Dzień po porażce z Chorwacją selekcjoner Leo Beenhakker, co zrozumiałe, nie tryskał humorem. Nie chciał mówić o swoich błędach, można było wręcz odnieść wrażenie, że w jego ocenie kiepski występ na Euro 2008 był winą nieszczęśliwego zbiegu okoliczności. Ot czterech czołowych piłkarzy, od których w tej drużynie zależy najwięcej, było zupełnie bez formy. Dziennikarzy zgromadzonych na konferencji prasowej to nie przekonało, ale mimo wszystko niewielu jest takich, którzy domagają się dymisji Holendra - czytamy w DZIENNIKU.

Reklama

"Jeżeli moje odejście miałoby sprawić, że Polska nagle, wraz z moim zniknięciem, wejdzie na najwyższy poziom międzynarodowy, to jestem gotów podać się do dymisji w każdej chwili" - niemal krzyczał Beenhakker. "Problem w tym, że wszyscy wiemy, że tak się nie stanie. Wiecie to doskonale, bo ostatnio regularnie wymienialiście selekcjonerów. I przyniosło to jakiekolwiek efekty? Nie. To samo powtarzało się regularnie u was co dwa lata. W 2002, 2004, 2006. I nic nie poszło do przodu. Nie będzie tak, że gdy tylko odejdę nagle w Polsce znajdziecie Davida Villę i Fernando Torresa. Trzeba zrozumieć, że problem jest znacznie głębszy. Strukturalny. Zaczynając od szkolenia, poprzez boiska treningowe, na reprezentacji kończąc. Jestem oczywiście gotowy na polskie piekło. Wiem, że będą teraz dyskusje, ale spokojnie. Jestem przygotowany. Odrzuciłem kilka poważnych ofert. Zawsze wszystkim powtarzałem, że kontrakt z Polską mam do 2010 roku!" - dodawał Leo.

Nie da się jednak ukryć, że polska drużyna na Euro bardzo rozczarowała. Selekcjoner nie potrafił wskazać jednoznacznych powodów takiego stanu rzeczy.

"Przygotowania były bardzo dobre. Wszystko wskazywało na to, że nasz występ na turnieju będzie zupełnie inny. Niestety nie byłem w stanie przewidzieć, że Krzynówek, Smolarek, czy Lewandowski będą w takim dołku. Zaznaczam, że te nazwiska wymieniam tylko jako przykład. Nie obwiniam żadnego z piłkarzy. Pracowali jak konie i sami są bardzo zawiedzeni i są pierwszymi, którzy to przyznają. Niestety nie możesz iść do sklepu i kupić dwa kilogramy formy. Tego się nie sprzedaje. Czasem tak bywa, że piłkarz, który błyszczy i jest jednym z najważniejszych ogniw drużyny po dwóch, czy trzech tygodniach jest nie do poznania. Ciężko mu przyjąć futbolówkę, ciężko oddać strzał, nic nie wychodzi. Ronaldinho, którego pamiętamy z Ligi Mistrzów i sezonu 2005/06 w niczym nie przypominał tego piłkarza z zeszłego sezonu. Ten nawet nie był cieniem tego pierwszego" - analizował Beenhakker.

"Normalnie Lewandowski jest człowiekiem na którym zawsze można polegać. W meczu z Chorwacją tymczasem popełniał katastrofalne błędy" - dodawał Holender. "To samo ze Smolarkiem, czy Krzynówkiem. A przecież wszyscy widzieliśmy, że stać ich na więcej, że w normalnej dyspozycji są najważniejszymi ogniwami tego zespołu. Słyszę opinie, że wszyscy oprócz Boruca byli w złej formie. Ja się z tym nie zgadzam. Dudka zagrał świetny turniej. Żewłakow, czy Wasilewski zagrali na swoim stałym poziomie. Nie jest tak, że zabrakło wszystkiego" - twierdził Leo.

Na pewno jednak zabrakło wiele. Bez formy byli przecież także Jacek Bąk i Maciej Żurawski (podczas 45 minut z Niemcami). Możemy sobie tylko wyobrazić, jak słaby musiał być Zahorski, jeżeli zamiast niego (choć przeszedł cały okres przygotowawczy razem z drużyną) Beenhakker wolał posłać do boju przeciwko Niemcom ściągniętego z greckiej plaży Łukasza Piszczka. Zupełnie nie sprawdził się Paweł Golański, nie było żadnej alternatywy w ataku. Selekcjoner twierdzi, że na swoim poziomie zagrał Wojciech Łobodziński, ale w meczu z Austrią na prawej stronie biegał Marek Saganowski. Prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu. Coś więc musiało być nie tak także z formą wiślaka.

"Trener w swoich rękach ma 80, może 85 procent wpływu na drużynę. Żaden szkoleniowiec nie jest w stanie niektórych rzeczy przewidzieć. Zapewniam wszystkich, że Brueckner nie zaplanował sobie, że Petr Cech wypuści proste dośrodkowanie z rąk i Turcja wyrówna stan meczu. Tak jak i ja nie zaplanowałem sobie 93. minuty meczu z Austrią. 15 procent zawsze wisi w powietrzu, nie można tego przewidzieć. Tak samo jak nie można było przewidzieć, że trzech, czy czterech piłkarzy, którzy stanowią o sile tej drużyny będzie zupełnie bez formy" - uparcie powtarzał swoją tezę Holender.

Reklama

Oczywiście trwają w tej chwili debaty, czy Beenhakker postawił na odpowiednich wykonawców. Selekcjoner odniósł się i do nich. "Gdy słyszę sugestie, że gdybym wziął Gancarczyka bylibyśmy dziś w ćwierćfinale to nie mogę się nadziwić. To nie jest tak, że jedno, czy dwa nazwiska coś by zmieniły. Takie sugestie są po prostu głupie. Oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania i ja szanuję każdą opinię, ale zabranie jednego piłkarza w miejsce drugiego nie rozwiązuje sprawy. Czasem mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która widzi jak niesamowicie wysoki jest poziom tych mistrzostw. Wydawało się, bazując na realistycznych przesłankach, czyli wynikach z eliminacji, że mamy przynajmniej 12-13 piłkarzy zdolnych na takim poziomie zagrać, ale stało się inaczej" - mówił selekcjoner.

Rzeczywiście Beenhakker miał bardzo ograniczone pole manewru. Dlaczego jednak tak uparcie nie chce mówić o swoich błędach?

"Na razie jest za wcześnie, by o tym mówić. Jak tylko odpocznę, a teraz idę na tygodniowy urlop, wezmę się za analizę. I będę sam dla siebie bardzo ostry i sam dla siebie będę najsurowszym sędzią i krytykiem" - deklaruje Holender.

Tych ostatnich z pewnością nie zabraknie, choć niewielu jest takich, którzy chcieliby selekcjonera zwalniać. Wśród kibiców wiara w selekcjonera jest wręcz ogromna. Na jednym z portali internetowych ponad 70 procent fanów chciało, by został na swoim stanowisku. Na pewno czeka nas merytoryczna i poważna dyskusja nad tym co zrobić, żeby szczytem osiągnięć naszych piłkarzy, nie był sam awans na wielką imprezę.

"Nikt nie chce mówić o rozwiązaniach, słyszę same narzekania, a żadnych pomysłów i rad" - skarży się selekcjoner, ale problem tkwi w tym, że po to właśnie zatrudniono Beenhakkera żeby te rozwiązania znalazł, a nie oczekiwał, że ktoś mu je podsunie. Wracamy do punktu wyjścia? Znowu cała nadzieja w Beenhakkerze? Poważnie zachwiana, ale jednak chyba tak. Nie mamy innego wyjścia. Tylko trochę mniej bufonady, panie selekcjonerze.