"Odchodzę na moich warunkach" - mówiła Sorenstam. W przypadku 37-letniej golfistki, która rywalizuje zawodowo od 1993 r. to naturalna kolej rzeczy. Sorenstam, która cały poprzedni sezon walczyła z kontuzją kręgosłupa, zamierza wkrótce ponownie wyjść za mąż i poświęcić się pracy w swojej akademii golfowej. Zapowiedziała, że wcześniej postara się odzyskać pozycję numer 1 w światowym rankingu, którą przed 13 miesiącami odebrała jej meksykanka Lorena Ochoa. Teraz ma przed sobą pożegnalny sezon - będzie mogła celebrować ostatnie starty. Kibice, którzy jeszcze raz chcieliby zobaczyć ją na polu golfowym mają czas do 10 grudnia. Wtedy w Dubaju zacznie się ostatni turniej Sorenstam, Dubai Ladies Masters.
Odejście Justine Henin wprawiło w osłupienie cały świat. Trudno wytłumaczyć dlaczego liderka rankingu WTA z dnia na dzień decyduje się odłożyć rakietę? Czy zawodniczka, której najmocniejszą stroną była psychika nie umie dać sobie rady z chwilowym kryzysem? W ciągu 4 miesięcy tego roku poniosła już cztery porażki, tyle samo, ile w całym poprzedni sezonie.
Henin przekonuje, że ostatnie wydarzenie nie miały znaczenia, a swoją decyzję dobrze przemyślała. "Pojadę na długie wakacje. Będę cieszyć się porannym bieganiem, tylko dla przyjemności. Nigdy nie jeździłam na nartach. Myślę, że spędzę w ten sposób całą zimę. Chcę odkryć na nowo małe przyjemności" - mówiła tenisistka.
Czy tęsknota za zwyczajnym życiem jest jedynym powodem, dla którego Henin porzuca bajeczną karierę tenisową? Gdzie podział się jej wielki duch walki? Tego pewnie nie dowiemy się nigdy. Drobna Belgijka, która zadziwiała znakomitym bekhendem, pozostała osobą do pewnego stopnia tajemniczą. Już jako tenisistka numer jeden, starała się zmienić swój wizerunek, bo kibice uważali ją za zimną i nieczułą. Niewielu ludzi zdawało sobie sprawę z jej skomplikowanego życia osobistego.
"To nie jest jakaś wykończony psychicznie tenisistka, która potrzebuje przerwy. Jej decyzja jest na całe życie. Nie sądzę, aby była jakakolwiek nadzieja, że wróci. Podejrzewam, że ostatecznym powodem były osobiste przejścia z zeszłego roku. Powiedziała mi, że dopiero kiedy wyjechała na wakacje zdała sobie sprawę, jak bardzo ją to zmieniło" - mówił Larry Scott, szef WTA.
Rok 2007 zaczął się od trzęsienia ziemi - Justine nie wzięła udziału w Australian Open z powodu separacji z mężem Pierre–Yvesem Hardenne. Jednak szybko wróciła na kort i zaczęła grać jak w transie. Zwyciężyła w 10 z 14 turniejów, w których brała udział, w tym Roland Garros i US Open. W Paryżu po raz pierwszy w jej zawodowej karierze na meczach była siostra i dwaj bracia. Pogodziła się także z ojcem, z którym nie utrzymywała kontaktu od wielu lat. Tenisistka, która jako 12-latka straciła matkę, a ojca zastępował jej trener Carlos Rodriguez, wreszcie wydawała się szczęśliwa. Niewiarygodny sezon, który przyniósł jej rekordowe zarobki 5 mln dolarów, zakończyła pokonując Szarapową w finale mistrzostw WTA.
"To był najbardziej intensywny finał w mojej karierze, najlepszy tenis, jaki zagrałam. Absolutne granice możliwości. Czuję, że moja kariera skończyła się wtedy w Madrycie. Przez ostatnie miesiące starałam się znów poczuć to pragnienie i żar, który kiedyś w sobie miałam. Ale w zeszłym tygodniu w Berlinie zdałam sobie sprawę, że jestem na końcu drogi."
Obrona tytułu na Roland Garros, zwycięstwo w Wimbledonie i inne cele, które mogła mieć przed sobą najlepsza tenisistka świata nagle przestały mieć znaczenie.