Tam wygrała 200 delfinem i zdobyła srebrne medale na 400 kraulem i właśnie na sto delfinem. To było jednak cztery lata temu. Teraz Otylia przede wszystkim goniła czas i nadrabiała zaległości, bo przecież początek roku w jej wykonaniu był słabiutki ze względu na choroby i kontuzje. Na szczęście "Oti" dobrze przepracowała ostatnie miesiące i wydaje się do startów na koronnym dystansie 200 motylkiem i 400 kraulem jest odpowiednio przygotowana. Z drugiej strony ci, którzy przebywali z nią w ostatnim czasie, przyznają, że nad szybkością pracowała najmniej. A to kluczowa sprawa w wyścigu na sto metrów.

Reklama

"Taką podjęła decyzję i tyle. Co ja o tym sądzę? Nie jestem Otylią, nie wiem jak ona się czuje. Tłumaczy, że chce potraktować setkę jako przetarcie przed innymi startami. Tyle, że zaczyna od czterystu, więc… najlepiej od wszystko pytać Otylię" - mówi DZIENNIKOWI trener Słomiński. Jego zdaniem Otylia jest w świetnej formie. "Okres ostatnich kilku miesięcy przepracowała naprawdę dobrze, nie mogę powiedzieć złego słowa. Ma jednak zaległości wynikające z problemów na początku roku i dlatego nikt nie jest w stanie określić stopnia jej wytrenowania. Ja monitoruję jej trening i wpisuję dane w arkusze obciążeń i z tego mi wychodzi, że jest przygotowana podobnie jak przed mistrzostwami świata w Montrealu, gdzie pływała bardzo szybko" - przekonuje Słomiński, ale przyznaje jednocześnie, że start na sto metrów niekoniecznie musi być najlepszym pomysłem. "Nie widziałem szybkości w jej treningach, choć tego nie da się zmierzyć poziomem kwasu mlekowego. Można tylko patrzeć na stoper. I przyznam, że takiej szybkości, która nastrajałaby mnie optymistycznie nie widziałem. Widać za to wytrzymałość, bardzo potrzebną na 400 metrów" - tłumaczy trener.

Decyzję jednak podjęła sama zawodniczka. W porównaniu do ostatniego startu w Eindhoven widać w jej zachowaniu ogromną różnicę. Tam doskonale zdawała sobie sprawę, że nie jest w najlepszej formie. Sama jednak chyba nie sądziła, że jest aż tak źle, bo nie udało jej się nawet wejść do finału na 200 delfinem. Teraz Oti wygląda na dosyć pewną siebie, a to dobry znak. "Kwestia psychiki i odpowiedniej mentalności jest bardzo ważna. Na razie Otylia jest bardzo spokojna, skoncentrowana i naprawdę dobrze dobrze to wygląda" - mówi Słomiński, który przyznaje też często, że praktycznie nikt nie jest w stanie określić granicy jej możliwości. Pozostaje więc zaufać Polce i czekać na jej starty w trzech konkurencjach, tym bardziej, że Oti w imprezach tej rangi praktycznie nigdy nie zawodzi.

Ciężko za to określić w jakiej formie jest Paweł Korzeniowski. Pływak z Oświęciemia nie przyjechał bowiem na wczorajszy trening. "Paweł dostał i wziął sobie wolne" - śmiał się trener, który przyznaje, że jego zawodnik wykonał ogromną pracę przed igrzyskami.

Reklama

W świetnym humorze był też Mateusz Sawrymowicz. Mistrz świata na 1500 metrów był bardzo zadowolony z pierwszego treningu w Wodnej Kostce. "Basen jest dobry, choć w środku jest trochę zimno. Odpowiednia jest za to temperatura wody, poza tym jest głęboko i fajnie się pływa. Brakuje mi jeszcze trochę odpowiedniego czucia wody, ale zostało trochę czasu" - stwierdził Mateusz, który jako pierwszy z Polaków trafił na kontrole antydopingową. "Normalna rzecz. Była ze mną Kirsty Coventry, więc miałem przynajmniej dobre towarzystwo. Jutro też kogoś wezmą" - śmiał się Mateusz.

Polak wystartuje w Pekinie prawdopodobnie w sprawdzonym (i zawodnym) kostiumie firmy Diana. Zresztą, wszystko wskazuje na to, że w sprzęcie tej firmy będzie też pływać Otylia i "Korzeń", choć nasi zawodnicy mają ze sobą kostiumy innych producentów.

Problemów ze sprzętem nie ma typowany na największą gwiazdę igrzysk Amerykanin Michael Phelps, który wczoraj trenował na torze obok Łukasza Gąsiora i Łukasza Wójta. "Phelpsa nie było!" - przekonywali jednak po treningu Polacy. Dopiero chwilę później zorientowali się, że nie rozpoznali Amerykanina, który zapuścił spory zarost. Co ciekawe, Wójt z Gąsiorem pojawili się przed basenem jako pierwsi i od razu zajęli się… robieniem sobie zdjęć."Basen robi wrażenie. A fotek napstrykamy jeszcze sporo" - śmiali się Polacy.