Artur Szczepanik: Podczas losowania grup eliminacji Euro 2012 wcieli się pan w rolę sierotki wyciągającej kulki z nazwami drużyn. Rozpoczął pan już próby przed tą ceremonią?
Andrzej Szarmach: Nie, bo zostało jeszcze dużo czasu do 7 lutego, a właśnie tego dnia w Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki odbędzie się losowanie. W styczniu mamy zaplanowane spotkania, na których dowiemy się więcej na temat tego, jak wyglądać będzie ceremonia. Specjalnych przygotowań jednak nie planuję. Wystarczą dwie, trzy próby.
Nie odczuwa pan tremy?
Niespecjalnie, chociaż zdaję sobie sprawę, że losowanie może oglądać nawet pół świata. Wiem, jak wyglądają takie uroczystości, bo sam nieraz śledziłem je przed telewizorem. Myślę, że warszawska uroczystość nie będzie zbytnio odbiegać od tego, co już widziałem. Na pewno jakoś sobie poradzę.
Jest pan jedną z twarzy Euro 2012. Oprócz pana imprezę reklamować będą: Zbigniew Boniek, Andrij Szewczenko oraz Oleg Błochin. Brał pan już udział w jakichś imprezach promocyjnych?
Na razie tylko w prezentacji logo Euro 2012 w Kijowie. Wiem jednak, że podobnych wydarzeń będzie teraz coraz więcej. Nie tylko w Polsce i na Ukrainie. Nasze mistrzostwa będziemy reklamować na całym kontynencie. Myślę, że na brak zajęć nie będę narzekać. Uważam, że wszyscy ludzie ze środowiska piłkarskiego powinni zrobić wszystko, żeby mistrzostwa w naszym kraju były jak najbardziej udane. Nie tylko ja i Zbyszek, który tak jak Szewczenko został twarzą Euro z nadania UEFA. Mnie wybrał PZPN, a Błochina FFU - ukraińska federacja. Właśnie razem z Olegiem będziemy sierotkami.
Znacie się?
Oczywiście. Graliśmy przeciwko sobie wiele razy. Szczególnie w pamięci utkwiły mi mecze Górnika Zabrze z Dynamem Kijów. Jesienią 1972 roku w Pucharze Europy górą byli mistrzowie ZSRR. Po tym jak w Kijowie przegraliśmy 0:2, na Stadionie Śląskim wygraliśmy tylko 2:1 i odpadliśmy. Honorowego gola dla kijowian strzelił w tym meczu właśnie Oleg. Dla mnie Błochin był w latach 70. jednym z najlepszych piłkarzy na świecie. Naprawdę jego gra mi imponowała.
Długo było o panu cicho. Trochę zniknął pan z łamów gazet i ekranu telewizyjnego.
Losowanie będzie najgłośniejszym wydarzeniem medialnym z moim udziałem, gdzieś tak od mistrzostw świata w 1982 r. Rzeczywiście od dawna nikt nie zaprasza mnie do telewizji. Głównie jednak dlatego, że po zakończeniu kariery piłkarskiej zostałem we Francji i próbowałem swoich sił jako trener. Kibice jednak mnie nie zapomnieli. Kiedy byłem w Kijowie, wielu ludzi mnie doskonale pamiętało. Tak samo jest oczywiście w Polsce i we Francji. Jestem też rozpoznawany w Niemczech, gdzie kibice wciąż pamiętają nasze występy z 1974 r. Mówię tu jednak o takich prawdziwych kibicach, pasjonatach, którzy wiedzą o piłce wszystko. Młodzież nie zawsze mnie poznaje, ale kiedy jeżdżę na jakieś spotkania, to zawsze jest na nich miła atmosfera i odpowiadam na wiele pytań. Młode pokolenie też interesuje się historią piłki.
Co się stało z pańską karierą trenerską? Czy skończyła się na krótkim epizodzie z Zagłębiem Lubin?
Mam licencję menedżerską i obecnie realizuję się w tym zawodzie. Kariera trenerska na razie jest zawieszona. Menedżerka na razie przynosi mi sporo satysfakcji, głównie dlatego, że wciąż mam kontakt z ludźmi ze środowiska piłkarskiego. Dużo podróżuję i poznaję nowe osoby.
Doczekał się pan godnego następcy w Auxerre. Ireneusz Jeleń zbiera tam podobnie wysokie recenzje jak pan 25 lat temu.
Życzę Irkowi, żeby wiodło mu się we Francji nawet lepiej niż mnie. Żałuję tylko, że ciągle ma problemy ze zdrowiem. Gdyby nie one, to osiągnąłby jeszcze więcej. I tak jednak Jeleń jest jedynym polskim napastnikiem, który liczy się w silnej zachodniej lidze. Powinniśmy mieć takich piłkarzy więcej. Szkoda, że tak nie jest. W Auxerre Jeleń ma jednak bardzo wysokie notowania. Często oglądam jego mecze, bo w swoim byłym klubie bywam regularnie. Z kolegami z dawnych lat bierzemy udział w różnych rozgrywkach oldbojów. W Auxerre wszyscy ubolewają tylko nad tym, że Irek opuszcza tyle spotkań ze względu na problemy zdrowotne.
Nasi piłkarze mają niskie notowania, bo cała polska piłka stacza się coraz niżej. Czy uważa pan, że Grzegorz Lato dobrze zrobił, obejmując w takim momencie prezesurę w PZPN?
Na pewno dobrze. Tylko media tego nie chcą docenić. Wszystko, co zrobi, jest źle odbierane, tak jakby to jedynie PZPN był winny wszystkiego co złe w polskiej piłce. A przecież związek na wiele rzeczy nie ma wpływu. To kluby kupowały mecze i rozpętały aferę korupcyjną, a nie PZPN. Grzesiek powinien dostać szansę, ale nie daliście mu spokojnie popracować nawet przez kilka miesięcy. To jest u nas chyba niemożliwe. Dziurowicz był mieszany z błotem, Listkiewicz też, i jestem pewny, że następca Laty - ktokolwiek by nim był - też będzie przez media poniewierany. Zastanówcie się, czy to właściwa droga, czy dzięki temu polska piłka będzie silniejsza. Łatwo jest zwalać całą winę na PZPN, kiedy ludziom się to podoba.
A nie martwi pana, że w PZPN chyba nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak ważnym turniejem jest dla polskiej piłki Euro 2012? Podczas ostatniego zjazdu dyrektor turnieju Adam Olkowicz został zmuszony do skrócenia swojego wystąpienia na temat mistrzostw. Co może być teraz ważniejszego dla polskiej piłki niż Euro 2012? Przepychanki opozycji z Latą o władzę?
Też odnoszę wrażenie, że mistrzostwa Europy nie wszystkim są na rękę. Wielu osobom nie zależy na tym, żeby zakończyły się sukcesem. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Mogę się tylko domyślać, że chodzi o jakieś prywatne interesy, ewentualnie może ci ludzie są po prostu ignorantami i nie zdają sobie sprawy, jakiej rangi jest to impreza, ile możemy dzięki niej zyskać. Całe środowisko powinno teraz się zjednoczyć, wziąć się do roboty i zawiesić wszystkie spory. Euro 2012 to wielka szansa dla naszej piłki. Możemy wydźwignąć się z kryzysu, odbudować naszą piłkę. Każdy powinien dołożyć swoją cegiełkę do przygotowań, bo czasu do mistrzostw jest coraz mniej. Niedługo ruszy kampania promocyjna Euro 2012 i będzie na nas patrzeć cały piłkarski świat.
Jakby były jakieś problemy, to pan razem z Bońkiem mogą prosić Michela Platiniego o przychylność. Znacie się przecież z prezydentem UEFA.
Z Platinim pamiętamy się jeszcze z boisk francuskich. Graliśmy przeciwko sobie nieraz. Bliżej poznaliśmy się przy okazji różnego rodzaju spotkań charytatywnych. Michel daleko zaszedł w karierze działacza, ale na Zachodzie nie jest wyłącznie pozytywnie odbierany. Wiele osób ma do niego różnego rodzaju zastrzeżenia. Nie są zadowoleni z jego reform. Wcale nie jest mu tak lekko, jak się wydaje.
p
Andrzej Szarmach, nosił przydomek Diabeł, wicekról strzelców mistrzostw świata w 1974 r., najlepszy snajper igrzysk olimpijskich w Montrealu w 1976 r., brązowy medalista mistrzostw świata 1974 i 1982. Najlepsze lata swojej kariery spędził w Górniku Zabrze, Stali Mielec i AJ Auxerre. W polskiej ekstraklasie zdobył 109 bramek, we francuskiej 94. W 1981 i 1982 r. uznawany był za najlepszego obcokrajowca Ligue 1.