Po co w PZPN taka komórka? Wystarczy wspomnieć trzy nazwiska piłkarzy, którzy zamiast w biało-czerwonych koszulkach grają w biało-czarnych niemieckich barwach. Mowa oczywiście Miroslavie Klose, Lukasie Podolskim i Piotrze Trochowskim. Wszyscy urodzili się w Polsce, ale w bardzo młodym wieku wyjechali z rodzinami do Niemiec. By nie tracić więcej takich zawodników PZPN poprosił o pomoc dziennikarza z Opola - Macieja Chorążyka. On i jemu podobni pasjonaci nie dostają ze związku ani grosza i sami, bez pomocy profesjonalistów, zajmują się wyławianiem i namawianiem młodych zawodników. Pasja godna podziwu, gorzej że poważną sprawą zajmują się amatorzy i robią to w mało poważnys sposób.

Reklama

DZIENNIK namówił Chorążyka na wyjazd do Niemiec, gdzie jak wiadomo znajduje się najwięcej młodych piłkarzy polskiego pochodzenia. Początkowo mieliśmy jechać tylko do Kaiserslautern, gdzie Chorążyk miał odwiedzić i wręczyć kilka gadżetów Mariuszowi Szuszce i Bartoszowi Broniszewskiemu. Po namowach pojechaliśmy jednak także do Dortmundu, gdzie gra i mieszka najzdolniejszy piłkarz młodego pokolenia, który w przyszłości może się okazać prawdziwą gwiazdą reprezentacji Polski - 19-letni Sebastian Tyrała.

Wystarczy wspomnieć, że Tyrała ma za sobą 50 występów w różnych młodzieżowych drużynach niemieckich, w których strzelił 20 bramek. Był także w zeszłym roku na mistrzostwach Europy do lat 19, gdzie trafił do jedenastki gwiazd turnieju i był współautorem najładniejszego gola. W meczu z Serbią Tyrała przejął piłkę na 30. metrze, przedryblował pięciu przeciwników, probował strzelać, bramkarz odbił piłkę, ta wróciła do napastnika, minął leżącego bramkarza i podał do nadbiegającego kolegi, który tylko dostawił nogę. Ta akcja pokazuje jak wielki potencjał ma Tyrała.

Broniszewski z kolei od kilku tygodni stał się podstawowym zawodnikiem drugoligowego Kaiserslautern. W swoim debiucie przeciwko St. Pauli strzelił zresztą piękną bramkę. 19-latek jest defensywnym pomocnikiem, a o jego klasie świadczy fakt, że przeszedł przez system szkolenia Bayernu Monachium. Dodajmy - jeden z najlepszych na świecie, a już na pewno najlepszy w Niemczech.

Najmniej znanym z całego towarzystwa jest Suszko, który gra na pozycji środkowego pomocnika, ewentualnie skrzydłowego, w rezerwach Kasierslautern. Piłkarz jednak nie może się przebić do pierwszej drużyny, chociaż co jakiś czas zapraszany jest na treningi z seniorami. Z nim także jest najmniejszy problem, bo ma wciąż polski paszport i w każdej chwili nasi trenerzy mogą po niego sięgnąć. Raczej też nie zainteresują się nim Niemcy.

Kibic Bayernu

Broniszewski urodził się Monachium. Tam wyemigrowali jego rodzice w 1988 roku. Od zawsze był kibicem Bayernu i marzył o występach w koszulce Bawarczyków. "Jak byłem dzieciakiem to uwielbiałem podawać piłki w czasie meczów. Oczywiście najbardziej podczas Ligi Mistrzów" - mówi czystą i poprawną polszczyzną Bartosz. "Ale Bundesliga też miała swoje zalety. Mam chyba koszulki każdego Polaka, który przyjechał do Monachium. Pawła Kryszałowicza, Jacka Krzynówka, Artura Wichniarka. Zawsze po meczu biegłem do Polaka i nie odpuściłem póki nie dostałem trofeum".

Reklama

Tyrała na świat przyszedł w Raciborzu, ale gdy miał zaledwie półtora roku cała rodzina przeniosła się do Niemiec. "Na początku musieliśmy przejść przez piekło obozu. Mieszkaliśmy wszyscy na kupie, czekaliśmy na niemieckie papiery" - wspomina ojciec piłkarza Roman. Dziś Tyrałowie nie mają polskich paszportów. Gdy straciły ważność nie wyrabiali sobie nowych dokumentów, bo mieli już obywatelstwo nowej ojczyzny. Wyrobienie nowych papierów jest jednak tylko kwestią czasu. Od Chorążyka rodzice Tyrały dostali już namiary na polski konsulat w Kolonii, gdzie powołując się na PZPN Sebastian ma w trybie przyspieszonym dostać dokumenty.

Zawodnik Borussi niezbyt dobrze mówi po polsku. Widać, że się wstydzi, co jakiś czas patrzy na rodziców i szuka u nich pomocy. Twierdzi jednak, że jest naprawdę zdeterminowany, by grać dla Polski. "Wiem, że jak Niemcy usłyszą, że chcę występować w biało-czerwonych barwach to zaczną wywierać na mnie ogromną presję. Ale ja się tym nie przejmuję. Zawsze marzyłem, by grać dla Polski, ale wcześniej nikt się mną nie interesował. Prosiłem Ebiego Smolarka, jeszcze jak był w Borussi, żeby się za mną w PZPN wstawił. Teraz o to samo prosiłem Kubę Błaszczykowskiego, ale do tej pory nie było żadnego odzewu".

Tyrała to priorytet

Chorążyk sprawę odzyskania Tyrały dla Polski traktuje priorytetowo. Już po powrocie z Niemiec rozmawiał z trenerem Andrzejem Zamilskim i ustalono, że jeżeli tylko zawodnik w lutym będzie miał polski paszport zostanie powołany na mecz reprezentacji U-21. Występ w tej kategorii wiekowej według nowych przepisów zamka już drogę do zmian barw narodowych. Problem w tym, że niemal na sto procent takie samo powołanie przyjdzie od Niemców. "Nie ma problemu, nie pojadę" - hardo twierdzi Tyrała.

Nieco więcej wątpliwości mają rodzice. "A jak tam go przyjmą w Polsce" - dopytuje się ojciec. "Poza tym co tu się będzie działo. Będą go namawiać, by grał dla Niemiec".

Na potwierdzenie wyjmuje segregator z wycinkami prasowymi. Jeden z nich to artykuł z „Bilda” - Zrób jak Poldi, wybite wielkimi literami w tytule. Dziennikarka pisze o możliwości „porwania” Sebastiana przez Polaków.

Broniszewski nie był jak dotąd namawiany do gry dla Niemiec. "Kiedyś chcieli mnie powołać do reprezentacji regionu, ale mój trener w Bayernie się nie zgodził. Powiedział, że to dla mnie żadna promocja i honor, a tylko ryzyko odniesienia kontuzji" - opowiada pomocnik. "Czuję się Polakiem, w domu rozmawialiśmy, tylko po polsku. Zawsze chciałem grać dla biało-czerwonych. Ale jak się zgłoszą Niemcy pierwsi to nie wiem co zrobię" - uczciwie stawia sprawę Broniszewski. "Oczywiście jeżeli dostanę tylko powołanie do reprezentacji Polski to się stawie na każde wezwanie".

Co ciekawe piłkarz Kaiserslautern wcale nie lubi Niemców, ani tamtejszej piłki. "Na mistrzostwach świata zawsze byłem przeciwko Niemcom. W trakcie turnieju byłem zawodnikiem Hoffenheim. Byłem jeszcze niepełnoletni więc musiałem mieszkać z niemiecką rodziną. Pierwszą połowę meczu z Polską oglądałem jeszcze z nimi. Ale kiedy zobaczyłem jak się zachowują, jak na nas psioczą, wyzywają, na drugie 45 minut poszedłem do siebie do pokoju. Najgłośniej krzyczała matka tamtej rodziny. W końcu nie wytrzymałem i wypaliłem do niej: „Kobieto co ty w ogóle wiesz o piłce?”. Od razu po mistrzostwach się wyprowadziłem. Ale zanim to nastąpiło popsułem im trochę nerwów. W czasie półfinału Włochy - Niemcy przyszedłem w koszulce Fabio Cannavaro z włoską flagą na plecach. Ależ byli wściekli".

Ma paszport to gra

Broniszewski nie ukrywa, że nie trzyma się razem z Niemcami i mimo, że spędził w tym kraju całe życie nigdy nie czuł się komfortowo. "Moim najlepszym przyjacielem w Lautern jest Turek. Sporo rozmawiam też z Moussą Ouattarą, który trafił do nas z Legii Warszawa. Niemcy zawsze mi dają do zrozumienia, że jestem kimś gorszym. Jeszcze jak grałem w Bayernie wszyscy trenerzy młodzieżowi namawiali mnie na zmianę paszportu na niemiecki. Powiedziałem, że nie mowy. No i wkońcu musiałem odejść. Oficjalnie, bo byłem za słaby. Nieoficjalnie jednak wiadomo, że chodziło o paszport. W końcu się ugiąłem i wyrobiłem sobie także niemieckie dokumenty. No i proszę dziś gram w podstawowym składzie Kaiserslautern".

Najbliżej polskiego futbolu był jednak nieoczekiwanie Suszko. W jego pokoju w wynajmowanym pod Kaiserslautern mieszkaniu na ścianie wiszą proporczyki Pogoni - w końcu w Szczecinie się urodził - i Cracovii. Niektóre źródła przed rozpoczęciem tego sezonu anonsowały go nawet jako zawodnika Pasów. "Trener Stefan Majewski poradził mi jednak żebym dokończył cały cykl szkoleniowy w Niemczech. Powiedział, że może za rok, lub dwa po przejściu całego procesu będę mógł spokojnie znaleźć klub w polskiej pierwszej lidze" - opowiada Suszko.

Dwa szaliki na trzech

A jak wygląda samo namawianie? Chorążyk wręczał piłkarzom kilka gadżetów - portfel, proporczyk, breloczek z logiem PZPN i szalik. Tak po prawdzie szaliki były dwa, piłkarzy do odwiedzenia trzech, więc dla wszystkich nie wystarczyło... Pytał, czy są gotowi grać dla Polski, pytał o dotychczasowy przebieg kariery. Nic specjalnego, żadnych asów z rękawa. Ciągle daleko nam do skuteczności Niemców.

Bardzo dobrze, że wreszcie w związku pojawili się ludzie zajmujący się tym zagadnieniem. Problem w tym, że komórka PZPN nie tylko działa w sposób partyzancki, to jeszcze niekompetentny. Chorążyk, którego nagle wszędzie pełno w gazetach, odwiedzając Tyrałę nawet nie wiedział, czy zawodnik będzie mógł grać w reprezentacji Polski. "Masz za sobą występy w niemieckiej drużynie do lat 20? To niezbyt dobrze. Nie wiem, czy nie jesteś dla nas spalony. Będę musiał to sprawdzić" - zastanawiał się głośno.

Na nieśmiałą sugestię, że skoro w domu państwa Tyrałów jest komputer z dostępem do internetu, możnaby to sprawdzić na miejscu - chociaż człowiek zajmujący się tym na codzień powinien przepisy znać na pamięć i umieć je wyrecytować obudzony w środku nocy - odpowiedział, że wszystko sprawdzi po powrocie do Warszawy.

Innym przykładem niekompetencji Chorążyka jest sprawa Daniela Sikorskiego z drugiej drużyny Bayernu Monachium. Szef komórki miał bardzo mgliste pojęcie o istnieniu tego piłkarza. Dostał jednak od nas namiary na niego i spotkał się nawet z nim w Warszawie. Szkoda tylko, że pierwsza wersja brzmiała, że młodzieżowy reprezentant Austrii dla Polski nie będzie mógł zagrać. "Ciężka sprawa. Rodzice chłopaka zrzekli się polskich paszportów. Nie będzie mógł grać dla nas" - mówił zrozpaczony Chorążyk. Rzeczywistość okazała się nieco inna. Wystarczył jeden telefon do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, następnie do Kancelarii Prezydenta, by się dowiedzieć, że Sikorski oczywiście nie jest dla naszego futbolu stracony. Chłopak musi tylko wystąpić o nadanie obywatelstwa, i nie ma absolutnie żadnych przeciwskazań, by go miał nie dostać.

Osobną sprawą jest, że komórka Chorążyka jest traktowana przez PZPN jak kukułcze jajo. Nikt mu nie pomaga. Jego i podobnych pasjonatom, którzy poświęcają swój wolny czas i prywatne pieniądze, by zrobić coś dla naszego futbolu. Szkoda, bo samymi dobrymi chęciami wiele się nie da osiągnąć.