W relacjach z Pekinu przewijał się wątek alkoholu, którego nadużywają działacze. Jak to wygląda?

Sylwia Gruchała: Dajmy na to, że wyjeżdżamy na mistrzostwa świata. Jadą z nami wszyscy działacze związku, ludzie, bez których można by się obejść. Tuż przed naszymi startami robią sobie głośne imprezy. Nie raz było tak, że przed ważnymi walkami budziły nas odgłosy libacji. Na to wszystko patrzył prezes i nie reagował. W normalnym związku, prezes nie pozwoliłby na to. Podobnie, jeśli widziałby, że trener przychodzi pijany na zajęcia, odsunąłby go od pracy.

Reklama

To, kto pije?

Nazwisk nie wymienię, ale prezes wie, kim oni są. To ludzie pracujący w związku.

Nie trzeba było walnąć pięścią w stół, powiedzieć – kończymy imprezę, bo jutro startujemy?

Próbowaliśmy, ale z nami nikt się nie liczy. A przede wszystkim prezes. Zawsze nam powtarza, że to my jesteśmy dla związku, a nie związek dla nas. Traktuje go jak prywatny folwark.

Prezes Lisewski i trener Pagińsk wskazali winnego porażki w Pekinie.

Reklama

Italiano...

Tak.

Nawet nie chcę tego komentować. Jak Luigi może być winny temu wszystkiemu?

To proste. Luigi Tarantino, z którym pozostaje pani w związku, absorbuje pani uwagę. W domyśle, zamiast spać w swoim pokoju i odpoczywać, pani spędza czas z nim.

To jakiś absurd. Pagiński zapamiętał mnie chyba jako dwunastoletnią dziewczynkę, bo od takiego wieku mnie trenuje, ale teraz chyba zapomniał, że mam już dwadzieścia siedem lat, jestem osobą dorosłą i mam prawo do swojego prywatnego życia.

Czy to prawda, że drużyna nie ma fizjologa?

Szermierka dziś jest szybka, liczy się wytrzymałość. Kiedy jestem zmęczona, fizjolog byłby w stanie doprowadzić mnie szybciej do pełnej dyspozycji. Byłoby także mniej kontuzji. Podobnie jest z masażem. W związku są ograniczenia finansowe i trener woli zamiast masażystę zabrać zawodniczkę. Nieraz na zawodach PŚ musieliśmy prosić o pomoc lekarza innej ekipy, kiedy nam coś się stało. To dziadowanie.

PZSzerm jest aż tak biedny?

Nie wiem, ale sprawia takie wrażenie. Fechmistrz Tadeusz Pagiński jest wspaniałą osobą, świetnym trenerem i fachowcem. Ale jemu samemu także jest ciężko ogarnąć pewne rzeczy, skoro nie ma wsparcia w związku. Poza tym trenerzy są zastraszani. Zawodnicy zgłaszają jakiś problem do trenera, a ten zamiast go rozwiązać sam, odsyła do prezesa. Boi się mu narazić.

Prezes jest wszechwładny?

Wydaje się, że tak. Kiedyś związek zawiadomił światową federację, że jeden z sędziów jest chory i nie może prowadzić zawodów we Francji. Na jego miejsce wysłano innego. Później ten rzekomo chory od kogoś z Francji dowiedział się, że był chory i dlatego nie sędziował tych zawodów. Polski związek okłamał światową federację.

Kto podjął tę decyzję?

A kto rządzi związkiem?

Adam Lisewski.

No i najprawdopodobniej to prezes ją podjął.

Kto powinien go zastąpić?

Nie wiem. Na razie myślimy o tym, żeby prezes sam zrezygnował bądź odwołamy go. Jeśli tak się nie stanie, to wtedy ja będę miała pod górę.

Uda się pani na emeryturę? Tam wysłał panią Lisewski.

Wiem o tym i jest mi cholernie przykro, bo jestem osobą, która zrobiła coś dla polskiej szermierki i nie zasłużyłam na takie traktowanie.