan system play-off obowiązujący na Cyprze?

Mistrzem powinien być zespół, który był najlepszy po 26 spotkaniach, czyli sezonie regularnym, a tu lider z ośmioma punktami przewagi musi nagle grać play-offy. Nie podoba mi się to.

Wspomniał pan, że APOEL ma jeszcze organizacyjne braki. Jakie?

Mam na myśli na przykład liczbę zawodników w kadrze. Klub, który chce grać w LM, wygrywać w lidze i Pucharze Cypru, musi mieć co najmniej 25 piłkarzy na równym poziomie, których można zmieniać, a drużyna na tym nie cierpi. W tym sezonie w APOEL-u tego zabrakło i w połączeniu z kartkami czy kontuzjami ze składem bywało krucho, a to automatycznie odbija się na wynikach. Ciut lepsza powinna być także nasza baza treningowa, bo to podstawa mająca wpływ na końcowy sukces. Jeśli chodzi o organizację naszych występów w LM, klub stanął na wysokości zadania. Wszystko było poukładane na odpowiednim poziomie.

Polacy mają w APOEL-u wysokie notowania?

Wszystko idzie w dobrym kierunku, ale trzeba o to dbać i utrwalać ciężką pracą. Odpowiedź na pytanie, czy Cypryjczycy są z nas zadowoleni, dostaniemy po sezonie. Wtedy i mi, i Kamilowi Kosowskiemu kończą się kontrakty. Zobaczymy, czy klub będzie chciał przedłużyć z nami współpracę.

* Marcin Żewłakow, wychowanek Drukarza Warszawa. Grał w klubach belgijskich, francuskim FC Metz. W reprezentacji Polski rozegrał 25 meczów, w których strzelił pięć goli