Na półmetku konkursu zaczęli budzić się rywale Polaka. "Hej ho, tylko patrzeć jak kolejni machać będą po 67-68 metrów. No i tak się stało. Z najwyższego stopnia podium zepchnął mnie w czwartej kolejce rezultatem 68,82 Kanter. Nie dam się usunąć niżej, jednak czułem, że siły mnie już opuszczają. Konkurs ciągnął się długo, ten ciężar trzeba było utrzymywać, ciągle rozgrzewać; chciałem, aby już się zakończył" - wspomina srebrny medalista.
Małachowskiemu doradzał i trener, i nasz mistrz w pchnięciu kulą Tomasz Majewski. "Trener Witold Suski mówił rzucaj daleko, a Tomek Majewski - zachowaj spokój do końca i myśl co robisz" - opowiadał nasz dyskobol.
Małachowski miał przed konkursem bardzo ciekawe sny. "Ostatniej nocy zamiast medalu śniły mi się kobiety. Jakie? Różne. Fajnie było" - westchnął dyskobol, który jednak nie uważa, by po olimpijskim sukcesie czekało go większe powodzenie u kobiet. "Słaby jestem w rwaniu... tylko 140 kg" - śmieje się..
Urodzony 7 czerwca 1983 roku w Żurominie Piotr Małachowski podkreślił trudną i wyboistą drogę do Pekinu. "Chciałem pokazać, udowodnić niedowiarkom, którzy po Osace, gdzie byłem dwunasty w mistrzostwach świata, twierdzili, że nie nadaję się do rzutu dyskiem. Niestety, takich też pseudofachowców też mamy. Po tym sukcesie oczekiwania na pewno wzrosną, ale nie sposób jest zawsze być w wysokiej formie. Sztuką jest, by przyszła w najważniejszej imprezie. A nie ma już ważniejszej od igrzysk olimpijskich" - zakończył starszy szeregowiec z WKS-u Wrocław.