Agnieszka odniosła wielki sukces. Kiedy przyjdzie czas na Ulę?
Robert Radwański: Ula może wystrzellić w każdej chwili, wystarczy jeden udany turniej. Do tej pory często przegrywała o włos, decydowały niuanse. Zdarzało się, że miała rywalkę na widelcu, ale traciła kontrolę przy kluczowej piłce. Na pewno jest zawodniczką do emocjonalnego ustabilizowania. To nie Isia, która od zawsze była dojrzała. Jej żywiołowość ociera się czasem o zachowania wulgarne. Staramy się nad nią pracować, temperować ją. Był nawet pomysł, by pomógł jej psycholog. Ale ja uważam, że sama musi nauczyć się radzić ze swoimi emocjami. Kiedy zrozumie, że to jej przeszkadza, nauczy się je kontrolować. Wierzę głęboko, że jeszcze w tym roku coś osiągnie, skończy sezon w pierwszej setce. To wcale nie są utopijne plany.
Dzika karta do Indian Wells spadła Uli z nieba.
Uzyskanie jej było prawdziwą sztuką. Wyjątkowo rzadko zdarza się, że Polka dostaje przepustkę do turnieju za oceanem przy tej liczbie Amerykanek, które usiłują się przebić. Odnieśliśmy tu polityczne zwycięstwo. Podziękowania należą się naszemu agentowi Victorowi Archutowskiemu. To wielka rzecz, bo Ula łaknie punktów WTA jak kania dżdżu.
Czy na podobną szansę może liczyć na kolejnym turnieju w Miami?
Będzie bardzo ciężko, bo to turniej obowiązkowy. Za opuszczenie go zawodniczki płacą karę, siłą rzeczy konkurencja jest duża. Będziemy starali się zagrać przynajmniej w deblu. Ula jako juniorka ciągle ma limity startów, może zagrać w 17 zawodowych turniejach w roku. Z punktu widzenia kariery singlowej to byłby turniej zmarnowany. Ale w roku olimpijskim warto coś takiego zrobić.
Jaka jest szansa na siostrzany debel w Pekinie?
Całkiem duża. Suma pozycji rankingowych obu dziewczyn powinna wynosić 120. W tej chwili to 176. Agnieszka jest na miejscu 42, więc nadrobić musi głównie Ula. Niestety niedługo odpadają im punkty za wygrany turniej w Istambule. Planuję, że na Roland Garros siostry zagrają razem. To ostatni turniej, który liczy się w walce o igrzyska. Wystarczy, że tam przejdą dwie rundy i rzutem na taśmę pojadą do Pekinu.
A jeśli Ula nie zdobędzie odpowiedniej liczby punktów, a uda się to innej Polce, to czy Agnieszka stworzy z nią debla na igrzyskach?
Jestem otwarty na takie propozycje, ale nie wszystko zależy ode mnie. Teoretycznie szansę ma więcej dziewczyn. Z każdego kraju mogą wystartować dwa deble, jeśli mają odpowiedni ranking. Proces akceptacji jest wielostopniowy. Kandydatury zgłasza PZT, a decyduje PKOl. Pamiętajmy o przypadku Magdy Grzybowskiej, która nie pojechała na igrzyska, bo tak postanowiono przy zielonym stoliku.
Jakie są wasze plany po Miami?
Ja z Ulą wracam do Europy, gdzie będzie grać w kilku turniejach z pulą nagród 100 i 75 tysięcy dolarów. Ula ma tam gwarantowane starty jako liderka rankingu juniorów. Agnieszka zostanie w Stanach, żeby grać na zielonej mączce, ale tylko jeśli niewiele zdziała w Indian Wellls i Miami. Jeśli tam pójdzie jej świetnie, to też wróci do Europy i zacznie grać na kortach ziemnych. Może nawet pojedzie z Ulą na któryś z tych małych turniejów, ale tylko jako sparingpartnerka.
Od początku roku jesteście stale w drodze. Jak wytrzymujecie ten maraton?
Jestem okropnie zmęczony. Ciągłe podróże, zmiany stref czasowych uderzają przede wszystkim we mnie i żonę. Dziewczyny adaptują się momentalnie. Poza tym to na nas spoczywa masa pracy organizacyjnej - bilety lotnicze, hotele, ciągłe dopasowywanie terminów. Chociaż muszę przyznać, że ostatnio dziewczyny same zaczęły dbać o takie rzeczy. Na przykład rezerwują hotele przez internet.
Być może rodzinny biznes już nie wystarcza.
Dobrze radzimy sobie z żoną. Dużo pomaga nam menedżer Victor Archutowski. Nie wydaje mi się, żebyśmy na tym etapie mogli podpisać kontrakt z firmą menedżerską. Nie wykluczam współpracy z jakimś sponsorem, ale tylko za zgodą Prokomu. Taką klauzulę mamy w umowie, która obowiązuje do końca 2008 r. Mam nadzieję, że zostanie przedłużona.
Do tego czasu pewnie będziecie mieć całą stertę propozycji, może wybierzecie inną firmę?
Zawsze mówię, że lepszy jeden sprawdzony sponsor niż kilku nowych. Współpraca z Prokomem układa się świetnie. Dlatego nie chcę tego zmieniać. Można jedynie dostosować warunki kontraktu do obecnego poziomu sportowego sióstr.
A jeśli jakaś firma przebije Prokom?
W tenisowym świecie najbardziej liczą się Nike i Adidas. Na razie nie widzę z ich strony większej inicjatywy. Te firmy programowo do nas nie podchodzą. Przyczyna jest prosta -- giganty nie znoszą konkurencji. Jeśli jakiś zawodnik nosi ich logo, nie może mieć na sobie żadnego innego. Sponsorowanym przez nich tenisistkom nie wolno nawet nosić obowiązkowej naszywki sponsora cyklu WTA - Sony Ericsson. Z założenia płacą za to kary. Drugi powód to agencje menedżerskie IMG, SFX i Octagon. One nie dopuszczają nikogo spoza swoich stajni do tych lukratywnych sponsorów. Te agencje żyją z tenisistek i nie mogą pozwolić sobie na to, żeby któraś działała niezależnie. Niedawna zmiana przepisów dała im jeszcze większą władzę - skasowano bonusy za pokonanie wyżej notowanych i drastycznie obniżono punkty za przejście eliminacji. Młodym trudno poradzić sobie bez dzikich kart. A kto nimi dzieli - oczywiście agencje. Iśka jest jedyną tenisistką, która przebiła się do czołówki, zachowując niezależność. Jak to widzą, krew ich musi zalewać -- ktoś przechytrzył ich cały system.
Agnieszka jest w czołowej "20" WTA, teraz chyba może wejść w ten system na korzystnych warunkach?
Nie do końca jestem przekonany, czy to się opłaca. Dla mnie idealny scenariusz byłby taki, by wielcy sponsorzy doszli do wniosku, że reklama na stroju Agnieszki im się opłaca. Nawet obok innej naszywki. Chciałbym wypracować kompromis między Prokomem a np. Nike'em. Jedno jest pewne - czas działa na naszą korzyść. Na pewno nic nie tracimy.
Ale może moglibyście już coś zyskać, tak jak wiele zawodniczek, które mają takie kontrakty?
Nikt do końca nie wie, ile one dostają. Dużo mówi się o milionach dla tenisistów, ale są to niesprawdzone informacje. Bardzo dobre kontrakty ma może pięć osób na świecie. A reszta? To nie są bajkowe kwoty.